Wrona, czyli Weronika Jasiówka to młoda wokalistka, która zaczynała w zespole Brain’s All Gone. Razem z nim wystąpiła w programie Must Be The Music, jednak obecnie kroczy własną drogą i tworzy całkiem inną muzykę. Ja miałam przyjemność porozmawiać z Wroną o początkach z muzyką, hejcie w Internecie, nowej płycie i nie tylko. Zapraszam!
Cześć! Jak się miewasz?
Hej! Bardzo dobrze, dziękuję.
Skąd wziął się Twój pseudonim – Wrona?
Ten pseudonim jest ze mną od 13 roku życia, koleżanka w gimnazjum podpisała mnie tak pod zdjęciem na nk.pl i tak już zostało.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
Ja jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy od zawsze wiedzieli, co chcą robić w życiu. Od dziecka siedziałam ze ślepiami wpatrzonymi w telewizor, gdzie oglądałam koncerty na MTV World Stage i po prostu nie wyobrażałam sobie innej przyszłości dla siebie. Mój tata jest muzykiem, grającym amatorsko, więc temat muzyki towarzyszył mi od najmłodszych lat. Najpierw marzyłam o skrzypcach (miałam wtedy jakoś 5 czy 6 lat i w jednym z odcinku Reksia zobaczyłam, że ktoś gra na tym instrumencie), ale rodzice mimo próśb nie wysłali mnie do szkoły muzycznej, tłumacząc to tym, że jestem zbyt żywiołowa i ostatecznie skończyło się na szkole sportowej. Ale cieszę się, że tak się stało, bo mogłam poznać muzykę od zupełnie innej strony i nikt mnie za to nie oceniał. Potem w gimnazjum rozpoczęłam lekcje gitary elektrycznej u Michała Krzemińskiego i zaczęłam pisać własne instrumentalne kawałki… I jakoś to poszło.
Jacy twórcy Cię inspirują?
Staram się czerpać inspiracje z różnych gatunków, jednak gdy jestem w jakimś intensywniejszym momencie tworzenia, tak jak teraz, to słucham bardzo mało muzyki. Wolę iść na piętnastokilometrowy spacer i zjeść po drodze batona i działa to na mnie bardziej twórczo niż słuchanie playlist na Spotify. Nie chcę przesiąkać czyimś stylem, a mam do tego tendencję. W zeszłym roku najlepiej mi się pisało i nagrywało, gdy piłam czarną kawę na pusty żołądek i oglądałam vloga pandemicznego Krzysztofa Gonciarza. Bardzo mnie inspiruje ten gość. Film Krzyśka pt. Szaleństwo, do którego muzę zrobił Wojtek Urbański i Tymek to moje koło ratunkowe, gdy najdą mnie jakieś nieproszone myśli i blokady.
Poza tym uwielbiam Ashnikko, Grimes, i Jean-Michel Jarre’a. Mam też takich artystów, których słucham, odkąd pamiętam, ale nigdy nie chciałabym robić muzy takiej jak oni. Brian Fallon i Gaslight Anthem to jedni z nich.
Wcześniej byłaś w zespole rockowym Brain’s All Gone, teraz jednak tworzysz całkiem inną muzykę. Skąd ta zmiana?
Myślałam o solowym projekcie, będąc jeszcze w zespole i działając w nim bardzo aktywnie, ale prawda była taka, że na bębnach nauczyłam się grać, bo nie mogłyśmy znaleźć perkusistki w naszym wieku, a śpiewać chciałam od zawsze. Do tego doszedł też fakt, że dziewczyny już nie zajmują się muzyką, a ja chciałam i wciąż chcę robić to, bez względu na wszystko. Musiałam zatem zbudować swoją muzyczną tożsamość na zupełnie nowych fundamentach, co trochę mnie na początku przeraziło, bo traktowałam BAG jako coś, co będzie już na zawsze jakimś takim stałym gruntem na mojej artystycznej drodze. Ale ostatecznie czuję, że wyszło mi to na dobre.
Co do samego klimatu i kierunku – ja słucham właściwie wszystkiego, nie lubię się ograniczać, nie tylko, jeśli chodzi o muzę. Lubię poszukiwać, gdzieś czasem zabłądzić albo dotrzeć do jakiegoś celu tylko po to, by stwierdzić, że to nie dla mnie. Próbowanie jest fajne. Głowa otwiera mi się coraz bardziej, pozbywam się barier i blokad nabytych przez lata i po prostu sobie tworzę. Odkąd zajmuję się również produkcją, czerpię z tego ogromną radość i przyjemność, jaram się, że mogę mieć wpływ na każdy aspekt brzmieniowy.
Towarzyszą mi teraz zupełnie inne emocje niż za czasów Brain’s All Gone, mam inne priorytety i wartości. Ja jestem inna. I to jest okej. Muzyk, artysta, jeżeli chce się rozwijać, musi się zmieniać.
Kiedy możemy się spodziewać całej płyty?
Wszystkim, począwszy od kompozycji, a skończywszy na promocji zajmuję się sama, więc to niestety trwa. Chciałabym, aby album ukazał się do moich urodzin, czyli do połowy czerwca.
Czego możemy się po niej spodziewać? Będzie taka jak utwór Jak Debbie Harry, czy jednak znajdzie się tam mocniejszy akcent?
Będzie dużo szeroko pojętej elektroniki i tekstów, przez które prawdopodobnie album zyska naklejkę “explicit lyrics” 😀 Nie przebierałam w słowach. Korzystam z przywilejów niezależnej artystki, która nie musi się martwić, czy tekst jest wystarczająco bezpieczny, czy nie.
Moi przyjaciele, którzy słuchali już części materiału, stwierdzili, że kawałki brzmią kosmicznie (dosłownie). Oczywiście, pojawią się też gitarowe akcenty, bo gitara jest instrumentem, bez którego nie wyobrażam sobie songwritingu, ale bardziej na zasadzie pojedynczych akcentów.
Obawiasz się reakcji odbiorców na nową płytę?
Coraz mniej. Jestem szczęśliwa, że ujrzy ona światło dzienne. Przy premierze JAK DEBBIE HARRY czułam potworny stres, ale teraz, kiedy ludzie już wiedzą, o co mi chodzi w muzyce i w jakim kierunku zmierzam, nie denerwuję się już praktycznie wcale. Włożyłam w cały proces ogrom pracy i po prostu chcę się nią już podzielić ze słuchaczami.
Dokopałam się do twojego photobloga. Dlaczego postanowiłaś go założyć?
O matko!!! To były czasy. Ja jestem dzieckiem Internetu, które zakładało konta, gdzie tylko się dało, począwszy od fotki.pl, epulsa, nk, a skończywszy właśnie na photoblogu. (Aż dziw, że nie usunęłam wszystkich zdjęć…). Photoblog, zaraz po blogach na Onecie, był moim pierwszym internetowym pamiętnikiem, którego prowadziłam konsekwentnie przez parę dobrych lat. Nie interesowałam się fotografią, wrzucałam tam zdjęcia zachodów słońca i cytaty z Pamiętnika Narkomanki. Dobrze wspominam tamtejszą społeczność.
Pojawiłaś się wraz z Brain’s All Gone w Must Be The Music. Chciałabyś jeszcze kiedyś wziąć udział w tego typu programie?
Nie. Nie lubię konkursów, forma talent show i przede wszystkim umowa, z jaką wiąże się uczestnictwo w tego typu programach jest czymś, od czego chcę trzymać się z daleka. Must Be The Music było wspaniałą przygodą, świetnie się bawiłam, poznałam świat telewizji od drugiej strony, a program był swego rodzaju trampoliną (aczkolwiek z perspektywy czasu określiłabym go bardziej jako drogę na skróty, która niekoniecznie prowadzi tam, gdzie ci się wydaje)dla nas jako zespołu, który wtedy raczkował (ja miałam 16 lat i grałam na bębnach parę miesięcy, gdy zgłosiliśmy się na pre casting), jednak nie chciałabym tego powtarzać. Wolę konsekwentnie małymi kroczkami budować swój świat i grupę odbiorców, niż powierzać swoją muzykę i wizerunek producentom talent show.
