Mudslinger: Żaden z nas nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w muzie [wywiad]

0
191
Mudslinger
fot. Weronika Hass

Zespół Mudslinger właśnie wydał swoją debiutancką Epkę – Rouge. Z tej okazji muzycy odpowiedzieli na kilka moich pytań o tworzenie muzyki, sam zespół, teksty czy o planowane koncerty. Zapraszamy!

Jak zaczęła się Wasza przygoda z muzyką? Od czego to się zaczęło?

Czarek: Od teledysku do Turn the Page. Zerwaliśmy się kiedyś z ziomkiem z lekcji, żeby obejrzeć nowe klipy, które jego starszy brat co jakiś czas zgrywał nam porcjami na płyty DVD. To były jeszcze czasy późnej podstawówki, kiedy YouTube’a i Internetu nie miało się na wyciągnięcie ręki, tak, jak jest to teraz. Jak zobaczyłem Jamesa Hetfielda z gitarą na froncie, to momentalnie się zakochałem. Miałem takie: „Co to za gość?! Muszę być jak on!”.

Junior: W moim otoczeniu zawsze było dużo muzyki, zwłaszcza rockowo-metalowej, choć sam długo nie podejmowałem tego tematu. Jako odbiorca w utworach zwykle przykuwałem największą uwagę do rytmiki, więc spośród instrumentów najbardziej interesowała mnie zawsze perkusja. Takim punktem zapalnym byli Foo Fighters, Wembley ’08. Kilka lat temu oglądaliśmy ten koncert, chillując po jakiejś domówce i wspólnie zbierając siły na nadchodzący poniedziałek. Nagle któryś z chłopaków zapytał mnie: “Ej! Właściwie to czemu ty nie grasz na perce?” Z grubsza, tak właśnie wylądowałem w Mudslinger.

Davka: W wielkim skrócie: kiedy usłyszałem basowe solo Jasona Newsteda z Cunning Stunts, wiedziałem, że chcę grać na basie. W któreś święta zamówiłem chiński bas za całe dwieście złotych. Pierwsze riffy grałem w piwnicznej salce, gdzie pieczarki można było, dosłownie, kroić ze ścian. Bardzo milo wspominam to miejsce – miało swój klimat. I tak to się zaczęło.

Paweł: Pierwszy kawałek, który mi się wkręcił, to był Child In Time od Deep Purple. W domu zawsze leciała Metallica z kaset. Minęło kilka lat i jakoś w gimnazjum już byłem mocno zajawiony nu metalem. Przestałem trenować taekwondo i musiałem się zająć czymś innym, a że dostałem pod choinkę gitarę klasyczna, tak jakoś poszło.

W jakich okolicznościach powstał zespół?

Cz: Zaczęło się od naszej braterskiej dwójki – Junior i ja zaczęliśmy w wolnych chwilach jammować. Podczas tych jammów organicznie powstawały pierwsze szkielety do utworów Stay Low i Wide Awake. Gdzieś obok nas zawsze blisko krążył Davka i z czasem zaczął wpadać ze swoim basem na te jammy. Bang! Kolejny szkielet – tym razem do Rogue. Z tego ostatniego byliśmy tak zadowoleni, że postanowiliśmy nagrać demówkę tego numeru, którą mixował dla nas Baton. Zapytałem go wtedy: „Ej! Chcesz grać u nas na drugiej gicie?” I tak powstał Mudslinger.

Jaką macie wizję tego zespołu? 

Cz: Żaden z nas nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w muzie. Tym zespołem chcemy powiedzieć to, co zostało przez nas niedopowiedziane wcześniej – czy to w innych składach, które się nie udały, czy po prostu – przed sobą samym. Wiesz, o co chodzi – o ten niedosyt, że trzeba nam czegoś jeszcze, czegoś więcej. A poza tym, wiadomo – grać muzę, jeździć na koncerty i fenomenalnie się przy tym bawić.

fot. Weronika Hass

Jak w ogóle powstają Wasze piosenki?

Cz: Na początku zawsze jest riff. Ta iskra do napisania nowego kawałka to w większości przypadków jest jakiś patent, który zagramy na sali – czasami ktoś przyniesie coś z domu sam. Często zdarza się tak, że spodoba mi się riff, który podczas próby zagra któryś z chłopaków i zapamiętuję go. Później idę z tym do domu i sprawdzam, czy dam radę skleić z tego numer. Jak się da, to na następną próbę chłopaki mają już gotowy szkielet… A potem słucham: „Ja to grałem, serio?”.

D: W śmiesznych okolicznościach powstał Rogue, czyli nasz pierwszy singiel. Był to jamming, na którym zamieniliśmy się instrumentami – Junior, chyba po raz pierwszy w życiu, wziął do ręki bas i zaczął pykać w kółko jeden rytm. Mieliśmy wtedy z Czarolem moment jak z tego mema z Leonardo DiCaprio z filmu Once Upon a Time in Hollywood.

Pytanie do Czarka: trudno Ci pogodzić bycie i wokalistą, i gitarzystą? 

Cz: Na początku to był koszmar. Musiałem to sobie zakodować, jakbym miał dwa mózgi: jeden obsługujący gitarę, a drugi wokal. Na szczęście, stawiając pierwsze kroki w Mudslingerze, miałem już przeszłość związaną z wokalami wspierającymi, więc nie był to start od zera. Oprócz łączenia tych dwóch rzeczy ze sobą, największe wyzwanie było jednak kondycyjne. Panowanie nad oddechem, gospodarka tlenem i opanowanie swojego własnego ciała podczas pełnego seta za głównym mikrofonem to nie jest to samo, co backing trwający dwie linijki. Brutalnie się o tym przekonałem, tracąc oddech na pierwszych próbach z Mudslinger.

Jesteś autorem tekstów. Bazujesz na swoim życiu, czy może inspiracją jest coś innego?

Cz: To moja osobista wycieczka w głąb samego siebie i wgląd w moje otoczenie. I chociaż bazuję na tym, co dotyka mnie osobiście, to wielu moich bliskich przechodzi lub przechodziło przez podobne rzeczy. Jakby nie patrzeć, jestem częścią pewnego pokolenia i pewnej grupy społecznej, z którą dzielę określone emocje i „bolączki”.

Mudslinger
fot.Weronika Hass

O czym są utwory Venom i Stay Low? Wiem, o czym jest Wide Awake i Rouge

Cz: Pięknie się to podzieliło, ponieważ Rogue i Wide Awake są o tym, co gryzie nas wewnętrznie, a Stay Low i Venom są o czynnikach zewnętrznych. W Stay Low podmiot jest jak robal pod naciskiem ciężkiego buta… Ale takiego, który nie zgniata go do końca, tylko czeka, aż ten robal sam pod nim zdechnie. Każdy może to interpretować po swojemu, ale chyba wszyscy to znamy, co? Czy jest to praca, która nas wykańcza, czy związek, w którym czujemy się uwięzieni i, chociaż chcielibyśmy inaczej, to mówimy sobie, nie wiedzieć czemu, „Wytrzymaj”.

A Venom jest o niegdyś bliskiej mi osobie. O takim śmieciu, który, kiedy tylko ma okazję, to pluje jadem w Twoją stronę, ale nie robi tego, niczym spitting cobra, w twarz… tylko tchórzliwie czeka, aż się odwrócisz.

We wspomnianym Stay Low udzielił się Michał Kwaśniak. Co on wniósł do Waszej muzyki?

Cz: Bardzo podoba nam się idea featuring’ów na wydawnictwach. I planujemy robić to w każdych kolejnych odsłonach naszej muzyki. Michał to nasz dobry znajomy, wielokrotnie wspomagający nasz zespół na różnych płaszczyznach. Na przykład, oba klipy do singli zostały nakręcone u niego w warsztacie. A poza tym, że jest mechanikiem i naszym ziomkiem, to jest też, skubany, mega dobrym gitarzystą (serio, obczajcie go na YouTube!). NIe miał więc konkurencji w kwestii: „Kto nam dogra guest solo do Stay Low?”.

Teraz wydaliście Epkę. Jak w ogóle podchodzicie do tematu dystrybucji muzyki? W obecnych czasach streamingów i wydawania raczej singli i Epek, niż całych albumów?

Cz: Przyjemności należy dawkować. Muzyka przechodzi swoisty downsizing, płyty stają się krótsze, Epki i single wiodą prym. W myśl idei „less is more” – ma to sens. Odbiorca nie jest przeciążony, a kapele nie mają parcia, że muszą mieć 10 numerów na płytę, bo inaczej wstyd. Po wydaniu Epki, planujemy teraz nagrać i wypuścić 1-2 single, a na pełny longplay przyjdzie jeszcze czas.

Czaję 🙂 Szykują się Wam jakieś koncerty w najbliższym czasie? Czy trzeba na to jeszcze poczekać? 

Cz: Chyba możemy już uchylić rąbka tajemnicy… Planujemy małą trasę na wrzesień w środkowo-północnej części kraju. W zasadzie do zabookowania został nam już tylko jeden weekend i mamy komplet. Mamy też już dwie klepnięte sztuki na przełomie maja i czerwca oraz jesteśmy zgłoszeni na kilka letnich festiwali – ale tutaj zobaczymy, jak sprawy się potoczą. Niedługo udostępnimy jakieś koncertowe info na naszych socialach, więc zapraszamy do śledzenia.

Bardzo dziękuję za Wasz czas 🙂  

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments