Tuż przed premierą albumu Moja wina, porozmazywaliśmy z Kasią Lins m.in. o emocjach towarzyszących premierze, tekstowych inspiracjach artystki oraz o tym jak ważnym elementem są dla niej teledyski.
PAWEŁ PODGÓRSKI: Cześć Kasiu! Ciesze się, że możemy zamienić kilka słów w związku z premierą nowego albumu albumu Moja wina. Choć nie ukrywam, że wolałbym się gdzieś spotkać i pogadać, ale co zrobić – takie czasy.
KASIA LINS: Cześć! Ja również cieszę się na to „spotkanie”.
PP: Dziś wypada premiera twojego nowego albumu Moja wina. Emocje sięgają zenitu? Wiersz ostatni był jednym z lepszych albumów roku i oczekiwania względem kontynuacji są wyjątkowo wysokie.
KL: Naturalne, że kiedy wydaje się album to czeka się na reakcję słuchaczy. Towarzyszy mi raczej ciekawość i ekscytacja, ale od tego jaki będzie odbiór nie uzależniam swojej satysfakcji. Satysfakcji z efektu naszej pracy.
PP: A czy nie stresujesz się na przykład tym, że opinie mogą być negatywne?
KL: Nie. Jeśli opinie są negatywne, ale w sposób inspirujący i dający do myślenia to zapraszam. Nie miałam do tej pory doświadczenia z falą krytyki, więc liczę, że tym razem też się bez takiej obędzie.
PP: O nowej płycie mówi się, że jest bardziej mroczna, dojrzalsza od poprzedniczki. Ale czy jest coś wspólnego na tych dwóch wydawnictwach? Czego mogą spodziewać się fani?
KL: Ja będę wspólna, będę łącznikiem. Co do albumu, rzeczywiście nastrój jest bardziej osadzony, skoncentrowany. Cały czas zastanawiam się czy określenie “mroczny” licuje z tym albumem, bo być może to tylko moje wyobrażenie. Dla mnie ta płyta jest ciemna, ale nie brakuje też momentów oddechu.
PP: Niemal od początku twojej kariery w Polsce widać, że strona wizualna jest dla Ciebie wyjątkowo istotna. Możesz opowiedzieć coś więcej o klipach promujących Moją winę? Skąd takie pomysły? Szczególnie, że dosłownie kilka chwil temu opublikowałaś klip do tytułowej piosenki.
KL: Klipy zawsze były dla nas równie istotne co piosenki. Praca nad muzyką i obrazkiem to zawsze praca w duecie z Karolem Łakomcem, gitarzystą i operatorem. Teledysk do „Końca świata” i „Mojej winy”, z uwagi na panującą sytuację powstał w okrojonej ekipie – ja, Karol i Romeo Machała, mistrz oświetlenia większości naszych teledysków. Nie wiem czy spodziewałam się, że uda nam się osiągnąć taki efekt, w relatywnie niewielkiej grupie. Wszystkie te klipy na pewno łączy element obrządku, mszalny charakter, poddanie się rytuałom, co z kolei bezpośrednio wynika z nastroju i liryki płyty. Dla mnie teledyski są przedłużeniem piosenki, ale piosenka sama w sobie musi bronić się bez niego. Jeśli tylko będę miała okazję nakręcić kolejne, a mam nadzieję, że tak, będę kontynuować tę swoją teledyskową pasję.
PP: Twoja muzyka to trochę taka współczesna poezja śpiewana, teksty w niej zawarte są bardzo poetyckie, często inspirowane innymi tworami kultury. Czy do napisania tekstów na nowy album, korzystałaś z dzieł innych twórców?
KL: Płytę „Moja wina” otwiera wiersz Marii Konopnickiej pt. Jeżeli kochasz. Tak jak w przypadku płyty “Wiersz ostatni” skorzystałam z jednego wiersza, stawiając na resztę swojego autorstwa.
PP: Cofnijmy się trochę w przeszłość. Powiedz mi jak wyglądał proces tworzenia twojej pierwszej płyty wydanej m.in. w Azji i jak bardzo różnił się w stosunku do albumu, który ukaże się w piątek.
KL: Różnica była diametralna, to zupełnie inny tryb pracy. Podczas nagrywania debiutu, wszystko było skondensowane, na nagranie całego albumu miałam kilka dni. Przed wejściem do studia zdalnie przygotowywałam aranżacje, żeby proces realizacji mógł odbyć się ekspresowo. Nie był to tryb pracy, w którym się odnalazłam, bo to co lubię najbardziej to momenty w studiu czy na planie kiedy dzieją się rzeczy, których nie byłabym w stanie wymyślić wcześniej. Ale musi być na to i czas i spokój i przestrzeń. W przypadku pracy nad „Moją winą” tak właśnie było.
PP: Czy na nowym albumie masz jakiś swój ulubiony utwór? A może któryś darzysz jakimś głębszym sentymentem?
KL: Mam, ale może nie będę zdradzać, żeby ktoś się tym niepotrzebnie zasugerował. Czekam na feedback od ludzi, którzy posłuchają.
PP: Miałem okazję już przesłuchać album i jeśli miałbym w tym momencie mówić o moich ulubionych utworach to wybrałbym Rób tak dalej oraz z tych nie-singlowych – Morze czerwone. Możesz opowiedzieć coś więcej o tym drugim? Uważam że jest to fantastyczny utwór, w którym mocno słychać tą improwizację, o której wspominałaś wcześniej.
KL: No to trafiłeś! To jest utwór, w którym posłużyliśmy się wokalem z demo. Pamiętam, że tekst napisałam chwilę przed zarejestrowaniem wokalu, więc to co słychać na płycie, to dokładnie ta ścieżka, którą nagrałam po napisaniu tekstu. Jestem dumna z tej piosenki.
PP: Na płycie wszystkie piosenki zaśpiewane są w języku polskim. Czy podczas procesu tworzenia próbowałaś nagrać coś po angielsku czy język polski od początku był twoim celem?
KL: Chciałam, żeby teksty wybrzmiały w sposób dosadny. Angielski zwyczajowo zmiękcza temat, odbierałby uwagę, którą ja chciałam zwrócić w kierunku opowieści. Polski tekst wybrzmiewa, treść nie ucieka nawet kiedy skupienie siada.
PP: Wydanie płyty to doskonały pretekst do ruszenia w trasę i spotykania się z fanami na koncertach. Niestety na koncerty jeszcze trochę będziemy musieli poczekać, co na pewno jest sporym rozczarowaniem. Czy nie było pomysłu, żeby zmienić datę premiery na późniejszy, bardziej bezpieczny termin?
KL: Jesteśmy w trakcie przygotowywania premiery! A ściślej koncertu, który swoją formą będzie nawiązywał do spektaklu, niekiedy filmu. To wydarzenie spędza mi sen z powiek. Cieszę się, że album już się ukazał, ale całą uwagę i czas koncentruję teraz na próbach i planowaniu. Nie mieliśmy w planach przekładania premiery płyty. Myślę, że to płyta, która działa z obecnymi wydarzeniami, czasem może nawet niespodziewanie wyraźnie. Jeśli ma jakąś wartość uniwersalną, data premiery nie ma znaczenia.
PP: Przypuszczam, że ostatnie tygodnie miałaś bardzo zapracowane, ale czy w wolnych chwilach słuchałaś jakiejś nowej muzyki? Jesteś w stanie coś polecić?
KL: W ostatnim czasie totalnie zafiksowałam się na punkcie nowego albumu Fiony Apple, bo musiałam na niego czekać aż osiem lat. Teraz nadrabiam i wałkuję ją jak poturbowana. To jest mój numer jeden aktualnie.
PP: Czego mogę życzyć Kasi Lins z okazji premiery albumu?
KL: Przede wszystkim wytrwałości. Potrzebuję energii na minimum miesiąc.
PP: I tego właśnie Ci życzę! Gratuluję nowej płyty i liczę na to, że szybko zobaczymy się znów na koncertach. Dzięki za rozmowę i poświęcony czas!
KL: Dzięki i do zobaczenia!