Doczekaliśmy się w końcu premiery jednego z bardziej wyczekiwanych wydawnictw tego roku. Światło dzienne ujrzał bowiem nowy album Alice In Chains! Krążek Rainier Fog to mocny powrót do starych, dobrych czasów – grunge is back!
Na premiery takiego kalibru można czekać ze zniecierpliwieniem i przyjemnością. Jeszcze większą przyjemnością jest jednak samo ukazanie się wydawnictwa, zakupienie go w sklepie, włożenie płyty do odpowiedniego odtwarzacza i delektowanie się świeżym materiałem. Nowy album Alice In Chains – Rainier Fog, sprawił właśnie taką przyjemność.
Powrót do korzeni
Dwadzieścia lat. Tyle właśnie czasu upłynęło, od kiedy grupa Alice In Chains nagrała swój ostatni album w Seattle. Miasto to jest kolebką gatunku grunge. Jego piwnice zaadaptowane na salki prób czy sale koncertowe wydały na świat znakomitych muzyków i równie legendarne płyty. Sam klimat tego miejsca w tamtym czasie był niepowtarzalny. Rozkwit grup takich, jak chociażby Mother Love Bone, Mad Season, Temple Of The Dog, Nirvana, Pearl Jam, Soundgarden czy właśnie Alice In Chains nie mógł odbyć się nigdzie indziej. Basista grupy, Mike Inez, odniósł się tak do tego tematu:
Wracamy do Seattle nagrywać. Dwie poprzednie płyty nagraliśmy w Los Angeles i były fajne. Czuję jednak, że w roku 2017 Alice in Chains powinno powrócić do Seattle – pić tę wodę, oddychać tym powietrzem. Z tym miastem związanych jest tyle historii. Każdy zaułek przywołuje jakieś wspomnienia. Działy się tam szalone ale i piękne rzeczy. Seattle to wyjątkowe miejsce, zwłaszcza o tej porze roku
Cały klimat wczesnych lat 90. drzemał właśnie w tym mieście. Przez wiele lat spał przyczajony w kącie, niczym puma gotowa do skoku, ale czas tej drzemki dobiegł końca.
Brzmienie rodem z ulic Seattle
Dziesięć kompozycji składa się na nowe wydawnictwo Alice In Chains. Tym, co pierwsze przykuwa uwagę, jest forma. Cały krążek jest jakby solidną całością, która brzmi jak mroczna i brutalna opowieść, wyjęta gdzieś sprzed dwudziestu lat z ciemnej ulicy wyżej wspomnianego Seattle. Składa się na to między innymi brzmienie gitar, które ciężkimi riffami przywołują czasy albumu Facelift czy Dirt. Utwory So Far Under czy The One You Know od samego początku wymierzają cios w twarz swoim charakterem. Szczególnie pierwszy z nich brzmi niczym wyrwany z albumu, który powstał ponad dwie dekady temu.
Cień czasów minionych
Warstwa wokalna. Chyba nadszedł już czas na oswojenie się z faktem, że nowy wokalista grupy William DuVall, już wcale takim nowym nie jest. To już w końcu dwanaście lat i trzecie wydawnictwo z zespołem – albumy Black Gives Way To Blue czy The Devil Put Dinosaurs Here pozwoliły ugruntować jego pozycję, Rainier Fog zdecydowanie ją potwierdził. Oczywiście, nieodżałowany Layne Staley był artystą i wokalistą co najmniej wybitnym, co do tego wątpliwości raczej nie ma. Jednak DuVall przekonuje coraz bardziej, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Nowy album Alice In Chains to z jednej strony całkiem nowe rozdanie, ale z drugiej nie można oprzeć się wrażeniu, że specyficzne harmonie wokalne miejscami brzmią jakby za mikrofonem wciąż stał Staley. I nie do końca jest to zła cecha. William nie stara się być jego kopią jeden do jednego. Mamy do czynienia z podobnym flow, które czyni brzmienie zespołu niepowtarzalnym i nie do podrobienia. Bez tej wisienki na torcie, jaką są specyficzne wokalizy na dwa głosy, wszystko nie byłoby już takie samo.
Zróżnicowanie
Różnorodność i umiejętność pisania ballad to jedna z cech, która od zawsze pojawiała się w repertuarze grupy Alice In Chains. W przypadku albumu Rainier Fog nie mogło zatem być inaczej. Wśród ciężkich utworów znajdują się także nadal nie wychodzące poza ów mglisty klimat, ale również melodyjne kompozycje, takie jak Fly czy Maybe. Druga z nich przywołuje na myśl swoim charakterem połączenie starych dobytków zespołu jak chociażby Heaven Beside You, z nieco beatlesowskim śladem i śladową szczyptą ballad z repertuaru Guns N’Roses. Całkiem ciekawe połączenie, trzeba przyznać. Krążek zamyka mrocznie piękny kawałek All I Am, który podczas siedmiu minut swego trwania zostawia nas z uczuciem pewnej nostalgii. Możemy tylko marzyć, jak utwór brzmiałby z przenikliwym i chwytającym za wszystkie organy w okolicy serca wokalem Layne’a. I chyba właśnie z takim zamysłem Panowie chcieli nas zostawić.
Nowy album Alice In Chains – Rainier Fog
Podsumowując, nowy album Alice In Chains to album dedykacja. Hołd dla czasów, których bohaterowie byli jednymi z nas. Walcząc ze swymi demonami i chodząc po tych samych ulicach co my, potrafili zmieniać świat. Grunge is back? To raczej niemożliwe, ale miło usłyszeć piękne wspomnienie, wrócić do tego wszystkiego na kilkadziesiąt minut. Krążek Rainier Fog zdecydowanie ten proces umożliwia. I to dobrze, bardzo dobrze.