Ben Howard, znany miłośnikom delikatnych folkowych brzmień, zdecydował się na odważny krok. Jego nowa, czwarta w dorobku artysty płyta Collections From The Whiteout jest mieszanką charakteru muzycznego Howarda z elementami zdecydowanie dla niego eksperymentalnymi. Jak ta fuzja wyszła na najnowszym krążku brytyjskiego muzyka?
Coś nowego
Ben Howard, po prawie trzech latach od wydania Noonday Dream, powraca z nowym krążkiem. W Collections From The Whiteout momentami obiera ciekawe kreatywnie kierunki. Ta eksperymentalność może jednak wybijać nieco może wybić z rytmu całej płyty. Nie powinno to jednak zniechęcić fanów Bena – dość subtelne elementy takie jak elektroniczna perkusja i synthy zwykle nie odstają negatywnie z kompozycyjnej całości, a czasem bardzo ładnie wypełniają tło piosenki. Nie powiedziałabym, że płyta ta stoi balladami. Ben postawił na tworzenie historii za pomocą muzyki i słów. Nie są to jednak siedmiominutowe epopeje, do których mogli przyzwyczaić się fani szczególnie pierwszej płyty Howarda. Wszystkie utwory są dość krótkie, co nieco dziwi. Biorąc pod uwagę fakt jak złożone kompozycyjnie są niektóre piosenki, krótki czas ich trwania działa na ich niekorzyść. Słuchacz może czuć niedosyt.
Nieład kompozycji
Płyta ma swoje piosenki-przerywniki, takie jak wspomniana wcześniej Finders Keepers i Rookery – obie mocno różniące się od siebie brzmieniem. Teksty muzyka nadal jednak ujmują swoją tajemniczością i użyciem nietuzinkowych narzędzi literackich, niczym nieco surrealistyczny baśniopisarz. Howard zresztą znany jest z wysokiego poziomu lirycznego swoich utworów. Jak na część piosenek, które w przyjemny sposób łącz ze sobą dźwięki tradycyjnych instrumentów muzycznych z elektronicznymi, te dwa utwory mogą powodować dysonans.
Chaos artystyczny
Warto wspomnieć o tym kto współpracował z Howardem nad produkcją płyty. Fanom Taylor Swift i The National Aarona Dessnera przedstawiać nie trzeba. Dessner, amerykański muzyk i producent, zdecydowanie dobrze czuje się w produkcji płyt, które wydają się dość skromne, choć technicznie zupełnie takie nie są. Ben wybrał dobrą osobę do pracy nad swoją płytą – Folklore, którego Aaron był producentem, zdobył ostatnio statuetkę Grammy za najlepszy album w roku 2020.
Howard i Dessner wydają się mieć sporo pomysłów na brzmienie tej płyty. O ile w sporej części utworów czuć tę brzmieniową konsekwencję, niektóre piosenki wydają się być dość nierówne w strukturze. Utwór Unfurling brzmi (szczególnie początkowo) dość chaotycznie. Oczywiście płyta ma też świetne momenty – utwory Crowhurst’s Meme i Sage That She Was Burning są jednymi z najlepszych z całego krążka. Crowhurst’s Meme jest zresztą świetnym przykładem tekstowego kunsztu Howarda, który został zainspirowany historią brytyjskiego żeglarza-amatora, Donalda Crowhursta.
Dokąd zmierzasz, Ben?
Płyta jest eksperymentem, który udał się częściowo. Fanom Howarda i bardziej delikatnych brzmień z dużym naciskiem na warstwę tekstową utworów Collections… w dużej mierze przypadnie do gustu. Jednak jak na szukanie przez Bena nowych ścieżek w jego muzycznej karierze, nie wydaje mi się, by dotarł jeszcze do swojego celu. Zmierza on w ciekawym kierunku, więc trzymamy kciuki za jego kolejne odkrycia we własnej twórczości.
Płyty Collections From The Whiteout możecie słuchać już na wszystkich popularnych serwisach streamingowych, a płyty CD i winyle są dostępne w sprzedaży.
OCENA KOŃCOWA
Ben Howard - Collections From The Whiteout