Tekla Goldman: Stawiamy na energię i dobrą zabawę [Wywiad]

0
444
Tekla Goldman
fot.materiały prasowe

Sami o sobie mówią, że są „hałaśliwą garażowo-punkową miksturą, podlaną psychodelicznym krautowym sosem”. Są ludźmi po tzw. muzycznych przejściach, pochodzącymi z czasów, kiedy to, jakiej słuchasz muzyki, określało, kim jesteś. Tekla Goldman, zespół z Otwocka, właśnie promuje swoją debiutancką Epkę. Z tej okazji Maciej Łabudzki, Emilia Kościanek, Janek Dobrucki oraz Jędrzej Sudnikowicz odpowiedzieli na kilka moich pytań. Zapraszam!

Jak zaczęła się Wasza przygoda z muzyką? Zawsze chcieliście być w zespole?

Janek Dobrucki: Pomimo lekkich różnic w wieku, wszyscy jesteśmy z czasów, w których to, jakiej słuchasz muzyki, określało, kim jesteś – na podstawie upodobań muzycznych zawierało się znajomości. Wychowani byliśmy z Beatlesami, Zeppelinami, Sex Pistols i chęć grania w zespole wynikła u każdego z nas naturalnie.

Emilia Kościanek: Ja muzykę bardzo kocham, ale długo myślałam, że granie w zespole to zupełnie nie dla mnie. Przeraźliwie bałam się występów publicznych i nawet w zaciszu domowym starałam się nie śpiewać w obawie, że ktoś mnie usłyszy. Jest to o tyle zabawne, że praktycznie cała rodzina od strony ojca, z nim włącznie (grał na perkusji), zajmowała się muzyką, dlatego nie mam pojęcia, skąd wziął się ten lęk. Pewnego dnia, już jako dorosła osoba, postanowiłam się przełamać i zapisałam się na lekcje śpiewu. W trakcie tego krótkiego kursu zupełnie przypadkiem trafiłam do zespołu, z którym zaliczyłam kilka występów i okiełznałam swoje lęki. Dzięki temu poznał mnie od strony muzycznej Łabek, z którym prywatnie kolegowałam się od dawna. Ten pierwszy zespół szybko się rozpadł, ale któregoś dnia Maciej był u mnie i wspomniał, że ma fajny pomysł na zespół, który będzie nazywał się Tekla Goldman Trio. Wtedy był zaangażowany jeszcze w inne projekty, ale wiedziałam, że jak już znajdzie czas, to będzie ‘to’. Trio na szczęście szybko się zdeaktualizowało i naturalnie samo odpadło

Jędrzej Sudnikowicz: Już jako trzylatek grałem na perkusji, którą tata zrobił mi z garnków. Jak nie miałem perkusji, uderzałem łyżką w kaloryfer. Jak miałem 6 lat, to zakładałem koszulkę na ramiączkach, przyklejałem sobie wąsy i udawałem Freddiego Merkurego. Zawsze chciałem mieć swoją rockową kapelę.

Maciej Łabudzki: Zanim nauczyłem się grać, założyłem już pierwszy zespół, chyba w siódmej klasie podstawówki – graliśmy covery Nirvany. I tak zostało do dziś – wciąż nie nauczyłem się grać i wciąż zakładam kolejne zespoły…

Z jakich zespołów wywodzi się każdy z Was?

JD: Większość z tych lokalnych nic nikomu nie powie, połowa z nich nigdy nie miała nazwy, a ćwierć z nich rozpadła się, zanim powstała.

JS: Przez jakiś czas byłem związany z toruńską grupą Overdose. Razem z Maćkiem Łabudzkim mieliśmy dwuosobowy projekt, w którym graliśmy zimną falę i elektroambient. Z dziwniejszych zespołów: byłem członkiem grupy szantowej Zmora Bosmana.

: Najważniejsze dwa , które warto odnotować, to Żywiołak, z którym nagrałem pierwszą ich płytę, a obecnie udzielam się również w psychodelicznej Oranżadzie.

Dlaczego Tekla i dlaczego Goldman?

MŁ: Tekla Goldman to moja sąsiadka, mieszkała jakieś 400 m od mojego obecnego domu. Niestety, II WŚ wymiotła wszystkich Żydów z Otwocka, a po wielkiej cegielni, którą prowadził jej mąż, została tylko  ściana w środku lasu. Na jej cześć cały ich majątek, a obecnie dzielnica Otwocka, otrzymał nazwę Teklin.

EK: No cóż, jak wielu naszych rodaków, żyjemy w mieście duchów. To ważna część naszej tożsamości.

fot.materiały prasowe

W jaki sposób powstają Wasze utwory?

EK: W dużym twórczym napięciu  🙂

JS: Jeżdżę samochodem, drę ryją i to nagrywam. Potem siedzę w domu, gram na gitarze, drę ryją i to nagrywam. Czasem jest tak, że na próbie wszyscy drą ryją, grają i to nagrywamy. Potem się do tego pisze jakieś teksty. Ale zazwyczaj tekst jest razem z muzyką – te dwie rzeczy są nierozerwalne ze sobą. A w ogóle to więcej czasu niż pisanie utworów zajmuje praca nad brzmieniem. To jest kluczowe.

Jacy twórcy Was inspirują?

MŁ: Myślę że cała  scena post psychodeliczna z King Gizzard and The Lizard Wizard na czele 🙂

EK: Jest na pewno jakaś część wspólna, która nam rysuje drogę, ale też każdy ma swoje „za uszami”. Ja mam dwie absolutnie najukochańsze płyty, do których regularnie wracam. To Nowa Aleksandria Siekiery i Czerwony Album Niemena. Cenię też bardzo polskiego punka i lubię odkrywać smaki bigbitu.

JS: Teksti-TV 666, Heaters, Los Tones, The Nice, Ride, Pogodno, Johnny Cash, Bułat Okudżawa

W informacji prasowej na Wasz temat, którą dostałam, jest napisane: „Każdy z każdym, ale nigdy razem. Oto walka energii ze spokojem, bitwa prostoty z progresją. Cuchnący jegomość w bardzo drogim garniturze i kawior w papierowym rożku na frytki. To muzyczny powrót do nieskrępowanej młodzieńczej werwy, bez oglądania się na aktualne trendy i mody”. O co chodzi?

JS: Tego nie da się prościej powiedzieć.

EK: Bo taka jest prawda. Wcześniej znałam od lat Johnego, Maćka, Jędrzeja poznałam w zespole, ale za to chłopaki znali się wszyscy wcześniej bardzo dobrze. I tak się znaliśmy, że nigdy nie doszło do żadnego wspólnego grania. I to granie to jest taki kawior w rożku na frytki. Dobry, jakościowy łomot, ale na własnych warunkach. Klisze z dawnych lat, z kserówkami, ręczną robotą, nie idealnym sprzętem. Coś z niczego. Bez gadania, że “teraz to się robi tak”, bo teraz to my robimy jak chcemy. A, i młodzieńczej werwy nie brakuje. Taki zespół z liceum tylko z pewnym bagażem doświadczeń.

MŁ: Zespół powstał spontanicznie, po to, by cieszyć się wspólnym graniem. Nie jest to projekt komercyjny, stawiamy na energię i dobrą zabawę. A to, że miesza się w nas wiele stylistyk, powoduje, że ta muzyka staje się jeszcze bardziej kolorowa i nieprzewidywalna.

Okładka Waszej Epki kojarzy mi się z okładkami książek Elif Szafak. Czy to była Wasza inspiracja? Czy to tylko moje skojarzenie?

EK: Akurat tych okładek nie kojarzyłam, ale już wiem, o co chodzi. Monochromatyczne,  centralna kompozycja – być może podobne inspiracje? Zajmuję się zawodowo projektowaniem komercyjnym, ale po tzw. godzinach, staram się realizować projekty w swoim stylu, które wynikają z moich zamiłowań. Cenię sobie ręczną robotę, tradycyjne metody tworzenia grafik. Stawiam na rysunek, linoryt, linearne obrazy. Powiem od razu, że w tych artystycznych projektach bardzo inspirują mnie ikony, właśnie z tą centralną kompozycją, pełne elementów symbolicznych. Pismo obrazkowe – coś wspaniałego i znanego ludzkości od dawien dawna. Poza tym uwielbiam plakaty z epoki wiktoriańskiej – pełne ornamentów, elementów „magicznych”, z podobną kompozycją. Chyba to wszystko razem ze współczesnym nam komiksem składa się na „mój” styl. Nasze ep-ki to w pełni ręczna robota, linoryt odbity na torebkach na jajka. Wewnątrz znajduje się rysowana przeze mnie „książeczka” z tekstami i mini plakatem, odbita na ksero dzięki uprzejmości taty Johnego (pozdrawiamy!). Wszystko pełne zagadkowych obrazów, będących śmietnikiem dorobku naszej cywilizacji.

Działacie w myśl zasady „Zrób to sam”. Z czego to wynika?

JD: Nie widzę innej możliwości dla nieznanego, alternatywnego zespołu w Polsce na wydanie EP-ki czy pierwszej płyty w inny sposób niż własnym sumptem.

EK: Myślę, że mamy w sobie silne przekonanie, że po prostu możemy sobie na to pozwolić i wiemy, że to będzie dobre.

JS: To my, jako twórcy wiemy, jak ma brzmieć nasza muzyka, jak mają wyglądać okładki naszych płyt, nasze teledyski, plakaty, wlepki itp. Jesteśmy artystami totalnymi, prosumentami dźwięku słowa i obrazu.

Jaki macie cel jako zespół?

MŁ: Dobrze się bawić i dobrą energią zarażać innych.

JS: Wydawać dużo muzyki i grać mnóstwo koncertów.

Macie jakieś pasje poza muzyką?

MŁ: Oczywiście! Zbieranie grzybów i spanie po leśnych krzakach.

JS: Chodzenie.

EK: Moja to szeroko pojęta sztuka wizualna, ponieważ staram się badać różne pola w obrębie tego tematu. Mam poza tym działkę, która wypełnia każdą pozostałą wolną chwilę.

JD: Ja interesuje się wszystkim.

Jakie macie plany na następne miesiące?

JD: Jest tego sporo – zaraz nagrywamy drugą EP-kę, bo kawałki na nią już są. W międzyczasie koncerty klubowe, na które zapraszamy i pragniemy być zapraszani. No, i salka, salka i jeszcze raz salka, czyli łupanie nowego materiału

MŁ: Nagranie nowego materiału to teraz priorytet – mamy nadzieję że również koncertowo się bardziej rozkręci. Dlatego, jeśli ktoś kto to czyta, ma pomysł, żeby gdzieś nas zaprosić, to niech śmiało do nas wali!

Bardzo dziękuję za Wasz czas 🙂

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments