Kamil Ceglarek – Anthem? – czyli dlaczego (nie) czekam na gry w 2019 roku
Zdanie powyżej bez ceregieli opisuje moje oczekiwania jeżeli chodzi o rok 2019 w branży gier. Poprzednie lata dostarczyły według mnie niesamowitej ilości dobrych tytułów, których zwyczajnie w świecie nie zdążyłem ograć. Są to w zasadzie jedynie gry single player w związku z czym starzeją się one znacznie dłużej i nierzadko szlachetniej niż ich odpowiednicy online. Nie muszę martwić się o to, że z każdym kolejnym DLC społeczność odskoczy mi na tyle, że już jej nie dogonię. Obecnie dopiero niedawno zacząłem pierwszą przygodę z Diablo 3 Reaper of Souls. Następnie chciałbym poznać rozwinięcie przygód Corvo i Emily w Dishonored 2, mam zamiar dowiedzieć się kim są mimiki w Prey. Dodatkowo moim marzeniem jest w końcu rozpocząć oraz, mam nadzieję ukończyć, chociażby obydwu płatnych DLC do Wiedźmina 3 Dziki Gon.
Zapytacie jednak „dlaczego” jest tak a nie inaczej? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie na zasadzie skojarzeń. Głośniejsze tytuły roku 2019 niestety dla mnie są melodiami, które już słyszałem. Dlaczego mi to przeszkadza? Ponieważ powoli zaczynam doszukiwać się czegoś więcej w moim ukochanym hobby. Chciałbym doświadczać większych nowości i zmian w mechanikach znanych serii, bardziej angażującej fabuły w sequelach czy po prostu chciałbym zobaczyć zupełnie nowe IP. Albo jak kto woli po prostu się starzeję i robię się marudny.
Dlaczego (nie) czekam na Anthem w 2019 roku?
Jako przykład niech posłuży mi Anthem od BioWare wydawane przez „ukochane” przez graczy EA. Gra, która ma być albo nie być dla studia BioWare.
Gra zapowiadana z ogromną pompą. Gra, która ma zdefiniować na nowo pojęcie RPG akcji. Gra, która nawiązywać ma do lat świetności twórców chociażby takiego Mass Effect. Gra, którą można rozgrywać solo lub wspólnie ze znajomymi po Sieci. Gra, której akcja i fabuła rozgrywa się na obcych planetach gdzieś w kosmosie. Gra, która opierać się ma głównie na walce z innymi, nieprzyjaznymi nam rasami i bronić mamy ostatniego przyjaznego schronienia zamieszkującego przez rzeszę ludzi. Gra w której będą dostępne trzy klasy postaci w tym jedna z „magicznymi” zdolnościami… Czekajcie, czekajcie… Gdzieś to już kiedyś grali chyba? Ano grali. Anthem to dla mnie kopia Destiny.
Zabójca Destiny 2?
Identyczne założenia, ilośc a nawet rodzaj klas. System przechodzenia gry. Czy będzie to bardziej udana gra od produkcji Bungie? Czy bardziej angażująca? Czy będzie rozwiązywać problemy z jakimi boryka się tytuł od twórców Halo? Na te i inne pytania odpowiedź dopiero poznamy w lutym 2019 roku podczas premiery gry ale niestety wszystkie znaki na niebie i ziemi, a także krążące po Sieci opinie wydane m.in. po pokazach, sugerują, iż mamy do czynienia z czystą kopią Destiny.
Z jednej strony jest to kiepski krok ponieważ społeczność Destiny pokazuje kolejny rok z rzędu swoje przywiązanie do marki. Mimo licznych potknięć, czy wręcz upadków, gra nadal ma liczne grono fanów. Serwery nie wieją pustkami a kolejne DLC są kupowane przez graczy. Przez tych samych graczy, którzy otwarcie narzekają na produkcję od Bungie i Activision. Choć może w tym szaleństwie jest metoda? Może dlatego BioWare uderza tak mocno w tę znaną już nutę licząc na odwrócenie się społeczności Destiny w kierunku ich produkcji? Trzeba jednak pamiętać, że w 2016 roku powstał już „zabójca Destiny”, który ostatecznie wielkiej krzywdy Przeznaczeniu nie zrobił, choć trzeba oddać, że zdobył swoje grono fanów dzięki czemu w tym roku ujrzymy sequel. Mowa tutaj o The Division od Ubisoftu. Czy w taki właśnie sposób BioWare chce udowodnić wszystkim, że nadal potrafią tworzyć gry AAA?