Tej wiadomości spodziewaliśmy się już w zeszłym roku. Nie doczekaliśmy się, ale tym razem to pewne. Pearl Jam wyda nową płytę! Znamy tylko tytuł i datę premiery, można się jednak spodziewać, że będzie to muzyczne wydarzenie roku.
Pearl Jam wyda nową płytę!
To będzie ich jedenasty studyjny album. Przyszło nam na niego czekać, aż sześć długich lat. Poprzednia płyta Lightning Bolt, nie była wiekopomnym dziełem, ale dała pretekst to trasy koncertowej. Niestety podobnie było z Backspacerem i wydanym w 2006 Pearl Jam (znanym również jako Avocado). Ostatnią na prawdę dobrą i prawdziwie “pearl jamową” płytą wydaną przez zespół był Riot Act z 2002. Odkąd Gossard, przekazał pałeczkę w pisaniu utworów Vedderowi, było tylko coraz gorzej. O tym, czy Gigaton oprócz koncertów przyniesie też dobrą muzykę, przekonamy się 27 marca 2020.
Kiedyś to było
Pearl Jam zadebiutował w 1991 roku, płytą Ten. Do dziś jest to najbardziej rozpoznawalny tytuł grupy z Seattle. A pochodzący z niego superhit Alive, znają nawet Ci, którzy nie znają zespołu. Chłopki faktycznie trafili w dziesiątkę, nagrywając tą płytę. Dzięki niej zostali automatycznie wywindowani do statusu supergwiazd. Praktycznie każdy utwór, z tego krążka jest hitem i punktem obowiązkowym każdego koncertu. Właśnie te utwory najbardziej rozgrzewają publiczność.
Jednak dla prawdziwych fanów nie jest to najważniejszy album. Uważa się go raczej a kawał dobrego, acz komercyjnego rocka. Dopiero sześć kolejnych wydawnictw VS, Vitalogy, No Code, Yield, Binuaral, Riot Act, uważa się za esencję tego czym jest Pearl Jam. Poetyckie, głęboko zaangażowane politycznie i społecznie teksty, oprawione szczerą i nieprzekombinowaną muzyką. To Pearl Jam jaki znamy i kochamy. No ale później za komponowanie zabrał się Eddie…
Idzie nowe
Riot Act i “Awokado” dzielą lata. Już przy tej pierwszej pojawiło się marudzenie. Część fanów uznała, że płyta jest za spokojna, wręcz nudna. Inni uznali, że właśnie ta delikatność buduje jej klimat. Zdania były podzielone, ale kolejnej płyty i tak oczekiwano w dużych emocjach. Wzrosły one jeszcze bardziej już po wydaniu albumu bez oficjalnego tytułu. Nazywa się go Pearl Jam lub Awokado (zdobiło ono okładkę). Zabrakło mu nie tylko tytułu, ale też dobrej muzyki. Piosenki były szarpane, przekrzyczane, niemelodyjne. Taki Pearl Jamowy St. Anger. Wszyscy mieli nadzieję, że to tylko chwilowy brak weny. Niestety dalej było tylko gorzej. Vedder stał się pozbawionym pary, gniewu, buntu. Stał się melancholijnym, rzępolącym na banjo romantykiem. Po trzech słabych płytach wiadomo już, że zapaść nie była chwilowa. Pearl Jam się zmienił. Gigaton wzbudza emocje, bo w końcu chodzi o legendę grunge, ale chyba sukcesem będzie jeśli po prostu nie będzie gorszy od trzech poprzednich.
Gigaton = Gigasukces?
Zespół przyzwyczaił nas już do tego, że płyty wydaje właściwie tylko po to żeby je promować na koncertach. I właśnie to wzbudza największe emocje wśród fanów. Bo Pearl Jam to jeden z najlepszych koncertowych zespołów świata i każdy powód by zobaczyć ich na scenie jest dobry. Jeśli do koncertowania pcha ich nowa płyta, zawsze będzie ona wyczekiwana, jaka by nie była. Pearl Jam jest jak Metallica. Nagrał już tak wielkie dzieła, że teraz mógłby już tylko koncertować grając stare kawałki. Zawsze jednak tli się ten płomyk nadziei, że może jednak. Może tym razem wydadzą coś, co będzie więcej niż tylko pretekstem do grania na żywo.
Gigaton ciekawi, bo jest zapisem trudnego dla zespołu i całego pokolenia czasu. W trakcie jego powstawania zmarł Chris Cornell. To znacznie opóźniło pracę i z pewnością mocno wpłynęło na zawartość płyty. Jest ona tym bardziej wyczekiwana, że Vedder nigdy publicznie nie ustosunkował się do śmierci przyjaciela. Właśnie ze względu na Chrisa, ten album może się okazać na prawdę ważnym w karierze zespołu.
Waiting, watching the clock…
Jak bardzo samobójcza śmierć Cornella odbiła się na nowej płycie jego kolegów przekonamy się już niebawem. Czy będzie pożegnaniem, ukojeniem na jakie fani muzyki grunge wciąż czekają? Jedno jest pewne. Będzie o niej głośno. Fani już dostali, to co kochają najbardziej. Koncerty są nie tylko ogłoszone, ale i od dawna wyprzedane. Nie musieliby się przejmować czy album wyjdzie, czy nie. Mimo to atmosfera oczekiwania i napięcia rośnie. Pearl Jam jest zjawiskiem niemalże religijnym i wielbi się go za to tylko, że jest. Jeśli obiekt kultu wydaje nową płytę, musisz ją mieć! Po prostu. Bez żadnych pytań. Jeśli okaże się udana – super. Jeśli nie – keep calm and Gigaton.