Zapomniany film Tarantino? Recenzja Grindhouse: Death Proof

0
421
Grindhouse: Death Proof / materiały prasowe / Netflix

Film Grindhouse: Death Proof jest hołdem Quentina Tarantino w stronę kina klasy „B”. Mamy przemoc, krew, fantastyczne dialogi oraz oczywiście stopy. Wszystko to osadzone w kobiecej rzeczywistości.

Zapomniane dzieło Quentina

Grindhouse to seria dwóch filmów wydanych w 2007 roku. Oprócz Death Proof, któremu przyjrzymy się dzisiaj bliżej, mamy także Planet Terror, wyreżyserowany i napisany przez Roberta Rodrigueza. Może właśnie to połączenie jest powodem dość małej popularności Death Proof w porównaniu z innymi filmami Tarantino. Film ten nie jest tak znany jak chociażby Pulp Fiction, czy Wściekłe Psy. Sam muszę przyznać, że usłyszałem o nim dopiero, kiedy Netflix w kwietniu tego roku dodał tę pozycję na swoją platformę. Czy film ten słusznie nie zdobył tak wielkiego rozgłosu?

Grindhouse: Dead Proof / materiały prasowe / Netflix

Historia filmów klasy B

Określenie Grindhouse oznacza kina samochodowe, w których puszczano niskobudżetowe filmy exploitation. Podczas takich seansów leciały zazwyczaj dwa filmy. Stad też pomysł na dylogię Death Proof i Planet Terror. Wokół tej produkcji powstało sporo kontrowersji. W Europie puszczano te filmy osobno, a nie jak zostało to zaplanowane, jeden po drugim. To może być kolejny powód stosunkowo małej rozpoznawalności tego tytułu.

Tarantino korzysta z formy filmu eksploatacji, żeby pokazać swoje ulubione tematy przemocy i okrucieństwa. Jednocześnie puszcza on oczko do widza i sam wraca w nostalgiczną podróż do czasów swojej młodości. Czuć, że Death Proof został stworzony przez miłośnika kina. Dostajemy tutaj sporo odniesień do tzw. filmów drogi. Nie są one wcale subtelne. Nasze bohaterki same rozmawiają np. o klasyku Znikającym punkcie. Całość natomiast specjalnie została nagrana tak, aby imitować niskobudżetowe filmy grane w kinach samochodowych. Świadczą o tym dziwnie i kiczowato pocięte sceny. Poza tym, sama taśma została uszkodzona, żeby nadać produkcji odpowiedni klimat. Aktorstwo również momentami wydaje się być przerysowane. Jestem jednak przekonany, że jest to celowy zabieg i tak właśnie miało być.

Grindhouse: Death Proof / materiały prasowe / Filmweb
Po co komu fabuła, skoro mamy magię kina

W tym filmie śledzimy losy dwóch grupek dziewczyn. Są one młode, piękne i szukają na mieście rozrywki. Niestety nie są same. Podąża za nimi Kaskader Mike, grany przez Kurta Russella. Jeździ on autem kaskaderskim z planów filmowych, które jak sam mówi jest „śmiercioodporne”. Od początku, gdy pojawia się na ekranie czujemy, że coś będzie nie tak. Z niewiadomych powodów próbuje on uprzykrzyć życie dużo młodszym dziewczynom.

To w zasadzie tyle jeśli chodzi o fabułę, jeśli nie chcemy spoilerować. Może się to wydawać płytkie i mało ambitnie. Pytanie tylko czy potrzebujemy czegoś więcej? Przecież to Tarantino. Film rozpoczyna długa scena zbliżenia na stopy. Dostajemy tutaj sporo nie do końca uzasadnionej przemocy. Leje się krew, a napięcie rośnie, kiedy Mike zbliża się do naszych bohaterek. Film ten ogląda się mimo tego przyjemnie i jest on dość luźny. To  idealna pozycja jeśli nie chcemy za dużo myśleć i po prostu zaznać rozrywki. Chociaż, jeśli chcemy pomyśleć, to też znajdziemy przestrzeń ku temu i ciekawe wątki.

Film ten nie przypadnie do gustu każdemu. Warto przed obejrzeniem mieć świadomość odniesień i tego dlaczego jest on tak niechlujnie nagrany. Jeśli jednak jesteś fanem twórczości Quentina Tarantino i tak jak ja pominąłeś Death Proof, jak najszybciej nadrób zaległości. Ja odpłynąłem w absurdalny świat uniwersum Quentina i dałem się ponieść klimatowi. Z zadowoleniem słuchałem przeciągniętych, często bezsensownych dialogów i bawiłem się fantastycznie podczas seansu.

Polecam, 8/10.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments