Mimo tylu ciekawych wydarzeń, festiwali i wszelkich inicjatyw, wciąż spotykam się z tym, że postrzegamy Śląsk jako brudną dziurę wypełnioną papką z węgla. A przecież w każdym sezonie festiwalowym jest on przede wszystkim kopalnią genialnych, mniej i bardziej znanych wykonawców.
Tekst podzieliłem na dwa segmenty: mesjaszy Tauronai apostołów OFFa. Że co, że biblijnie? Tak się złożyło, że oba wydarzenia zaskoczyły poziomem dobrej zabawy i unikalnej muzyki, więc przynajmniej mi przyniosły jakieś wewnętrzne odkupienie i oczyszczenie. Zresztą, zaskakują tak samo każdego roku, i już wielokrotnie udowodniły, że każdy spragniony muzycznej przygody powinien choć raz na nie zajrzeć.
Mesjasze Taurona
Tauron Nowa Muzyka słynie z energetycznych, trwających aż do białego rana występów. W tym roku odkryliśmy na nim kilka pereł, o czym wspominaliśmy już w innym tekście. Poznaliśmy na nim pochodzącego z Islandii producenta Bjarki. Jego minimalistyczne, ale bardzo ciężkie i dynamiczne beaty porwały tłum do dzikiej zabawy, serwując istną kanonadę dropów. Wraz z muzyką komponowała się cała jej wizualna oprawa: zglitchowane, wręcz… cyberpunkowe twarze zerkające z ekranów na festiwalowiczów, czy przechadzający się po scenie półnagi demon. Jeśli lubicie ciut mroczne, stanowczo minimalistyczne klimaty, posłuchajcie. Albo lepiej – przeżyjcie!
Innym zaskoczeniem była Mala Herba, występująca w jeszcze popołudniowych godzinach festiwalu. Przystrojona jak gotycka diwa, zaserwowała słuchaczom bardzo przyjemny koncert, mieszający elementy zarówno nowoczesnego noise’u, jak i atmosferę retro bauhausu (czy coś w ten deseń). Dodajcie do tego jeszcze wizualizacje wyświetlane wprost z telewizyjnego kineskopu! I pojawiający się tu i ówdzie wokal z pazurem, a możecie sobie wyobrazić, co się działo. Dlatego też wielka szkoda, że występ ten odbył się o tak wczesnej porze. Wierzę, że późną nocą jej muzyka zrobiłaby kolosalne wrażenie i myślę, że jeszcze o niej i jej synth witchcraftcie usłyszymy.
Apostołowie OFFa
I ściągnęli oni z każdego zakątka Ziemi, by naznaczyć wybranych swoją melodią. Bla bla bla. W rzeczy samej, muzyka na OFFie zawsze sięga po wykonawców z najróżniejszych miejsc świata. Da się to wyczuć mocniej niż na Tauronie. Jednak to brzmiące znajomo, elektroniczne mroki kupiły mnie w tym roku najbardziej. The Gaslamp Killer, Lebanon Hanover, czy rodzima VTSS.
Lebanon Hanover to duet znany, ale wciąż nie wypływający na sam wierzch mainstreamu. Zapytacie pewnie, co te duo, tak mocno skupione na gitarach, robi w tym zestawieniu. Otóż gdyby nie ich raz subtelne, raz agresywne podłoże elektroniczne, cała ta noirowa atmosfera mocno by ucierpiała. Coldwave’owe bujanie, zbolały, męski baryton i zblazowany, kobiecy wokal cofają w czasie.
The Gaslamp Killer tworzy muzykę równie skoczną, co wgniatającą w ziemię ilością dropów, zmian rytmu i różnych zakrawających o noise zabiegów dźwiękowych. Łącząc powyższe elementy z odrobiną nurtów orientalnych i (w moim odczuciu) lekko horrorową inspiracją, dostajemy niezapomnianą mordownię nad ranem.
VTSS jest nasza – polska. To DJka i producentka lubująca się w techno o klimatach dark i (choć nie zawsze) minimalizmu. Już teraz bywa poza naszymi granicami, ale sądzę, że z czasem jej sława urośnie do jeszcze większej, światowej rangi. Wszystko przez prawdziwie profesjonalne sterowanie publiką, oczywiście za pośrednictwem muzyki, no i styl. Styl mroczny, ale dziki i elegancki zarazem. Świetny set na zakończenie festiwalowego dnia. Jeśli przed nim człowiek ma w sobie jakąś energię, to po nim – już niekoniecznie, skacząc do ostatniego tchu.