Szalona zabawa, czyli CHVRCHES w Berlinie [relacja]

0
422
CHVRCHES w Berlinie
Lauren Mayberry podczas koncertu CHVRCHES w Berlinie fot. Paweł Podgórski / kulturalnemedia.pl

CHVRCHES to zespół obecny na światowym rynku muzycznym od dobrych kilku lat. W swoim dorobku mają już trzy albumy studyjne. Podczas letniej trasy koncertowej, zaprezentowali się na wszystkich najważniejszych festiwalach w Europie i na świecie. Teraz przyszła pora na jesienną trasę klubową. Jednym z przystanków był berliński Tempodrom.

Tym razem CHVRCHES w Berlinie pojawili się, aby promować swój ostatni album Love is Dead. Jak łatwo się domyślić, setlista koncertu w głównej mierze składała się z utworów z tej właśnie płyty. Oczywiście nie zabrakło największych hitów z wcześniejszych wydawnictw. Koncert rozpoczął się bez opóźnień, a zespół pojawił się na scenie w akompaniamencie instrumentalnego utworu ii. Już od pierwszych chwil na scenie, widać było ogromne szczęście i entuzjazm spowodowany ponowną wizytą w Berlinie. Uśmiech nie schodził z twarzy zarówno wokalistki Lauren Mayberry, jak również pozostałych członków zespołu. To prawda, zespół uwielbia grać koncerty w tym mieście. W zasadzie każda europejska trasa zahacza o stolicę Niemiec.

CHVRCHES w Berlinie
Lauren Mayberry podczas koncertu CHVRCHES w Berlinie fot. Paweł Podgórski / kulturalnemedia.pl
Fajerwerki od CHVRCHES w Berlinie

Gdy muzycy zajęli swoje miejsca na scenie, rozpoczął się szał. Na pierwszy ogień poszedł singiel Get Out, który szybko rozruszał publiczność zgromadzoną w hali. Niemal od razu po zakończeniu pierwszego kawałka, CHVRCHES odpalili kolejną petardę – tym razem padło na Bury It – singiel z albumu Every Open Eye. Po raz kolejny wokalistka zachęcała do szaleńczych tańców pod sceną, jak również ochoczo nakłaniała do wyśpiewywania linijek refrenu. Wydawać by się mogło, że po dwóch energicznych utworach, przyszła pora na coś spokojniejszego. Nic bardziej mylnego! Bez słowa zapowiedzi, po ostatnich dźwiękach Bury It, publika usłyszała charakterystyczny bit i wszystko było już jasne – usłyszeliśmy Gun, jeden z największych przebojów z debiutanckiego albumu. Jest to moja ulubiona piosenka z tej płyty i nie wyobrażam sobie koncertu CHVRCHES bez niej.

CHVRCHES kochają Berlin

Po tym pełnym emocji początku, przyszła pora na uzupełnienie płynów i krótkie przywitanie się z publicznością. Z ust Lauren Mayberry padły koncertowe standardy, takie jak Cieszymy się, że znów u Was gramy oraz Berlin, kochamy Was! Nie jestem fanem tego typu haseł, ale na koncertach w trakcie ogromnych emocji fani zawsze doceniają takie słowa. Zespół, wyraźnie zachęcony pozytywnym przyjęciem klasycznego utworu, ponownie postawił na kawałek z The Bones Of What You Believe. Kompozycja We Sink po raz kolejny sprawdziła się idealnie w warunkach koncertowych, co doceniła publika, nagradzając zespół gromkimi brawami. Po sentymentalnej podróży do debiutanckiego albumu, przyszła pora na trochę nowszych utworów.

CHVRCHES w Berlinie
Lauren Mayberry podczas koncertu CHVRCHES w Berlinie fot. Paweł Podgórski / kulturalnemedia.pl
Love Is Dead na żywo

Wydany w maju tego roku Love Is Dead, może nie jest najbardziej ambitnym wydawnictwem w karierze zespołu, ale trzeba przyznać, że w wersji koncertowej utwory brzmią nadzwyczaj dobrze. Fani zespołu, którzy zdecydowali się na wizytę w Tempodromie, usłyszeli najnowszy singiel Graffiti oraz Graves. Następnie miejsce w centralnej części sceny zajął Martin Doherty, który rewelacyjnie zaśpiewał utwory God’s Plan oraz Under The Tide. Podczas tego fragmentu koncertu zobaczyliśmy duże możliwości wokalne muzyka. Biła od niego również ogromna charyzma sceniczna. Szkoda, że zespół nie wykorzystuje częściej jego umiejętności śpiewu. Dwa utwory w wykonaniu Martina, były dobrym momentem do odpoczynku głównej wokalistki. Lauren naładowała akumulatory, po czym brawurowo wykonała piosenkę Miracle, która jest moim faworytem wśród piosenek z ostatniego albumu. Po mocno popowym singlu, przyszedł czas na jeden z bardziej ambitnych utworów z repertuaru CHVRCHESScience/Vision.

CHVRCHES w Berlinie
Iain Cook podczas koncertu CHVRCHES w Berlinie fot. Paweł Podgórski / kulturalnemedia.pl
CHVRCHES w Berlinie – tanecznie, rozrywkowo i nostalgicznie

Cały występ szkockiego trio obfitował w taneczne, energetyczne piosenki. Jednym z nielicznych odstępstw była ballada Really Gone. Jak stwierdziła wokalistka, to jedyna smutna piosenka w powolnej aranżacji, jaką nagrali. Dodała również, że mają sporo smutnych piosenek, ale nagrywane są raczej z mocno tanecznym bitem. Really Gone było idealnym momentem na odrobinę odpoczynku, co pozwoliło napawać się smutnym tekstem i krystalicznym wokalem uroczej Lauren. Dla mnie to jeden z najmocniejszych fragmentów berlińskiego show i jestem pewien, że nieprędko o tym zapomnę. Na ponowne rozruszanie publiczności nie trzeba było długo czekać. Już kolejny utwór Deliverance, spowodował chóralne śpiewy i okrzyki entuzjazmu podczas linijek You better hold on! oraz Look in my eyes like you mean it. Fajnie, że CHVRCHES zdecydowali się na dołączenie piosenki do setlisty. Ewidentnie brakowało jej na festiwalowych występach podczas Open’er czy Rock Werchter. Duży poziom egzaltacji wyczuwalny był również podczas piosenki Forever, choć w tym miejscu śpiewy zostały zastąpione szaleńczymi tańcami.

CHVRCHES w Berlinie
Lauren Mayberry podczas koncertu CHVRCHES w Berlinie fot. Paweł Podgórski / kulturalnemedia.pl
Asy w rękawie CHVRCHES w Berlinie

Gdy ustała muzyka, czuć było, że koncert małymi krokami zbliża się ku końcowi. Na szczęście zespół posiadał w jeszcze kilka asów w rękawie. Do tej pory zespól unikał piosenek z drugiego albumu, jednak najlepsze zostawił na koniec. To właśnie wtedy przyszła pora na dwa potężne utwory – Leave A Trace oraz Clearest Blue. Oba single to najjaśniejsze punkty tego wydawnictwa, a podczas koncertów tylko zyskują. Szczególnie dobrze widać to na tym drugim, który idealnie nadaje się do zamykania setlist koncertów. Mówiłem już to podczas trasy promującej drugi album i swoje zdanie podtrzymuję również teraz. Piosenka rozwija się dosyć powolnym tempie, a w momencie kulminacyjnym po prostu nie da się nie skakać. Po skończonym utworze, zespół zbiegł ze sceny, ale nie był to koniec koncertu.

Przyszła pora na bis. Zespół dał fanom trochę się powydzierać, po czym wyszedł i zagrał utwór, od którego to wszystko się zaczęło – The Mother We Share. Singiel ten otworzył grupie bramę do wielkiej, międzynarodowej kariery. Podczas występu najpierw Lauren Mayberry wykonała fragment w wersji akustycznej, a potem – ku uciesze fanów – usłyszeliśmy charakterystyczne, syntezatorowe intro i piosenkę w pełnej wersji. Na sam koniec kapela zagrała Never Say Die, po czym pożegnała się serdecznie i zeszła ze sceny z poczuciem dobre wykonanej roboty.

CHVRCHES w Berlinie
Lauren Mayberry podczas koncertu CHVRCHES w Berlinie fot. Paweł Podgórski / kulturalnemedia.pl
Koncert CHVRCHES w Berlinie to dobrze wydane pieniądze

CHVRCHES udowodnili, że są w znakomitej formie koncertowej oraz że idealnie pasują do bardziej kameralnych obiektów. Do mankamentów koncertu można zaliczyć bardzo skromną warstwę wizualną, a w zasadzie jej brak. Nie uświadczyliśmy żadnych wizualizacji, a i gra świateł była wyjątkowo uboga. Co gorsze, zespół nie przywiózł swoich świecących krzyży, stworzonych na potrzeby wizualizacji trzeciego albumu. Trochę to dziwne, bo podczas festiwalowych koncertów były one standardem. Scena Tempodromu była wystarczająco duża, więc zmieszczenie ich nie byłoby problemem. Szczerze mówiąc liczyłem też na usłyszenie na żywo piosenki My Enemy, choć byłem świadomy, że szanse na to są niewielkie.

Same dobre słowa mogę powiedzieć o sali koncertowej. Po raz kolejny przekonałem się, że jest to jedna z najlepiej zaprojektowanych pod względem akustyki lokalem w Niemczech. Kilka lat temu oczarował mnie w nim zespół Archive, teraz to samo zrobili CHVRCHES. Bo poza świetną akustyką i doskonałym nagłośnieniem, zespół dał z siebie wszystko i doceniła to zarówno publiczność jak również ja.

Support też był – Let’s Eat Grandma

Zauważyliście pewnie, że nie wspomniałem jeszcze o supporcie podczas koncertu. Gościem specjalnym na trasie koncertowej CHVRCHES jest zespół Let’s Eat Grandma. Młode dziewczyny, które mają na swoim koncie już dwie płyty, nie zachwyciły. Miały sporo czasu, do zaprezentowania swojej twórczości i zdecydowanie poległy. Muzycznie, kompozycyjnie i wokalnie mocno odstawały od gwiazdy wieczoru. Nie widziałem też charyzmy i ekspresji scenicznej, które są jednym z kluczy do odniesienia sukcesu na rynku koncertowym. Oczywiście jest pewien potencjał w dziewczynach, bo studyjnie brzmią całkiem nieźle. Natomiast czeka je jeszcze sporo pracy zanim wejdą na odpowiedni poziom. Niemniej trzymam mocno kciuki, bo lubię młodych, ambitnych muzyków, podążających za marzeniami.

CHVRCHES w Berlinie
Let’s Eat Grandma w Berlinie fot. Paweł Podgórski / kulturalnemedia.pl
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments