Stonerowe powitanie wiosny – Stoned Jesus w Krakowie

0
299

Kilkanaście dni temu, w Zet Pe Te odbył się pewien koncert. Główną gwiazdą wydarzenia był znany, ukraiński zespół poruszający się w klimatach około stonerowych. Jednak to nie oni będą głównym tematem tego artykułu. Stoned Jesus w Krakowie – zapraszam do lektury!

Przepraszam, że dopiero teraz wrzucam relację z tego koncertu. Czas niestety jeszcze się nie rozciągnął i ciągle brakuje kilku godzin w dobie. Jak ktoś ma za dużo i chciałby się pozbyć, to chętnie przyjmę. Na szczęście znalazłem chwilkę, żeby w kilku słowach wspomnieć ten czwartkowy wieczór. A jest co wspominać. Bo i klimat był przyjemny i muzyka ciekawa.

Wiosenne koncerty Stoned Jesus w Polsce, to właściwie już tradycja. Wpadają do kilku większych miast i robią robotę zapowiadając koniec zimy. Mimo że aura nie była wtedy wybitnie wiosenna, to z gigu wychodziłem z uśmiechem na ustach. Oczywiście nie mała zasługa w tym Soulstone Gathering, których imprezy uważam za jedne z najlepiej organizowanych w naszym kraju. Stoned Jesus, wiadomo, ciągle w dobrej formie. Jednak tegoroczne supporty zwaliły mnie z nóg. I to właśnie one będą największą atrakcją tego artykułu.

Stoned Jesus w Krakowie – rozgrzewka nr 1 – Fren

Rozgrzewką zajęły się dwie kapele. Pierwszą z nich był krakowski skład o nazwie Fren. Instrumentalny kwartet błyskawicznie zwrócił na siebie uwagę. Ich muzyka to połączenie klimatów typowo progresywnych z konkretnymi naleciałościami spejsowych podróży. Przy tym wszystkim odznaczają się ogromną energią, którą uraczyli uczestników koncertu. W trakcie ich występu nie było miejsca na zbędną gadkę i podlizywanie się publiczności. Naturalnie, mieli do dyspozycji mikrofon i ze sceny padło kilka słów, jednak najważniejszym punktem były fenomenalne utwory, które bujając, powoli budziły ludzi do życia.

Na pierwszym planie gitara elektryczna, wokół której zbudowane były kompozycje. Niby przesterowana i dość ciężka. Niby solówek sporo. Jednak tematy wydobywające się z głośników były niezwykle ciekawe i absolutnie nie sprawiały wrażenia przekombinowanych. Klawisze, które niemal na równi z gitarą stanowią trzon grupy, nadawały lekkości, zwiewności oraz potęgowały przestrzeń. Dynamiczna sekcja rytmiczna świetnie utrzymywała tempo. Głowa automatycznie kiwała się w takt centralki. Niespodziewanym punktem, było wyjście na scenę, w jednym z utworów, Igora. Tak, lider Stoned Jesus wspomógł chłopaków. Tak się gra jammy.

Stoned Jesus w Krakowie – rozgrzewka nr 2 – Straytones

Kolejny zespół występujący przed główną gwiazdą pochodzi z Ukrainy i prezentuje zgoła odmienne podejście do dźwięków. Trio ze wschodu zaprosiło zebranych w kosmiczną podróż w przeszłość. Do Zet Pe Te wkroczyła era prawdziwego Festiwalu Woodstock. Wywaliła drzwi od zaplecza, narobiła hałasu i bałaganu i wyszła zostawiając wszystkich w głębokim zaskoczeniu. A przynajmniej mnie. Serio! Czysty rock’n’roll zanurzony w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, zmieszany ze sporą dawką surf rocka, psychodelicznych odlotów w stylu acid oraz delikatnym sypnięciem piaskiem w twarz. Duchy przodków i współczesne brzmienie.

Straytones to sceniczny wulkan. Tu również dominowały dźwięki gitary, jednak szalone popisy instrumentalisty, to raczej pokłony w stronę Hendrixa i śp. Dicka Dale’a niż, jak w przypadku Fren, choćby Roberta Frippa. Szalone riffy przeplatane pokręconymi partiami solowymi idealnie pasowały do syntetycznych barw serwowanych przez perkusistkę. Tak, skład zespołu uzupełniała absolutnie przepiękna i niezwykle utalentowana dziewczyna. Nie, bębny nie były syntetyczne. Elektroniczne brzmienia były zasługą samplera, perkusja była prawdziwa i pełna mocy, a jej partie były świetne. Mało tego, oprócz obsługi garów i elektroniki, Marina również śpiewała. I robiła to naprawdę doskonale. Uzupełnieniem był bassman, który swoim groovem ostatecznie udowodnił, że ta ekipa, to żywy organizm.

Danie główne – Stoned Jesus w Krakowie

Na końcu na scenę wyszli oni. Trio z Kijowa. Stoned Jesus. I w sumie to nie mam zamiaru po raz trzeci lub nawet czwarty powtarzać tego, czego zapewne się spodziewacie. Jeśli macie ochotę, sprawdźcie moje relacje z poprzednich koncertów tej kapeli. Jeśli trafiliście tu pierwszy raz, również odsyłam do starszych tekstów. Na pewno się nie zawiedziecie. Oni w Krakowie również wiedzieli, że my wiemy, że oni wiedzą. Potwierdził to lider, który przedstawił zespół z czystego obowiązku i bardziej dla żartów.

Są świetni i mają rewelacyjną formę koncertową. Nowy materiał, mimo słów krytyki padających tu i ówdzie, brzmi genialnie i rewelacyjnie sprawdza się w warunkach koncertowych. Czy byłby jednak koncert Stoned Jesus bez chóralnie zaśpiewanej I’m The Mountain? Nie wiem, bo i ten utwór pojawił się na set liście.

Koniec

Podsumowując. Kolejny udany wieczór w Krakowie. Soulstone Gathering, jak zwykle klasa. Koncerty piękne, publika szalona. Nawet droga powrotna późną nocą była nadzwyczaj przyjemna. Do następnego!

Maciej Juraszek

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments