Halestorm – „Back From The Dead” [recenzja]

0
517
Halestorm - Back From The Dead

Halestorm powrócili z piątym albumem – Back From The Dead!

Czas lockdownu był bardzo trudny dla wielu z nas, w tym dla muzyków, a przy okazji tej recenzji – dla Lzzy Hale. Piosenkarka w wywiadach opowiedziała, że musiała zdefiniować siebie na nowo. Kim jest bez tras koncertowych i bez bycia w zespole? 

Jak wspomina Lzzy:

Był długi okres, w którym nie brałam gitary do ręki, nie siadałam do pisania piosenek i po prostu miałam moment strachu w stylu: Czy znów to pokocham? (…)

Piosenkarka wspomniała również Loudwire, że gdyby się okazało, że jej pasja do muzyki zniknęła, musiałaby na nowo przewartościować swoje życie. 

Na szczęście, pasja okazała się nadal żywa i o tej miłości do muzyki opowiada singiel The Steeple:

The Steeple jest prawdziwym odzwierciedleniem tego, czym jest dla mnie muzyka. Podczas naszego pobytu na lockdownie, w obliczu nieznanej przyszłości, musiałam na nowo odkryć, dlaczego wciąż kocham muzykę(…). Pisząc tę ​​piosenkę, ponownie się odnalazłam i przypomniało mi się, co jest naprawdę ważne. Ta muzyka jest naszym źródłem życia, naszym narzędziem przetrwania, naszą komunią, naszym sanktuarium i naszą tożsamością.

Lockdown był trudny dla zdrowia psychicznego Lzzy. Przy okazji premiery singla The Steeple na oficjalnym profilu Halestorm na Instagramie pojawiły się słowa Lzzy:

W tamtym czasie wpadłam w mroczne miejsce i coś w rodzaju kryzysu tożsamości. W końcu kim jestem bez tras koncertowych, koncertów i tej nieuchwytnej magii, która jest moją egzystencją, moim celem? Ten album to opowieść o tym, jak wyrwałam się z tej ciemności. Jest to podróż po moim zdrowiu psychicznym, rozpuście, przetrwaniu, odkupieniu, ponownego odkryciu mojej mocy i wiary w ludzkość. Jestem bardzo wdzięczna za tę niesamowitą społeczność, która gromadzi się pod wpływem muzyki. Wiem, że tak wielu z was zobaczy siebie w tych piosenkach i przypomni sobie, że nikt z nas nie jest sam.

Tym razem bez erotyki

Ze względu na to, że jest to album poświęcony zdrowiu psychicznemu, nie znajdziemy na nim „sex songs”, do których Lzzy nas przyzwyczaiła. Teksty piosenkarki często dotyczą jej życia erotycznego – przykładem mogą być Mz.Hyde, Apocalyptic, Conflicted lub Do Not Disturbed. Na BFTD ich nie ma. Jednak, co ciekawe, I Come First miało pierwotnie być tego typu piosenką. Jednak po zmianie kilku wersów, stała się utworem bardziej pasującym do całokształtu płyty.

Echa z przeszłości

Skoro już przy tekstach jesteśmy, to fani Halestorm na pewno zwrócili uwagę na pewne smaczki, które można wyłapać. Chodzi mi tutaj o nawiązanie do poprzednich utworów zespołu w Wicked Ways. Jest ono prostym nawiązaniem do I’m Not An Angel z debiutanckiej płyty. Na debiucie mamy:

We all know that I’ll never change (…) I’m not an angel

A w Wicked Ways mamy:

Don’t call me angel! (…) Heaven knows that I’ll never change.

Muzycznie również możemy wyłapać echa dawnych piosenek. Raise Your Horns kojarzy mi się z Private Parts (z płyty The Strange Case Of…), a Strange Girl – trochę z Buzz (Vicious). To nie wszystko, bo pierwszych kilka sekund I Come First przywodzi na myśl Amen (Into The Wild Life), zaś Brightside z Killing Ourselves to Live (Vicious).

Jak prezentuje się #Halestorm5?

Ta płyta jest krzykiem! Lzzy krzyczy tu znacznie więcej, niż na poprzednich albumach. Back From The Dead jako cała płyta pokazuje, że ta kobieta ma głos silniejszy niż kiedykolwiek. Imponujące, jaką drogę jako wokalistka przeszła Lzzy od Halestorm do BFTD! Jest to ogromny atut tego albumu!

Jeżeli chodzi o warstwę muzyczną, to, jak zwykle u tego zespołu, mamy różne odmiany rocka. Jestem zdania, że pierwsze 6 utworów – BFTD, Wicked Ways, Strange Girl, Brightside, The Steeple i Terrible Things są lepsze od pozostałych. Zaczynamy od monumentalnego, tytułowego singla, przez elektryzujące, zadziorne Wicked Ways, Strange Girl i Brightside, przez przebojowe The Steeple po delikatne, wzruszające Terrible Things. Kolejne utwory nie zapadły mi tak bardzo w głowę – i w uszy – jak właśnie te pierwsze 6 kawałków. I chociaż uwielbiam cały album, to moimi faworytami są wymienione wyżej utwory.

Mam mnóstwo ciepłych uczuć dla Halestorm – byli jednym z pierwszych rockowych zespołów, w które się wkręciłam. Uwielbiam Into The Wild Life, czyli 3. płytę grupy. Pozostałe również darzę ogromną sympatią, graniczącą z miłością. Back From The Dead jest dla mnie nowym Halestorm, ale nawiązującym do poprzednich dokonań Lzzy i spółki. Kocham tę płytę! 

10/10!

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments