Mars Red Sky i Maida Vale w Krakowie [relacja]

0
200
Mars Red Sky i Maida Vale w Krakowie
fot: oficjalny FB Mars Red Sky

Ostatnie powiewy letniego powietrza przywiały do Krakowa niezłą ekipę. Podczas pierwszego, po letniej przerwie, gigu spod szyldu Soulstone Gathering zagrały dwie cudowne kapele, Mars Red Sky i Maida Vale. Czy warto było zarwać nockę na podróż? Sprawdźcie sami!

fot: oficjalny FB wydarzenia

Tak, zarówno ekipę z Francji, jak również dziewczyny ze Szwecji widziałem na żywo. Mars Red Sky zrobili na mnie piorunujące wrażenie podczas Soulstone Gathering Festival 2016. Jednak ze względu na pamiętne miejsce imprezy pozostawiłem sobie nieco dystansu i bardzo chciałem ich sprawdzić w bardziej sprzyjających warunkach. Maida Vale było dla mnie objawieniem zeszłorocznego Red Smoke Festival (2017) i czekałem kiedy grupa wróci do Polski na klubowe koncerty. Gdy dotarły do mnie wieści, że Soulstone Gathering sprowadzają obydwie kapele do Krakowa na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zwłaszcza, że gigi sygnowane logiem SG zawszę są świetne, a klub Alchemia to idealne miejsce dla takiej muzyki.

Czarujące Szwedki na deskach Alchemii

Zaczął kwartet Maida Vale. Cztery dziewczyny, niemal godzinny występ, niezwykła energia i ciekawe piosenki. Niedawno ukazał się drugi longplay zespołu więc ze sceny można było usłyszeć głównie ten materiał i muszę przyznać, że broni się wyśmienicie. Już odsłuch płyty utwierdził mnie w przekonaniu, iż Szwedki są wyjątkowo przebojowe w swojej nie do końca przebojowej twórczości. Album wypada naprawdę fajnie, czekałem więc aż będzie szansa sprawdzić, czy na żywo obroni się równie dobrze. Miałem również z tyłu głowy wspomniany wyżej występ na Red Smoke Festival, podczas którego oczarowały publiczność.

Występ w Alchemii potwierdził koncertową formę Maida Vale. Prawie godzinny set był rewelacyjny. Świetna atmosfera, pełna sala ludzi, euforia pod sceną. Twórczość dziewczyn to ciekawa wypadkowa bluesa, hard rocka, stonera i psychodelii, a całość podana jest w świetny, wyluzowany sposób. Nad tym wszystkim unosi się szałowa, retro atmosfera. Zadziorna gitara sypała fajne riffy i doskonale przechodziła w pomysłowe solówki i zagrywki raz typowo „hendrixowskie”, a raz wręcz progresywne. Sekcja rytmiczna zasuwała leniwe tematy. Jednak wszystko fajnie bujało. Do tego brzmienie basu, dziwne, oldschoolowe i wciągające. Ale najlepszym punktem był wokal. Czarujący, hipnotyzujący i pełen energii. Chociaż, towarzyszka w podróży stwierdziła, że Szwedka zaśpiewała zbyt bezpiecznie. Nie zgadzam się z tą tezą, było świetnie,w punkt i w dźwięk. Dziewczyny skończyły grać i zeszły ze sceny wśród gromkiego aplauzu.

Marsjanie z Francji

Na scenie zaczął instalować się Mars Red Sky. Po chwili technicznej przerwy z głośników poleciały pierwsze dźwięki Francuzów a Alchemia niemal wyleciała w powietrze. Pamiętacie jesień 2016 roku? Pamiętacie Mars Red Sky w Klubie Piast podczas Soulstone Gathering Festival? Jeśli byliście na tej imprezie, to zapewne wiecie, że chłopaki dali z siebie wszystko, a realizatorzy wypruwali sobie flaki, żeby wykrzesać jakąkolwiek selektywność na tamtej niewdzięcznej sali. Koncert się udał i każdy był zadowolony. Ja również. Jednak wiedziałem, że wtedy nie pokazali wszystkiego co potrafią.

Czekałem dwa lata, żeby potwierdzić moje przypuszczenia, ale tego nie spodziewałem się w najśmielszych snach. Alchemia odleciała w najbardziej melodyjne, przestrzenne i potężne odmęty kosmosu. Klub wypchany po brzegi, wiatraki na suficie nie za bardzo dają radę, za to publiczność dzielnie dopinguje muzyków, którzy na scenie czują się dobrze. Widać to i słychać. Nieśmiały, chociaż mocarny początek koncertu z minuty na minutę nabierał rozpędu i ciężaru. Z każdym kolejnym kawałkiem muzycy odrzucali dystans i kumali się z słuchaczami, którzy z kolei kręcili szalone tańce pod sceną.

Muzyka Mars Red Sky to w głównej mierze psychodeliczny stoner nadziany latami siedemdziesiątymi. Jednak przy głębszym wsłuchaniu się w albumy otrzymamy niemały ładunek ukrytych pokładów doom i post metalu. W Krakowie pokłady doom eksplodowały z mocą bomby jądrowej. Potężne strzały na perkusji wprowadzały w odpowiedni ruch wszystkie głowy w Alchemii i napędzały resztę zespołu niczym podtlenek azotu sportowe samochody. Monumentalnemu brzmieniu bębnów wtórował niesamowity bas, który właściwie zastępował gitarę rytmiczną w sposób wręcz irracjonalny, a doskonały. Złowieszcze przestery basówki potrafiły przemienić się w cudne, rytmiczne podbijanie stopki. Sekcja rytmiczna z serii: nie wierzę, że to tak gra na żywo. A jednak naprawdę tak to gra na żywo.

Dzięki dzikiej gitarze basowej, gitara prowadząca może być nieco lżejsza. I ta kombinacja jest perfekcyjnie ogarnięta przez Mars Red Sky. Elektryczna gitara brzmi zabójczo, energicznie i wspaniale, a nie jest przesadnie wysterowana. Wręcz przeciwnie, zamiast ciężaru niesie ze sobą ogromną przestrzeń i niepodrabialną atmosferę. Melodie malowane przez gitarzystę są kosmiczne, po prostu. Na koniec wokal. Wysoki, śpiewny i pełen melodii. Momentami kontrastujący z muzyką, która potrafiła być przytłaczająca (w pozytywny oczywiście sposób). Jednak dzięki temu idealnie wpasowujący się w całość, która jest raczej niespodziewanie pomysłowa i porywająca.

Podsumowanie

Tak, warto było zarwać nockę dla tych koncertów. Nie jestem odosobniony w przekonaniu, iż był to jeden z najlepszych gigów organizowanych przez niezawodną ekipę Soulstone Gathering. Dziękuję Wam, że mogłem w tym uczestniczyć!

Maciej Juraszek

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments