„Pasożyty” Wiktorii Miszczyk [recenzja]

0
128
pasożyty

Książki fantastyczne pełne są magicznych stworzeń. W powieści Wiktorii Miszczyk jest ich cała masa. Tytułowe Pasożyty to stworzenia, które żywią się uczuciami innych, jednocześnie będąc mieszanką różnych ras, takich jak anioły, demony czy elfy. Co świat wykreowany przez autorkę ma czytelnikom do zaoferowania?

Jak feniks z popiołów

Fabuła kręci się wokół bliźniaków – Chrisa i Andrew Collinsów. Gdy ten pierwszy popełnia samobójstwo, drugi stara się zrozumieć przyczynę decyzji brata. Odpowiedzi na swoje pytania szuka u znajomych ze szkoły Chrisa. Poznaje Vincenta, który potrafi wpływać na myśli innych, a także jego siostrę – zakompleksioną półnimfę Justine i ich przyjaciół – zmiennokształtnego Matta i Scotta – półanioła o zdolności teleportacji. Pasożyty doskonale pamiętają Chrisa. Każdy żywił do niego jakieś uczucia i ma do opowiedzenia inną historię. W końcu na jaw wychodzi, że Andrew też posiada pewne nadnaturalne zdolności.

Pożywienie

Zazwyczaj książki fantasy odznaczają się sporą objętością. Przez dziesiątki stron czytamy o wykreowanym przez autora magicznym świecie. Poznajemy jego zasady, mieszkańców i krainy. Pasożyty pod tym kątem są bardzo ubogie w informacje, choć drukarnia nie szczędziła papieru. Tak naprawdę nie wiemy do końca, jak wygląda świat, w którym żyją nasi bohaterowie. Najpierw wydaje się, że koegzystują z ludźmi. Potem jednak czytamy o tym, że Feniksy i Pasożyty nie wiedzą co to Floryda, bo miejsce to jest częścią geografii ludzi. Rozrywka tam też dzieli się w jakiś sposób, bo istnieją książki, które są „ludzkie”. Jak wygląda więc świat tych magicznych istot? Poza wzmiankami o szkole, która przypomina zwyczajny budynek, wiemy niewiele więcej. A szkoda, bo podczas walki z przeciwnikami, bohaterowie posługują się nie tylko swoimi mocami, ale i sztyletami i nawet mieczem. Może broń noszą ze sobą na co dzień albo w jakiś sposób ją do siebie przywołują? Trudno jednoznacznie stwierdzić.

Anioły kontra demony

Od początku można odnieść wrażenie, że autorka uzbroiła swoje postacie w magiczne zdolności, ale czasami zapomina o tym, że je posiadają. Dlatego dostajemy scenę, w której nimfie zakłada się na ręce kajdanki z miedzi, by nie wysadziła swoimi nadprzyrodzonymi umiejętnościami budynku, a chwilę później czytamy już, że inny Pasożyt bez problemu teleportował się do jej celi, by przynieść jej czyste ubrania. Mamy rozumieć, że w tamtym świecie straż jest przygotowana tylko na niektóre okoliczności? Czy gdyby do aresztu trafił Scott, mógłby uciec stamtąd w mniej niż minutę? I dlaczego w tamtym momencie bohaterce jest potrzebna nowa sukienka? Zupełnie jakby w tej sytuacji nie miała innych zmartwień. Tak samo trudno uwierzyć w to, że istocie, która potrafi teleportować siebie i innych potrzebny jest… samochód.

Kundle

Piątka głównych bohaterów ewidentnie nie radzi sobie z emocjami. Nieustannie się kłócą, co po około dwustu stronach zaczyna być męczące. Zwłaszcza że książka liczy ich grubo ponad sześćset. Justine ciągle płacze. Nieustannie szlocha, ma oczy pełne łez, krztusi się łzami. Natomiast jej brat Vincent i Scott skaczą sobie do gardeł przy każdej możliwej okazji. Matthew w całej grupce służy za popychadło. Właściwie zdecydowana większość powieści to opisy relacji między bohaterami. Można odnieść wrażenie, że spędzają swój czas na snuciu teorii i intryg oraz na rozmawianiu ze sobą. Dialogi wypełniają dosłownie całe strony. Przez to tekst jest średnio czytelny, bo dialog trwa tak długo, aż nie skończy się rozdział. Nieważne, na której stronie otworzy się książkę, to i tak rzuci nam się w oczy kolumna pełna rozmów. Historia mogłaby być pewnie o połowę krótsza, gdyby wyrzucić z niej niepotrzebne elementy, a takich jest tu cała masa.

Ach te emocje…

Skoro na pierwszym planie powieści rysują się relacje między bohaterami, to wydawać by się mogło, że przynajmniej one będą w jakiś sposób ciekawe. Z tym bywa różnie. Łatwo pogubić się w tym, kto kogo kocha lub kochał, a kto z kim miał tylko przelotny romans. Czasami między bohaterami nie ma żadnej chemii, a jednak w połowie powieści okazuje się, że czyjeś serce mocniej bije na widok tego czy tamtego Pasożyta. Relacje rodzinne to też niezły bałagan. Vincent świadomie zataja przed siostrą rozwiązanie jej największego problemu. Niezły to braciszek, który wie, że tylko w jeden sposób mogłaby spełnić swoje marzenie, a jednak nie mówi jej, że taka szansa istnieje. Jest to jedna z przyczyn, dlaczego psychika bohaterki jest taka krucha.

Piękna i bestia

Tak samo relacja Scotta i Justine jest toksycznym nieporozumieniem. Ona czuje się nieatrakcyjna, on przezywa ją niby w żartach od „Paskud”, a potem robi jej wyrzuty, gdy ta wychodzi na randkę. Niczym w typowym love story dla nastolatek. Scott jest zaborczym zazdrośnikiem, który dużo by chciał, a mało co robi. Justine natomiast jest histeryczką. Nie pomaga fakt, że w wykreowanym przez autorkę świecie istnieje coś na zasadzie braterstwa dusz. I choć czytamy o tym, że połączone w ten sposób mogą być osoby, które nigdy się nawet nie spotkały, jakimś cudem pośród niewielkiej grupy bohaterów książki, zaskakująco wielu z nich doskonale zna swoją drugą mistyczną połówkę.

Kółko wzajemnej adoracji

Fabuła książki skonstruowana jest tak, że większość problemów, jaka się pojawia, zostaje rozwiązana w przeciągu paru rozdziałów. Pojawia się zła matka Scotta? Znika zła matka Scotta. Atakują zmiennokształtni? Justine w sekundę wyrzuca wszystkich przez okno. Czasami pięciu przeciwników na raz. Scenom walki poświęcono tu wyjątkowo mało miejsca, jak na sześćset stronnicową książkę, w której ciągle ktoś coś komuś kradnie, porywa się kogoś, zamraża, usypia, zatruwa, próbuje zabić itp. Główne zamieszanie wokół samobójstwa Chrisa czasami schodzi na dalszy plan. Natomiast bohaterowie na przemian są zagubieni i nic nie rozumieją, by po chwili domyślić się czegoś na podstawie… niczego. Szczególnie widoczne jest to w przypadku głównego bohatera i Vincenta.

Punkty widzenia

Pasożyty to przykład wyjątkowo chaotycznie prowadzonej narracji. Rozdziały dzielą się na podrozdziały pisane z perspektywy kilku bohaterów. Z tym, że są one tak krótkie, że co chwila trzeba przekartkowywać strony, by się upewnić kto jest teraz na pierwszym planie. Czasami taka zmiana nic nie wnosi. Poza tym główną bolączką autorki jest chyba strach przed powtórzeniami. Zdaje się, że tak bardzo chciała ich uniknąć, że zapominała o tym, że czasami wypadałoby użyć imienia jakiegoś bohatera, zwłaszcza na początku rozdziału, kiedy wracamy do akcji, która wcześniej została przerwana inną perspektywą. Czytelnicy przez większość czasu muszą się jednak domyślać o kogo chodzi. On dał jej ubrania, on spojrzał na nią, on się uśmiechnął. Podczas ciągłego zmieniania perspektyw i trwającego chaosu z opisami wspomnień bohaterów, które odróżniamy od trwającej akcji czasami kursywą, a czasami nie, w wielu fragmentach zostaje nam tylko bezradnie rozkładać ręce.

Wokół chaosu

Wiktoria Miszczyk postarała się o to, by podczas prowadzenia dialogów nie używać ciągle tych samych imion. Dzięki temu każdy z bohaterów ma nie tylko imię i nazwisko, ale także pseudonim, skrót imienia, albo nawet trzy i jeszcze do tego nazwę powiązaną z jego zdolnością. Dlatego Justine Daniels jest jednocześnie Tiną, Ti, Tini, nimfą, Paskudą i Panią Idealną. Matthew ma inne imię w zależności od tego pod czyją postacią się ujawnia. W przypadku Scotta mamy natomiast prawdziwy rollercoaster małych i wielkich liter. Raz jest nazywany aniołem, a raz Aniołem. Raz idealnym, a raz Idealnym. Jest to zupełnie losowe i ta niekonsekwencja pojawia się tylko w przypadku jego osoby. Jeśli ktoś by się w tym pogubił, warto wspomnieć o tym, że niektórzy bohaterowie mają także swoje hologramy, które również mają swoje imiona i są osobnymi bytami. Bez zapisywania sobie kto jest kim, można stracić rachubę praktycznie na samym początku.

Tom… pierwszy?

Pasożyty to nie jest książka pozbawiona zalet. Szczególnie jej początek wydaje się obiecujący. Masa błędów i wszystkie te nieścisłości psują jednak cały odbiór. Niestety nie wystarczyłoby tu kilka poprawek. Na okładce widnieje napis „Tom 1”. Jeśli pojawi się kiedyś kontynuacja, mam nadzieję, że ty razem będzie ona porządnie sprawdzona i to nie jeden raz, na szybko, na przysłowiowym „kolanie”. Sam pomysł był ciekawy, ale styl autorki i cała oprawa takiej pracy wymaga znacznej poprawy. Zabrakło tu kogoś, kto wyciąłby niepotrzebne fragmenty, wskazał dziury w fabule, zaproponował zmianę tempa i dopracowanie bohaterów. Jest tu też trochę błędów typowo edytorskich, ale nie są one tak bardzo rażące. Mimo wszystko nie powinno ich być. Nie w takiej liczbie. Fani powieści z zakresu fantastyki mają w czym wybierać. Rynek oferuje wiele pozycji z różnych podgatunków. Pasożyty nie wyróżniają się pozytywnie pośród tak dużej liczby naprawdę świetnych i dopiętych na ostatni guzik książek.

Pasożyty ukazały się nakładem wydawnictwa Novae Res.


Zachęcamy do zapoznania się z recenzją książki Szklany klosz.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments