Nadszedł czas na kolejną przygodę najbardziej znanej myszy na świecie – Myszki Miki. 7 grudnia 2022 roku ukazał się album Miki – szalone przygody.
Disneyowska Myszka Miki ma różne oblicza – nie tylko humorystyczne, znane z komiksów o Myszogrodzie. Kolekcja dzieł znanych europejskich autorów ukazuje Mikiego także jako detektywa, poszukiwacza dawnych cywilizacji czy wynalazcę. W tym albumie, odważny mysi detektyw i niezbyt rozgarnięty Donald ruszają w pościg za złodziejami, którzy okradli skarbiec Sknerusa. Bohaterowie będą się przedzierać przez dżunglę, odkrywać zaginione miasta, penetrować podziemne krainy, pływać w głębinach, a nawet latać w kosmos. Czekają ich starcia z pradawnymi bestiami i władcami oceanów. Czy wyjdą cało ze stu niebezpieczeństw? W tej opowieści, będącej zarówno pastiszem, jak też hołdem oddanym klasycznym opowieściom o Myszce Miki i Kaczorze Donaldzie, nie zabraknie również humoru. Scenariusz albumu napisał słynny francuski twórca Lewis Trondheim, zdobywca nagrody Grand Prix na Festiwalu Komiksu w Angoulême, współautor wielu serii i powieści graficznych. Rysunki są dziełem urodzonego w Paryżu grafika Nicolasa Keramidasa, znanego z serii fantasy Luuna.
Konkretna historia
Czy faktycznie wyszło tak, jak twórcy komiksu napisali? Moim zdaniem – tak. I to widać nawet po stylu graficznym danych postaci, o czym świadczyć może przedmowa. To wszystko ma swój sens i osobną historię jeszcze z lat sześćdziesiątych. Autorzy, Lewis Trondheim i Nicolas Keramidas zrobili wszystko, co w ich mocy, aby skomplementować wcześniejsze wydania (którym brakowało wielu stron i zostały po prostu zapomniane) i na nowo ukazać tak niezwykły, komiksowy i pop-artowy wygląd Mikiego. W sumie, tego jest tak dużo, że spokojnie nadawałoby się na tatuaż – albo tatuaże… I wcale się nie zdziwię, jak jakiś wierny czytelnik tak zrobi. Wróćmy już do tematu, czyli do głównej fabuły, która jest bardzo problematyczna. Z jednej strony: wszystko jest świetnie, zabawa przednia i wciągająca. Zaś z drugiej: brakujące – momentami spalone (!) części, które sprawiają, iż całość jest chaotyczna i może nie zostać dobrze zrozumiana. Czy można mieć pretensje do twórców? Nie, gdyż to nie jest ich wina. Ale czy mogli sami dorysować? Tak brzmi moje pytanie. Teoretycznie by mogli, natomiast praktycznie mógł powstać problem z ewentualnych praw autorskich. Prawdy raczej prędko (albo nigdy) nie poznamy chociaż niewiele by ona zmieniła w obecnej sytuacji. Mimo ogromnego niedosytu, jestem bardzo zadowolona z tego wydawnictwa. A moje serce wręcz urosło ze szczęścia, że tak dużo pop-artu można zobaczyć! Takiego Mikiego i Kaczora chciałabym widzieć jak najczęściej.