Introspekcja towarzyszy nam codziennie
Wewnętrzny głos mówiący nam co myślimy. Interpretuje uczucia i emocje. Często stajemy się sobie sami katami, prowadzimy wewnętrzną kłótnię z sobą. Potrafimy trafnie jak nikt inny wypunktować sobie samym nasze porażki i błędy. O tym właśnie jest komedio-dramat pt. Proza życia.
Brad i jego paranoje
Kluczowym bohaterem jakiego spotykamy w tym filmie jest 47-latek, który właśnie przechodzi kryzys wieku średniego. Jego syn, który właśnie wylatuje z gniazda, nazywa jego stan załamaniem nerwowym. Brad, nasz główny bohater, jest przeciętnym mieszkańcem przedmieść. Ma kochającą żonę i dorosłego syna, który spełnia się w muzyce. Jednak wciąż mu czegoś brakuje. W swojej głowie snuje domysły co by było gdyby. Tworzy nierealne wizje swojego innego, lepszego życia.
Koledzy z dawnych lat
Zródłem jego problemów są postacie jego kolegów z czasów college’u. Już dawno stracił z nimi kontakt, chociaż dużo o nich wie z okładek magazynów oraz telewizji. Każdy z nich odniósł w jego oczach niesamowity sukces. Siebie samego uważa za nieudacznika i biedaka. W trakcie ubiegania się jego syna o miejsce na Harvardzie, pojawia się potrzeba udzielenia wsparcia ze strony jednego z jego kolegów. Po wewnętrznej walce z sobą i przypomnieniu sobie nie tak dawnych smutnych wspomnień, Brad przełamuje się i w imię dobra dziecka odnawia relacje. Na przestrzeni filmu poznajemy jego dawnych znajomych, jako ludzi, którzy mają wszystko. Sławę, kobiety, prywatne samoloty. Jak się pózniej okazuje, nic nie jest tak kolorowe, jak wygląda na pierwszy rzut oka.
Życiowe problemy
Brad utyskuje ciągle na miejsce w jakim utkwiło jego życie. Mieszka na przedmieściach. W pięknym i dużym, jak to w Ameryce, domu. Żona pracuje na etacie, spełnia się zawodowo, jednak w jego oczach jest szarą myszką. Kocha go i troszczy się o niego, jest wsparciem. On widzi jedynie śmierć ich życia seksualnego. Z zazdrością wyobraża sobie życie jego kolegi, z dwiema kobietam na Hawajach. Introspekcja jaką prowadzi mówi mu, że coś w jego scenariuszu poszło nie tak. Był przecież najlepszym studentem, miał tyle planów. Przeszkodziły mu jego zasady i idea pomocy innym. Skończył więc jako właściciel fundacji non profit. Bez milionów, bez grona adoratorek, bez wilii, czy samolotu, ale z dobrą żoną i synem, z którego dopiero uczy się być dumnym. Ciężko mu jednak przezwyciężyć ciągłą gonitwę myśli spekulujących co by mogło pójść inaczej. Towarzyszy mu nieuzasadniony żal, że jest sobą. Dopiero rozmowa z jedną z koleżanek jego syna uświadamia mu błędność jego myślenia. Spotyka się on wówczas z brakiem spodziewanego współczucia ze strony dziewczyny. Pełna jeszcze świeżych ideałów, znająca biedę dziewczyna uświadamia go, jakim szczęściarzem jest w rzeczywistości.
Dramat czy komedia
Aktorem wcielającym się w Brada, jest Ben Stiller. Znany z takich komedii, jak 50 pierwszych randek, Poznaj moich rodziców, Jaja w tropikach czy Duże dzieci. Odgrywa postać pełną niejasności, problemów natury egzystencjalnej. Prowadzi ciągłą rozmowę ze sobą, co staje się głównym tematem filmu, stad też tytuł Proza życia. Po aktorze można by się było spodziewać, że film będzie raczej komiczny, a nie trudny i dramatyczny – taki jednak się okazuje. Za śmieszną można uznać postawę Brada wobec życia, jego zabłąkanie, niepewność. Komiczne jest również, jak szybko podejmuje on osądów. Jego syn, który popełnia małe niedociągnięcia w swoim dniu, jest nieco flegmatyczny i zamknięty w sobie, znacznie lepiej dostrzega sedno życia. Nierealność idealnego życia, jakie stwarza dla swoich kolegów Brad, jest przezabawna. Jest to jednak śmiech przez łzy. Dramatyczne są rozterki bohatera. Nie można odejmować im realności. Zatrważające jest to jak często spotyka się ten typ myślenia. Zazdrość jest chorobą cywilizacyjną zżerającą nas od środka. Introspekcja tak ważna w życiu może stać się wrogiem, barierą w osiągnięciu szczęścia.
Scenariusz napisał
Mike White podjął się roli scenarzysty i reżysera. Problem niespełniania przedstawił w sposób barwny. Nie przyjmuje jednoznacznego stanowiska wobec problemów bohatera, właśnie poprzez monolog wewnętrzny, który pojawia się juz na początku filmu, jeszcze przed rozpoczęciem się akcji. Pokazuje intymność owych rozterek, które nikomu nie są obce.
Sam White mówi, że jego głównym zamysłem było zwrócenia uwagi na ten trywialny problem przeciętnego, białego człowieka, w rozumieniu szarego mieszkańca Pierwszego Świata. Według niego problemy, z jakimi mierzy się Brad, są tożsame dla wielu z nas, a za mało się o nich mówi. Może gdyby zaistniała świadomość ich codzienności, ludzie mniej zaprzątaliby sobie nimi głowę. Kreacja głównego bohatera nie jest jasna. Z jednej strony wzbudza w nas niechęć. Wyprowadza z równowagi przyziemnością swoich bolączek i nieustannym narzekaniem. Jego myli nie są nam obce i w końcu zaczynamy go rozumieć. Odkrywamy przy tym jak błędne jest również niekiedy nasze myślenie.
Innymi dziełami White’a, są takie filmy jak Szkoła Rock’a, Nacho Libre czy serial HBO Iluminacja.
Nowy narybek
Stosunkowo świeżym nabytkiem dla świata filmu i seriali stał się ostatnio Austin Abrams. Ma zaledwie 22 lata.
Jego śmierć w The Walking Dead została uznana za jedna z bardziej poruszających publikę. W kontekście filmów dotykających zagadnień psychologii warto wspomnieć o jego roli w filmie o dorastaniu pt. Królowie lata. Najświeższymi produkcjami w jakich brał udział są również Papierowe miasta oraz We don’t belong here. Będziemy mieli przyjemność zobaczyć go w horrorze Scary Stories to Tell in the Dark, którego premiera ma mieć miejsce 9 sierpnia 2019 roku.
Biorąc pod uwagę niełatwe do odegrania role jakim podołał Abrams, nie dziwi mnie, że White wybrał go do roli syna Brada. Jak sam mówi w jednym z wywiadów, zabłysnął on już na przesłuchaniu. Pociągająca okazała się jego dziwaczność w obejściu, a jego delikatny wygląd jeszcze bardziej przypasował wizji scenarzysty i reżysera.