Drugi dzień Festiwalu Frytka OFF-jazd to był totalny kosmos. Muzyczna różnorodność, pozytywna energia i piękna pogoda sprzyjały doskonałej zabawie.
Sobotni line-up podobał mi się dużo bardziej, ponieważ na występy niektórych projektów czekałam już od dawna. Tego wieczoru zagrali: Acid Drinkers, xxanaxx, L.U.C & Rebel Babel Esemble z gościnnym udziałem Abradaba i Marceliny z towarzyszeniem Orkiestry Dętej OSP Konopiska oraz Krzysztof Zalewski.
Acid Drinkers – mroczne dźwięki na dzień dobry
Drinkersi konkretnie dołożyli do pieca i rozgrzali publiczność do czerwoności. Titus i reszta ekipy dali z siebie wszystko, co było widać po reakcji publiczności, która była zachwycona występem zespołu. Wcale mnie to nie dziwi, bo mi również towarzyszyły podobne emocje. Najbardziej jednak z całego koncertu utkwił mi w pamięci cover Johny’ego Casha Ring of Fire. Uwielbiam całą twórczość Casha, a wersja Acid Drinkers po prostu mnie zmiażdżyła. Jedynym mankamentem tego występu niezależnym zupełnie od zespołu była pora o jakiej grali. Wczesny wieczór, kiedy jest jeszcze jasno, to zdecydowanie za wcześnie.
Xxanaxx – elektroniczna zwiewność
Jest to formacja, która powstała w 2012 roku z inicjatywy Klaudii Szafrańskiej. Wykonują muzykę elektroniczną, która idealnie łączy się z pięknym głosem wokalistki. Ich koncert to wakacyjna podróż po ciepłych dźwiękach. Co ciekawe, nazwa zespołu pochodzi od leku psychotropowego xanax, a muzyka którą grają w bardzo fajny sposób wkręca się w podświadomość odbiorcy.
L.U.C & Rebel Babel Esemble – największe zaskoczenie całego festiwalu
Podczas występu L.U.Ca i jego ekipy Rebel Babel na scenie wydarzyło się właściwie wszystko, choć to pojęcie bardzo ogólne. Orkiestra Dęta OSP Konopiska, piękny głos Marceliny, genialne flow Abradaba i L.U.Ca sprawiły, że jeszcze długo będę wspominała ten koncert z uśmiechem na twarzy. Jak w tekście utworu Lingon Lingon: Orkiestra gra, otwarty zawsze jej skład, nieskończona siła jak miłość co buja ten świat. Wydaje mi się, że te słowa najlepiej opisują ten występ. Piękny przekaz w każdym tekście, mnóstwo pozytywnej energii i miłości, to było cudowne doświadczenie, które mogłoby trwać do końca świata. Jeden z lepszych koncertów, na jakim miałam okazję być i nie zawaham się tego powiedzieć, a właściwie napisać, że był to najlepszy koncert całego festiwalu.
Krzysztof Zalewski – znów mam 17 lat
Na występ Krzysia czekała chyba cała festiwalowa publiczność, a oczekiwania były ogromne i nic dziwnego, bo koncerty Zalewskiego to zawsze majstersztyk. Tym razem było podobnie. Uwielbiam jego energię, świetny kontakt, jaki nawiązuje z publicznością, oraz doskonałe brzmienie zespołu. Najlepszym punktem występu był solo act, czyli moment, w którym Krzyś staje się jednoosobową orkiestrą i gra sobie sam na wszystkim. Zawsze robiło to na mnie ogromne wrażenie, bo jak można sobie samemu zagrać, żeby brzmiało to tak doskonale i jeszcze tak wspaniale zaśpiewać. Cała Częstochowa śpiewała i klaskała razem z Zalewskim. Krzyś to taki artysta, który sprawia, że kiedy wydaje mi się że już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć i nic nie może być już doskonalsze, to On zawsze przekroczy tę granicę mojej wyobraźni. To wspaniałe, że dzięki czyjejś muzyce można doświadczać tak cudownych emocji.
Zapraszamy do obejrzenia galerii z drugiego dnia festiwalu.