Wybuch pandemii koronawirusa zablokował wiele premier muzycznych albumów. Dotknęło to również specjalnej, jubileuszowej płyty Renaty Przemyk – Renata Przemyk i Mężczyźni. Na szczęście, dzisiaj już możemy spokojnie przesłuchać oraz kupić krążek.
Ja zaś miałam ogromnego farta odsłuchać przedpremierowo materiał i mogłam napisać recenzję. To dla mnie wielki zaszczyt!
Najpierw był… pomysł
Zacznijmy jednak od początku. W zeszłym roku artystka zaczęła obchodzić swój jubileusz – dacie wiarę, że minęło już trzydzieści lat, odkąd Renata Przemyk działa na polskiej scenie muzycznej? Był koncert w legendarnym Jarocinie, a później na Pol’and’Rocku. W międzyczasie została wydana też płyta Złota Kolekcja pod szyldem EMI Music Poland. Później pomyślano o jakimś specjalnym albumie. Wybór padł na duety z przeróżnymi (trzynastoma!) muzykami, którzy zaśpiewali wybrane utwory (napisane przez Sławomira Wolskiego, Annę Saraniecką i Renatę Przemyk) wokalistki – razem z nią – w nowych aranżacjach wykonanych przez Tomasza “Harrego” Waldowskiego.
Początek z mocnym przytupem
O ile mnie pamięć nie myli, to między marcem a kwietniem był krótki artykuł w magazynie muzycznym Teraz Rock o tym albumie. Porównano pierwszy utwór z tracklisty Renata Przemyk i Mężczyźni – Zero z udziałem Damiana Ukeje – do stylu niemieckiego zespołu… Rammstein. Na początku bardzo mnie te skojarzenie zdziwiło, bo przecież znam ich twórczość i ciężko mi było uwierzyć, że Zero może tak brzmieć. Dopiero na Najpiękniejszej Domówce Świata zrozumiałam o co chodzi. Taka sama wersja jest na płycie i bardzo mi się spodobały „rozciągnięte”, a właściwie „rozmyte”, dźwięki akordeonu, które sprawiają niesamowitą gęsią skórkę – tak samo jak w pierwotnej, oryginalnej wersji. Ponieważ zdolności wokalne pana Damiana poznałam już wcześniej, nie bałam się… i powstrzymuję to: nie boję się. Napiszę nawet więcej – nie przypuszczałam, że jego głos będzie tak świetnie pasował do Zera. Już przed oczami mam ich wspólne występy na żywo…
Hip-hopowa opowieść o kłamstwie
Można powiedzieć, że ten duet – czyli Kłamiesz – zrobił dużo zamieszania. Renata Przemyk w utworze z raperem? I to z Vieniem? Jak widać – da się. Utwór został na nowo, oczywiście, zaaranżowany i zmieniono drugą zwrotkę za sprawą pana Piotra – to on jest współtwórcą warstwy tekstowej. Uważam, że ta wersja jest w jak najlepszym porządku (tym bardziej, że męską „solówkę” znam już na pamięć), lecz chciałabym jeszcze pochwalić teledysk. Ten klip jest chyba najbardziej artystycznym obrazkiem w karierze wokalistki. Niesamowita reżyseria Jarosława Migonia na tle malowniczych dzieł Jacka Sroki. Coś niezwykłego, tak samo jak ubiory dwójki bohaterów – byli ubrani na niebiesko, biało i czerwono. Być może jest to nawiązanie do filmowej trylogii Krzysztofa Kieślowskiego, Trzy kolory. Kto wie!
Męski punkt widzenia o kobietach
Rzeczywiście. Marek Dyjak ma w sobie prawdę, która nie zostanie podważona przez nikogo innego. Skoro zaśpiewał swoim charakterystycznym, dobitnym głosem, iż Babę zesłał Bóg to tak jest! I koniec, kropka. Mało tego, jestem zakochana w odświeżonej melodii utworu. Coś pięknego, ale wierzcie mi, że na żywo brzmi jeszcze cudowniej. Ciekawa jestem czy będzie podobnie z jakąś krótką rozmówką, która została nagrana na Makijażu twarzy z Czesławem Mozilem. Nie da się nie uśmiechnąć w trakcie słuchania tej piosenki. Doceniam również naturalność oraz szczerość, gdy Czesław pojechał na wakacje do kumpla… – jest to moment epicki.
Surprise po polsku
Jeśli John Porter to na dziewięćdziesiąt dziewięć procent będzie to utwór w języku angielskim. Tak też się stało z utworem, który przybrał tytuł Come wake me [Niech mnie ktoś obudzi]. Moim zdaniem pan John ma jeden z najlepszych głosów wokalnych jakich mogłam usłyszeć przez całe swoje, dotychczasowe życie. W tym utworze, który stał się jeszcze bardziej przejmujący, udowodnił to po raz kolejny. Pragnę też pochwalić przetłumaczenie tekstu(oraz połączenie z polskim językiem), które bardzo mi przypadło do gustu.
Emocjonalnie rozwalająca zazdrość
Zazdrośni [Zazdrosna] z Grzegorzem Turnauem (jednym z najbardziej nietuzinkowych artystów) mogło oznaczać tylko jedno – „to będzie mocny utwór”, pomyślałam sobie na początku. Ale, żeby aż tak? Już sama oryginalna wersja rozrywała serce, ale w duecie z panem Grzegorzem rozwala we mnie wszystko. Całą emocjonalność. To tak jak kiedyś, w dzieciństwie, melodia z czołówki amerykańskiego serialu Z Archiwum X sprawiała, że czułam jakąś “schizę” – tak teraz ją czuję na nowo, lecz przez to arcydzieło. Bo to jest arcydzieło. Jak inaczej mam wytłumaczyć fakt, że raz chce mi się płakać, a raz słucham stojąc jak wryta – a nawet zamrożona – i nie mogę przestać? Ciągle chcę odtwarzać, odtwarzać i odtwarzać. Mój absolutny faworyt, numer jeden z całego albumu, tutaj wszystko się zgadza i zrobić coś takiego mogli tylko oni.
Na sam koniec… atawizm
Tak naprawdę to mogłabym pisać i pisać… a najlepiej to bym wyraziła swoje zdanie na temat każdego utworu z tracklisty. Jednak postąpić tak nie mogę, ponieważ to Wy musicie przesłuchać i ocenić. Dlatego na koniec tej recenzji opiszę przedostatni utwór czyli Kochaną z Igorem Herbutem. Pani Renata, w pewnym wywiadzie, bardzo ładnie opisała ten duet – prezentacja męskiego atawizmu, jak krzyk rannego zwierzęcia. Coś w tym jest…
Podsumowanie
Jest to absolutnie piękny projekt, idealny prezent dla fanów z okazji trzydziestolecia. Pozostało tylko czekać, aż życie – w dobie pandemii – okaże się być dla nas łaskawe i będzie możliwość zrealizowania nowej, jubileuszowej trasy koncertowej. Bo wiem i czuję, że wykonanie każdego utworu na żywo okaże się jeszcze bardziej magiczne. No i czekamy na autorski album otwierający nowy etap na kolejne trzydzieści lat, oczywiście!
OCENA KOŃCOWA
Renata Przemyk - Renata Przemyk i Mężczyźni