Zagubione kaczki w Andach [recenzja]

0
468
fot. Jagoda Dobrzyńska

W grudniu odbyła się kolejna komiksowa premiera wydawnictwa Egmont. Jest to następna część historyjek autorstwa zmarłego rysownika Carla Barksa, czyli Kaczogród. Zagubieni w Andach.

To mój powrót do „książkowych” komiksów o kaczkach po latach. Przyznam się, iż saga Kaczogród Carla Barksa jest dla mnie nowością. Owszem, czytałam jego komiksy i uwielbiam je – ale z tą sagą nie miałam po prostu styczności. Do teraz. Aż chce się przeżyć jakąś przygodę w Andach jak tytułowe kaczki… lecz niekoniecznie taką samą.

Wstęp przed konkretną historią w Andach

Najbardziej mnie zaskoczyły pierwsze strony książki, które były omówieniem historii danej części Kaczogrodu z dodatkiem ciekawostek. Jednak, od początku – najpierw możemy przeczytać przepiękne i ciepłe wspomnienie wybitnego oraz legendarnego rysownika, Carla Barksa. Zmarł on w 2000 roku – ale przeżył 99 lat i przez większość swojego życia rysował bohaterów z fikcyjnego miasta zwanego Kaczogrodem. Tutaj warto poinformować, że wydawana w naszym kraju saga Kaczogród nie pojawia się w odpowiedniej kolejności. Potrzeba przetłumaczyć wiele tomów na język polski przed, w środku i po Zagubionych w Andach. Ale, na szczęście, historie komiksowe nie różnią od siebie tak bardzo – jeśli chodzi, na przykład, o fabułę.

Czas na Andy, Andy… i jeszcze raz Andy

fot. Jagoda Dobrzyńska
Przed Zagubionymi w Andach jest do przeczytania jednostronny komiks o tytule Ubyło, przybyło i przyznam szczerze, że już nie pamiętam, kiedy ostatnio jakikolwiek komiks tak bardzo mnie rozbawił. Na dodatek – taki krótki.

Coś więcej…

Wreszcie nadszedł czas na właściwą historię. Jak to bywa w przypadku Kaczora Donalda, przygoda zaczęła się bardzo niewinnie. Standard! Rozpoczął kolejną już pracę – tym razem w kaczogrodzkim muzeum. Dostał zlecenie od trzeciego pomocnika dozorcy – Donald był czwartym – aby… polerować kamienie. Niestety, szybko jego radość została zgaszona, bo wcale nie chodziło o kamienie szlachetne. Miał polerować kolekcję gruzu ze starożytnych inkaskich ruin w Peru. Które, przy okazji, od sześćdziesięciu lat zbierają kurz. No cóż, jak trzeci pomocnik dozorcy kazał, tak zrobił. Wydarzył się jednak mały wypadek przy pracy – jeden kwadratowy kamień spadł i pękł. Niby nie było to takie groźne, ale… to pękło jak jajko. Wylało się z niego prawdziwe żółtko! Kaczor od razu powiadomił dyrektora muzeum – jego nieświadome odkrycie wstrząsnęło światem nauki, wywołało zainteresowanie branży jajecznej… i ekscytację hodowców drobiu. W wyniku całego zamieszania – ruszyła specjalna załoga statku do Peru, aby wyjaśnić tę sprawę do końca. Ponieważ kochający wujek nie mógł zostawić swoich siostrzeńców samych w domu – czyli DyziaHyzia i Zyzia – to zabrał ich ze sobą. Jedno było pewne już z góry – na nudę nie mógł narzekać.

Wyprawy ciąg dalszy

Krótko po rozpoczęciu wyprawy, profesor, a zarazem kierownik ekspedycji, zgłodniał. Zażyczył sobie omleta – przechodząc od jednego do drugiego pracownika, zadanie przypadło Donaldowi. Ten od razu pomyślał o swoich siostrzeńcach – podjęli się zadania, ale nie mieli jajek. Postanowili więc użyć tych kanciastych kamieni z muzeum… co nie było za mądrym pomysłem. Mimo to, podróży nie przerwano i wreszcie dotarli do Peru. Rzecz jasna, zadanie specjalne zostało przydzielone Kaczorowi i siostrzeńcom. Musieli dowiedzieć się tylko jednego: skąd wzięły się tak dziwne jajka?
fot. Jagoda Dobrzyńska
Potem było coraz lepiej i… naprawdę, podziwiam to, jaką Barks miał wyobraźnię. Oczywiście, nie będę tutaj zdradzała szczegółów. Ale wymienię pewne fragmenty, które mogą zachęcić Was do przeczytania tego komiksu. Donald ujawnił się jako znawca języka hiszpańskiego, poznał pewną postać, która chciała być następcą Ikara. Mało tego, dał się jeszcze oszukać. Także… Nie zabrakło kwadratowego miasta, kwadratowego stylu życia i kwadratowych kur. Po powrocie do ojczyzny chyba wszystkim odechciało się jeść jakichkolwiek potraw – rzecz jasna, mam na myśli takie, które mają w sobie jajko lub samo żółtko. Dotyczy to szczególnie najstarszego głównego bohatera, ale chłopcy też mieli dość… nie, nie jajek. Gumy do żucia. Cała historia zakończyła się właściwie dobrze i pozytywnie dla każdego, lecz współczuję Kaczorowi… On to zawsze ma pod górkę…

Podsumowanie

Nie, to nie koniec tej części sagi Kaczogród Carla Barksa. Oprócz Zagubionych w Andach, mamy jeszcze wiele innych historyjek autorstwa amerykańskiego rysownika. A, że całość została wydana w grudniu – nie zabrakło świątecznych przygód. Jeśli natomiast chcecie mi zadać pytanie typu: „no dobra, a gdzie jest Sknerus McKwacz?” – to musicie po prostu sięgnąć po ten tom. Wszystko się wyjaśni niemalże od razu. Ja bawiłam się świetnie, czytając całość, wreszcie poczułam tę „kaczą” magię z mojego dzieciństwa. Podejrzewam, iż zacznę do tej magii wracać częściej… a przynajmniej taką mam nadzieję! Wam również polecam, bo naprawdę warto. Trzeba dbać o swoje „wewnętrzne dziecko”, a komiksy Disneya mogą w tym bardzo pomóc!
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments