Pod koniec października 2024 roku ukazała się kolejna część Kaczogrodu Carla Barksa – Ogień olimpijski i inne historie z rodu 1964.
Niniejszy album zawiera komiksy Carla Barksa z roku 1964. Tytułowy komiks ma dziesięć stron, czyli objętość najczęściej spotykaną w dorobku rysownika. Niemniej do tego zbioru trafiło aż siedem dłuższych opowieści. We wszystkich główną rolę odgrywa Sknerus, który musi wyjść zwycięsko ze zmagań z rozmaitymi przeciwnikami, a czasem także z własną niefrasobliwością. Najbogatszy kaczor świata mierzy się nie tylko ze swoimi największymi przeciwnikami: Braćmi Be (Zielona sałata) oraz Magiką de Czar (Różne oblicza magii), ale też z mniej znanymi, choć równie bezwzględnymi antagonistami. Źródłem jego kłopotów bywa także rodzina – McKwacz jest o małe piórko od utraty znacznej części swojego majątku za sprawą nieziemskiego szczęścia Gogusia (Królestwo za słonia) i niecnego pomysłu Donalda (Oszczędny rozrzutnik). W komiksie Poczta międzyplanetarna kaczy miliarder występuje z kolei w nietypowej dla siebie roli doręczyciela przesyłek. W tomie nie zabrakło również krótszych historii rozgrywających się w Kaczogrodzie, w których oprócz Donalda i siostrzeńców pojawiają się między innymi Daisy, Diodak oraz sąsiad Jones.
Główna historia
Zanim przejdziemy do kaczej olimpiady, możemy zapoznać się z ogólną karierą sportową Kaczora Donalda. Karierą, do której amerykański rysownik podchodził dość lekceważąco. Bardziej Carl kojarzył wysiłek mięśni z ciężką pracą, a nie z rozrywką. Ale, koniec końców, zmienił tok myślenia – chociażby na tworzenie historyjek. A więc o co chodzi w Ogniu olimpijskim? W komiksie zauważamy bardzo szczęśliwego Donalda, ponieważ w Kaczogrodzie miały się odbyć Igrzyska Olimpijskie. Entuzjazmu jego nie podziela absolutnie Daisy, która ignorancko wręcz podchodzi do tematu. To miało pokazać, jakie myślenie miał kiedyś Barks. Myślę, iż w tym momencie, czytelnicy mogą wybrać po czyjej są stronie. Tak czy owak, Kaczor za bardzo się nie przejmuje opinią narzeczonej. Chociaż zdecydowanie go zabolało to, iż wyśmiała jego pomysł o noszeniu pochodni. Mimo to, postanowił spełnić swoje jakby sportowe marzenie.
I tu zaczyna się przygoda ze słodko-gorzkim zakończeniem. Niby się uśmiałam, ale… jestem zdecydowanie po stronie Donalda. Dlaczego? To już musicie sami sprawdzić i przeczytać. Ja mam mieszane uczucia.