Jakub Stykowski – World of Warcraft
Okej, zadacie pewnie teraz pytanie, jak można wzruszyć się przy grach gatunku MMO? Czyżbym płakał nad marną egzystencją mobków, zabijanych do questa “zabij 10 dzików, bo tak”? Albo czy płaczę nad marnym losem graczy tachających wyładowane przedmiotami do zadań plecaki? Nie, odpowiedź jest zgoła inna.
Dlaczego walczymy? By chronić nasz dom i nasze rodziny.
Czym jest najdroższe dziecko firmy Blizzard, wyjaśniać chyba nie trzeba. Jednak dla tych, którzy nie wiedzą, gra powstała w 2004 roku i jest to RPG typu massive multiplayer, oparte na serii gier o tytule Warcraft. I faktycznie, dla przeciętnych zjadaczy chleba, gra nie będzie miała za grosz podniosłości, ot, powbijać trochę poziomów, powalczyć z przeciwną frakcją, zabić kilku bossów, no i ogółem fajnie się bawić samą rozgrywką. Jednak dla tych, którzy są maniakami fantastyki, Zamieć ma przygotowane specjalne miejsce w serduszku. Poprzez fabułę gry oraz historię w poszczególnych dodatkach, jako bohaterowie Azeroth bierzemy udział w wielkich wydarzeniach, mających znaczenie dla całego uniwersum. I właśnie wiele takich wydarzeń owocuje wspaniałymi przerywnikami, czy to opartymi na silniku gry, czy też tworzonymi od podstaw. I to jest właśnie to ziarenko soli, które potrafi sprawić, że nasze oko zacznie łzawić w niekontrolowany sposób. By nie szukać zbyt głęboko w fabule: możemy obejrzeć ostatnie tchnienie Arthasa, znanego też jako król Lisz. Na własne oczy widzimy przemianę młodego Anduina Wrynna, który po tragicznej śmierci ojca bierze na swoje barki losy całego Przymierza. Oglądamy niesamowity spokój i piękno otaczające kontynent Pandaria, do którego wbiegliśmy z brudnymi buciorami i naszymi zaprzątniętymi wojną umysłami… czytając moje teksty o WoW, można stwierdzić, że jestem fanboyem, ale spróbójcie sami nie dostać ciarek, oglądając załączone tu wideo.
Przeglądając ten materiał na potrzeby tego artykuły, znowu uroniłem łezkę…
Adrian Garlacz – Hellblade
Drugim tytułem, który przychodzi mi na myśl jest Hellblade, w którym to wcielamy się w wikińską kobietę imieniem Senua. Być może nie jest to wybór oczywisty i wielu z graczy może zastanawiać się, co też takiego mogło wzruszyć mnie w tej produkcji. Jak widać, wybrałem kolejną grę, w której mówimy o pewnym poświęceniu (no kto z nas poszedłby za duszą ukochanego do wikińskiego piekła?). Gra jest mocna już przede wszystkim ze względu na to, że opowiada o chorobie psychicznej głównej bohaterki. Wszystko, czego doświadczamy podczas wędrówki wgłąb Hel, bezpośrednio oddziałuje także na poczytalność Senuy. Myślę, że to właśnie to mocne nawarstwienie emocji, bodźców oraz obrazów, a także determinacji głównej bohaterki tak mocno chwyciły mnie za serce. Po raz kolejny zostałem pozostawiony z wielką pustką, po której przez długi czas nie mogłem znaleźć niczego równie doświadczającego moje emocje. Hellblade to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy lubią mocne klimaty i są zafascynowani motywami nordyckimi tak jak ja. No i wielkie chapeau bas za poruszenie tej problematyki przez studio Ninja Theory.