A co dał Ci ten program? Czego Cię nauczył?
Nauczył mnie, że ta branża to nie zabawa, mimo, że z zewnątrz tak to wygląda. Program był pierwszym zderzeniem z rzeczywistością, pierwszy raz mogłam tak na poważnie skonfrontować się ze sceną i też samą sobą. Uświadomiłam sobie wtedy, jaki ogrom pracy jeszcze przede mną…
Wzięłaś udział w kampanii społecznej #OgarnijHejt. Opowiedz mi proszę o niej – dlaczego postanowiłaś „ogarniać hejt”?
To duży problem w sieci. Mam wrażenie, że to zjawisko przybiera na sile, zwłaszcza wśród dzieciaków. Pomyślałam sobie, że może gdy wezmę udział w tego typu kampanii jako ja, jako prawdziwa osoba, która czuje i tworzy i opowiem swoją historię, to ktoś następnym razem parę razy zastanowi się, zanim zdecyduje się napisać drugiej osobie obraźliwą wiadomość.
Jak radzisz sobie z hejtem? Czy nie musisz sobie radzić, bo już Cię nie dotyczy?
Niestety dotyczy, ale radzę sobie z tym na pewno lepiej niż ten rok temu, kiedy promowaliśmy Ogarnij Hejt. Dużo mi się poukładało w głowie przez ten czas. Zrozumiałam, że czyjaś wiadomość pełna jadu czy bezpodstawnego hejtu wcale nie świadczy o mojej wartości, a jedynie o tej osobie i jej frustracjach. Tworzę i publikuję w Internecie, więc siłą rzeczy jestem wystawiona na opinię publiczną, czy mi się to podoba, czy nie. I, o ile jeszcze w zeszłym roku byłam gotowa zawzięcie z tym walczyć, tak dzisiaj mi się już po prostu nie chce. Zawsze się znajdzie ktoś, komu nie spodoba się to, co mówisz, albo jak wyglądasz. Myślę sobie wtedy: Człowieku, wiesz, ile rzeczy mogłeś zrobić w czasie, kiedy zakładałeś fejkowe konto, aby napisać mi ten elaborat? To nie są miłe rzeczy, nie mówię też, że olewanie hejtu przychodzi mi z łatwością, bo czasem jedno zdanie potrafi naprawdę wytrącić z równowagi. Ale trzeba pracować nad sobą i swoim poczuciem własnej wartości, żeby nie runęły jak domek z kart, kiedy jakiś frustrat z neta wpakuje się z buciorami do twojego świata i zechce go zdmuchnąć.
Chcesz coś powiedzieć młodym osobom, które stykają się z hejtem? Albo same hejtują?
Skup się na sobie i rób swoje. I to wiadomość zarówno do hejtowanych, jak i hejtujących. Rozwijaj się, pracuj, spełniaj marzenia, idź na ten kurs rysunku czy załóż kanał na YouTube. Nie chcę brzmieć jak jakiś instagramowy coach, ale taka jest prawda. Szkoda energii na życie cudzym życiem, tak samo jak szkoda jej na zamartwianie się durnym komentarzem wrzuconym z konta, które zostało założone minutę temu. You’re better than that. Internetowa (i nie tylko ta) agresja często bierze się z problemów z samooceną, te komentarze są odbiciem lustrzanym osoby, która je zamieszcza, ale nie jest to już twoja odpowiedzialność. Skup się na sobie.
Czego mogę Ci życzyć?
Poluzowania obostrzeń i smacznej kawusi? Chciałabym też zagrać w tym roku kilka plenerowych koncertów, nie mogę się doczekać, aby zagrać nowy materiał live i poszaleć na scenie ❤ 🙂 Mam nadzieję, że się to uda.
To tego Ci życzę. ☺ Bardzo dziękuję za Twój czas 🙂
To ja dziękuję!