Eric Clapton, David Gilmour, Elton John, Sir Paul McCartney, The Who, John Mayer, Nine Inch Nails, D’Angelo… – co łączy słynne artystyczne tuzy? Odpowiedź jest prosta – Pino Palladino, jeden z najbardziej wszechstronnych basistów na świecie i przede wszystkich wielka postać muzyki rozrywkowej. Poznajcie go bliżej!
Pino Palladino urodził się 17 października 1957 roku w Walii. Muzyk pochodzi z rodziny o korzeniach włoskich. W wieku 14 lat sięgnął po gitarę elektryczną, jednak już trzy lata później jego głównym instrumentem stał się bezprogowy bas. Palladino został wychowany w duchu ówcześnie popularnej muzyki rockowej (Led Zeppelin, Yes, The Who) oraz czarnego popu spod znaku Motown – słynnej wytwórni zrzeszającej m.in. Marvina Gaye’a, Dianę Ross czy później Jackson 5. Od najmłodszych lat Walijczyk prezentował niesamowitą wrażlliwość muzyczną i nie bał się sprawdzać samego siebie w nowych, wcześniej nieznanych stylach.
Pino Palladino – David Gilmour, Elton John i inni mało znani Brytyjczycy
Dzięki studyjnej współpracy z Paulem Youngiem, młodym wówczas basistą zaczęli interesować się giganci muzyczni, z Davidem Gilmourem (na jego solowym albumie – About Face) i Jaco Pastoriousem na czele. Pokazuje to, jak wszechstronnym muzykiem był Pino już jako dwudziestolatek. Lata 90. to już właściwie samo granie na najwyższym poziomie. W 1991 razem z Paulem Rodgersem z Bad Company koncertował jako grupa The Law. Występował wtedy także z Erikiem Claptonem, Eltonem Johnem czy klawiszowcem Pink Floyd – Richardem Wrightem. Jeśli chcecie zobaczyć pełną listę wydawnictw, na których swoją cegiełkę dorzucił Pino, proszę bardzo. Ostrzegam tylko, że jako muzyk sesyjny nagrał on setki płyt!
D’Angelo | Ofensywa neo-soulu
D’Angelo do niedawna był symbolem upadku wielkiej gwiazdy, która nie poradziła sobie z ogromem popularności i zainteresowania ze strony mediów. Po wydaniu Brown Sugar w 1995 roku, amerykańska publiczność oszalała na jego punkcie. Druga połowa lat 90. w Stanach Zjednoczonych to przede wszystkim rozkwit neo-soulu i wzrost popularności takich artystów jak Erykah Badu, czy kolektyw Soulquarians. Na album Voodoo przyszło poczekać fanom aż pięć lat. Wtedy pierwszy raz Pino współpracował z młodym D’Angelo. Voodoo przyniosło bardziej dojrzałe brzmienie i synkopowane rytmy dzięki niesamowitej produkcji Questlove (perkusisty i lidera The Roots).
D’Angelo zgromadził wtedy najlepszych muzyków w branży
Ten skład był tak dobry, że w 2011 roku zdecydowano się zwołać go ponownie na wspólny jam z udziałem publiczności. Co ciekawe, nie zagrano żadnych utworów D’Angelo, tylko skupiono się na klasykach funku i soulu. Była to forma pokazania wsparcia wokaliście, który od drugiej płyty zmagał się z różnymi uzależnieniami.
W 2014 roku Amerykanin po wieloletnich problemach z nadużywaniem alkoholu i narkotyków wrócił z nowym krążkiem (Black Messiah) i zespołem – The Vanguard. Dołączył do niego niesamowity Isaiah Sharkey – jeden z najlepszych gitarzystów soulowych, Chris Dave (Anderson Paak, Adele, Robert Glasper) – wybitny perkusista, i oczywiście Pino Palladino. Kolejny okazał się być strzałem w dziesiątkę. Skład uzupełniły m. in. sekcja dęta i trójka chórzystów. Zobaczcie, jak grupa radzi sobie na koncertach!
The Who – John Entwistle i godny następca
The Who to jeden z pionierów rock ‘n’ rollowej rozwałki. Przez lata grupa była napędzana szalonym stylem gry Keitha Moona, który wyczyniał cuda za swoim zestawem perkusyjnym. Szalony perkusista zmarł po przedawkowaniu leków nasennych. Kolejna tragedia w zespole nastąpiła dużo później, bo w 2002 roku. John Entwistle, basista i klawiszowiec grupy, zmarł na zawał serca (spowodowany przez zażycie sporej ilości kokainy). The Who zastanawiali się nad zakończeniem kariery, jednak zdecydowano się na kontynuowanie działalności już z Pino Palladino na basie, będącym dumnym zastępcą Thunderfingera.
John Mayer Trio – power trio na miarę XXI wieku
John Mayer w poprzedniej dekadzie nie kojarzył się z ckliwymi piosenkami miłosnymi, tylko z niesamowitymi umiejętnościami technicznymi, nienagannym wokalem i unikalną muzykalnością. Zapowiadano, że Mayer będzie nową, wielką postacią muzyki gitarowej i faktycznie – powołał do życia John Mayer Trio, które ugruntowało jego pozycję. Zespół składał się z młodego gitarzysty, Steve’a Jordana na bębnach i Pino Palladino na basie. Steve Jordan to stary, jazzowy wyga, mający w CV trasy koncertowe Steviego Wondera czy The Blues Brothers. Trio wydało album Try! – na którym pokazało pełną moc. Autorskie kompozycje Mayera zostały uzupełnione coverami Raya Charlesa czy Jimiego Hendrixa.
Styl muzyczny grupy można określić jako blues-rock. Formacja prezentowała niesamowitą wirtuozerię. Solówki i wokal Mayera idealnie zgrywały się z sekcją rytmiczną. Palladino w trio miał niesamowitą swobodę i pokazał pełnię swoich muzycznych możliwości improwizacyjnych i technicznych.
Nine Inch Nails – krótka i owocna współpraca
Nine Inch Nails to dość specyficzny zespół. W wersji studyjnej mózgiem i kierownikiem muzycznym jest Trent Reznor – multiinstrumentalista i wokalista. NIN na żywo to kompletnie inna grupa muzyków, którą Trent dobiera na konkretną trasę. Niektórzy muzycy grają z Reznorem już paręnaście lat, jednak w przypadku trasy w 2013 roku Amerykanin zdecydował się na dodanie dodatkowych muzyków. Do składu dołączył żeńskie chórki oraz Pino Palladino na basie (dograł on także swoje partie do płyty Hesitation Marks wydanej w 2013)! Ktoś mógłby pomyśleć, że muzyczne korzenie Walijczyka nie pozwolą mu na łatwe przystosowanie się do ciemnego stylu industrialowego zespołu. Nic bardziej mylnego! Palladino idealnie wpisał się w muzyczną estetykę show tworzonego przez Nine Inch Nails. Miejmy nadzieję, że NIN wkrótce ponownie ruszy w trasę z basistą!
Pino Palladino – człowiek orkiestra
Pino Palladino jest studyjną i sceniczną bestią. Walijczyk nie jest wyjątkiem, jako że w niektórzy sesyjni muzycy są wręcz rozchwytywani w trakcie trasy koncertowej i podczas nagrywania materiału. To co czyni Palladino wyjątkowym, to niesamowita elastyczność. Także umiejętność dostosowania się do każdego stylu muzycznego. Basista nagrywał płyty jazzowe, funkowe, progresywne, soulowe, bluesowe i rockowe. Właściwie to w ciągu swojej kariery nie miał okazji na dłuższą metę związać się ze sceną metalową. Kto wie, może to jego następny przystanek na muzycznej drodze?