Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś zapowiadał płytę tak hucznie i promował tak mocno kolejnymi wpisami jak Tede Karmagedon. Na pewno udało mu się zwrócić uwagę wielu słuchaczy, którzy zawiedzeni NOJI? czy wcześniejszym Skrrrt nie sprawdziliby prędko (o ile w ogóle) Karmagedonu. Tylko czy ta promocja nie odbiła mu się trochę czkawką?
Ponieważ jak huczne zapowiedzi to i duże oczekiwania. Tede obiecał, że Karmagedon będzie rozliczał polską scenę i nie pozostawi suchej nitki na postaciach, z którymi miał zwadę. Obietnicę tę spełnił połowicznie.
Nie na takie strzały czekaliśmy
Większość rzeczy, które nawinął Tede na Karmagedonie można było usłyszeć wcześniej w wywiadach, których udzielał lub dowiedzieć się tego z jego wpisów. Historie spotkań z Peją, waśni z Hill Records, ale też Martą Linkiewicz czy Kubą Wojewódzkim. Nie dowiedzieliśmy się od TDF-a absolutnie nic więcej niż już powiedział na ten temat. Nowych opowieści jest kilka. Young Multi, Beteo, Kobra, HCR, Numer Raz… ale czy to serio są ksywki, na które warto było czekać? Żadna z tych postaci nie znaczy realnie nic na scenie. Jedynym większym zawodnikiem w jakiego uderza Karmagedon jest W.E.N.A., z którym zatargi szefa NWJ są znane każdemu obserwatorowi jego kariery. Były członek Warszafskiego Deszczu ograniczył się jednak do wyzwania Wudoe:
Widzisz, mi dziś nie brak weny/a jak chcemy będzie beef/nienawidzę tak tej sceny, bo tu więcej takich ci*/jak ty, takich ci* jak ty” i „I zagryźć oscypkiem szanuj tradycje, a ty se pe*ale jedz ramen/Na ciebie to przyjdzie kawałek dalej Michałek tak bym to ujął.
Lepiej późno niż wcale
Tede zamiast rozstawiania sceny po kątach dał słuchaczom coś czego chyba nikt się nie spodziewał. Nigdy nie słyszałem TDF-a tak otwartego w nawijaniu o swoim życiu osobistym. Utwory takie jak Cafe O’Belga (podsumowujący ostatni związek Tedego), 9iewięć ich (o ogólnej tęsknocie do wszystkich kobiet, z którymi się wiązał) czy Kartagedon (zmaganie się z myślami o zakończeniu kariery) są nowym rozdziałem w dotychczasowej twórczości szefa NWJ. Uważam, że bardzo pozytywnym, ponieważ potrafi on opowiadać o sobie w sposób ciekawy i w jakimś sposób ujmujący słuchacza. Odchodząc jednak od kwestii tekstowych, tego co Tede zapowiadał, a co dostaliśmy…
Odłóżmy na bok otoczkę
Karmagedonu po prostu dobrze się słucha. Poza nielicznymi niewypałami w refrenach (9iewięć ich, Się nie orraj, czy, o zgrozo, fatalny refren na Cafe O’Belga) najnowsze wydawnictwo Tedego stoi na bardzo wysokim poziomie. Raper ponownie udowodnił wszystkim, że potrafi bardzo dobrze nawijać, a Sir Mich jak właściwie co płytę zaznacza, że należy do absolutnej czołówki polskich producentów. To właśnie produkcje są jedną z najmocniejszych stron Karmagedonu. Kawałki takie jak Boatever, Ryyyj, Się nie orrraj czy Cashpirovsky (za ten szczególne pokłony) to prawdziwe popisy umiejętności Sir Micha, ale i całość albumu świadczy o jego wysokiej klasie. Natomiast Tede doskonale wie jak wykorzystać otrzymane podkłady, co czyni chociażby Gangin czy wspomnianego Cashpirovsky’ego jednymi z najlepszych utworów w karierze TDF-a.
Weterani rekordów
Tede i Sir Mich zawsze byli bardzo płodni, a ich albumy liczyły bardzo dużo utworów. Tak jest i tym razem. Karmagedon oferuje nam łącznie z wszystkimi bonus trackami z różnych wersji albumu 21 pozycji. Trzeba natomiast przyznać TDF-owi i Michowi, że o ile kilka ich ostatnich płyt przy odsłuchu całości było bardzo nierówne i w efekcie męczące, tak Karmagedon jest najrówniejszą pozycją w ich dyskografii od czasów Elliminati. Kolejnym „ilościowym” osiągnięciem Tedego i Sir Micha na najnowszym albumie jest ilość gości na remixie utworu Jeee*ać Łaków. Jest ich dokładnie 11 (no, licząc osobno Rado Radosnego i Astka 12), a sam kawałek trwa ponad 10 minut. I chociaż niektórzy z gości zaniżyli poziom, tak mocno, że patrząc na tytuł utworu śmierdzi to wręcz ironią (chociażby fatalna szesnastka Tymka), większość zwrotek wypada na +.
Nie rzuca słów na wiatr
Warto jeszcze wrócić do utworu Jeee*ać Łaków z innego powodu. Podstawowa wersja numeru zasługuje na pochwałę w stronę TDF-a. Gościnnie wystąpił na niej ZBUKU, czym gospodarz naraził się na śmieszność, z racji na opinię jaką cieszy się prudnicki raper. Jednak ten wybór jest idealnym podsumowaniem przesłania utworu. Jak sam Tede nawinął o swoim gościu: Słyszałem, jak gościu na wolno pie*dolnął, połowę z was kolo zjadł/Hip-hop – muzyka prawdy i takie o to są fakty/A ludzie dziś wolą ulegać sugestiom i swoich znajomych wall’om. Niezależnie od naszej opinii O ZBUKU i tym jak sobie poradził na Jeee*ać Łaków (w mojej opinii, ot poprawna zwrotka na jednym patencie), Tedemu należą się ogromne propsy, za to, że treść jego utworów potrafi realizować, nie są to jedynie populistyczne hasła pod publikę.
Infamii nie będzie… ale czy jest konieczna?
Tede wychodził z Karmagedonem do publiczności bardzo pewnie. Na One Star promującym płytę nawija: Znowu będzie – o jakie to dobre!/Takiego Tedego mogę słuchać i wrócą do mnie. I ciężko mi nie przyznać mu racji. Pierwszy raz od Vanillahajs słucham Tedego z przyjemnością. Nie wróżę mu jednakże kolejnej infamii, ani skoku popularności do szczytowej z lat 2014-2015. Ale czy to naprawdę konieczne? Chociaż promocja była, jak się w efekcie okazało, mocno chybiona, to Karmagedon jest dobrym albumem i trochę słuchaczy do siebie przyciągnie. Pokory nie ma co od Tedego oczekiwać. Ale warto czasem przymknąć oko na to, co mówi w social mediach i poczekać na album. Bo, przynajmniej na Karmagedonie, jest czego słuchać.