Katarzynę Nosowską zna każdy i bardzo ciężko jest znaleźć tych, którzy jej nie lubią. To ona, łącznie z zespołem Hey, zdobyła najwięcej nominacji oraz nagród – jeśli chodzi o te najważniejsze muzyczne w Polsce, czyli Fryderyki. Dzisiaj artystka obchodzi swoje urodziny…
… i z tej okazji opiszę Wam moje ulubione utwory, nie tylko solowe. Bez owijania w bawełnę, przejdźmy już do tematu.
Pozycja numer 5
Keskese – przyznajcie, chyba nie ma drugiego tak dobitnego utworu opowiadającego o śmierci, a właściwie o pogrzebie. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem to aż się bałam tej piosenki, aczkolwiek strach ten wynikał z braku wiedzy, po prostu. A jak jest teraz? Cóż… pragnę też by mnie spalono, bo zawsze się bałam robaków.
Pozycja numer 4
Myślę, że [sic!] to jedyny Heyowy utwór, z którym utożsamiam się w stu procentach. Warstwa tekstowa jest tak bardzo prawdziwa, że dziwię się tym, którzy mogą się nie zgodzić z moją opinią. Być może ilość tak zwanego „przejechania się” na toksycznych relacjach w „miłości” i „przyjaźni” zrobiła swoje. Lecz sądzę, że nie tylko ja miałam takie jazdy.
Pozycja numer 3
Ten wybór z pewnością będzie dla Was zaskoczeniem. Mam na myśli #hot16challenge2. Co jak co, ale jeśli ktoś ma pojechać po bandzie, to chyba tylko Nosowska, która idealnie podsumowała wiele (polskich) tematów i skleiła je w jedną całość. To, co napisała, ta treść… wbija w fotel. Udowodniła, po raz kolejny, że jest jedną z najlepszych tekściarek w kraju, która doskonale wie, o czym pisze i potrafi powiedzieć/zaśpiewać to, czego inni się boją.
Pozycja numer 2
Klasyk nad klasykami czyli Jeśli wiesz co chcę powiedzieć…. Artystka opisała prostymi słowami jak wygląda życie wielu z nas. Jestem zakochana na zabój w solówkach saksofonowych zagranych przez Aleksandra Koreckiego. To jest coś przepięknego, magicznego, wspaniałego… arcydzieło! Piosenka promowała też film Krzysztofa Krauzego, Gry uliczne – oglądałam i serdecznie polecam!
Pozycja numer 1
Ranking zakończę Moją i Twoją nadzieją. W pewnym sensie jest to We Are The World Michaela Jacksona w polskiej wersji. Choć na początku był to po prostu singiel (w duecie z Edytą Bartosiewicz) z płyty Fire wydanej w roku 1993, a dopiero cztery lata później stał się on „hymnem charytatywnym” tuż po wielkiej powodzi – tak zwanej „powodzi tysiąclecia”, która nawiedziła między innymi Polskę. Ja najbardziej lubię wersję solową… i zawsze się wzruszam słuchając fragmentu: musisz odnaleźć nadzieję i nieważne, że nazwą Ciebie głupcem. Zawsze.