Polski artysta muzyczny, IWER, wydał swój najnowszy singiel zatytułowany Litosfera. Porozmawialiśmy o tym i nie tylko.
IWER to tak naprawdę, jak sam powiedziałeś, projekt muzyczny. Możesz trochę więcej o tym opowiedzieć?
Tak, to solowy projekt, w ramach którego eksploruje różne brzmienia z gatunku muzyki elektronicznej. Zaczęło się od prostej kompozycji zatytułowanej Alert CBD, która na początku września 2022 roku trafiła do sieci. Potem pojawiły się kolejne numery, takie jak Muzyka społecznego niepokoju, czy anglojęzyczne DYSPHORIA oraz Sleep Terrors.
Przez wiele lat grałeś w różnych kapelach. Możesz powiedzieć w jakich zespołach grałeś i jak wspominasz te czasy?
Pierwsze próby to czasy liceum, kiedy w moim rodzinnym Kwidzynie grałem na gitarze i śpiewałem w zespole, skupiającym w dużej mierze na coverach Nirvany, RHCP, czy Foo Fighters. Po tym jak osiadłem w Trójmieście zasilałem skład kilku kapel, które czerpały inspiracje z szeroko pojętej muzyki gitarowej – od łagodnych odmian rocka typu surf rock, przez hardcore-punk, aż po metalcore. To były cenne doświadczenia, udało się zagrać kilkanaście koncertów, w tym kilka zagranicznych, nagrać parę utworów w przyzwoitej jakości, ale też dawać koncerty w stanie, w którym grać się nie powinno, a także pokłócić o pieniądze, których nie było – to są lekcje na całe życie.
Dlaczego postanowiłeś rozpocząć swoją karierę solową?
Bo cenię sobie niezależność. Granie w zespole ma niewątpliwie swoje plusy, tworzysz muzykę kolektywnie, istnieje wymiana myśli – a z drugiej strony czasami trudno pewne koncepcje ze sobą pogodzić, co prowadzi do zgrzytów i nieporozumień. Dodatkowo nagrywanie z zespołem to spore wyzywanie na poziomie organizacyjnym, logistycznym, a w obecnej sytuacji nie muszę na nikim polegać, bo w chwilach mniejszego lub większego olśnienia prostu siadam do komputera i tworzę.
Wspomniałeś, iż w twojej muzyce najważniejszy jest tekst – nawiązujesz do stylistyk takich artystów, jak Grzegorz Ciechowski, czy Lech Janerka. Dlaczego właśnie oni? Masz jeszcze więcej inspiracji?
Ciechowski świetnie łączył poetycki język z rockową estetyką, większość jego tekstów sprawdza się jako samodzielne wiersze, co jest mi bliskie o tyle, że mam jakąś tam poetycką przeszłość. Janerkę cenię za mniej lub bardziej jawną ironię w tekstach, za łączenie języka poważnego z sowizdrzalskim, i te wszystkie zlepki językowe i neologizmy typu „patofil”, „kryptofisie” itp. To absolutnie nie jest wyczerpująca lista, w kategorii tekściarzy zawsze mocne pozycje mieli u mnie Krzysiek i Kuba z Cool Kids of Death, Kasia Nosowska, Michał Wiraszko z Much, a gdybyśmy mieli wychylić się poza rockową strefę wpływów to pewnie wskazałbym także Łonę, czy Afrojaxa.
Twój najnowszy singiel to Litosfera. O czym on opowiada?
Pewnie trochę o niezrozumieniu między dwojgiem ludzi, trochę o zacietrzewieniu się w obliczu relacyjnej klęski, a także o zaniżonym poczuciu własnej wartości. Nie chcę tutaj wyznaczać jakichś interpretacyjnych ram, bo każdy pewnie z tego tekstu wyciągnie coś innego, ale wydaje mi się, że ten tekst dotyka ważnej kwestii, kiedy to ludzie swoją samoocenę uzależniają od powodzenia w związku. Myślę, że to istotny mechanizm będący katalizatorem pewnego szerszego zjawiska o którym zwykło się mawiać „nieszczęśliwa miłość”.
Czy Litosfera to zapowiedź czegoś większego? Płyty długogrającej, EP-ki?
To raczej kolejny singiel, kolejna opowieść. Czy będzie częścią czegoś dłuższego? Czas pokaże. W wydawaniu singli lubię to, że coś się rodzi, nabiera kształtu i charakteru, czemu towarzyszy rzecz jasna ekscytacja, bo oto udało się powołać do życia jakiś nowy piosenkowy byt i na fali tej ekscytacji trafia do szerszego grona odbiorców. Emocje, które mi wówczas towarzyszą są bieżące i to jest przyjemne uczucie.
Zamierzasz wydać jeszcze jeden singiel?
Myślę, że nawet nie jeden.