Planujesz tatuaż? Na Du**e se zrób!

0
794
fot. materiały prasowe

Tatuaże są OSOM! Może nie dla każdego, ale dla Andrzeja Mazuruka na pewno. Jest on stałym gościem w salonach tatuażu, gdzie ozdabia swoje ciało i przeprowadza wywiady na kanał YT. Niedawno wydał nawet książkę. Na Du**e Se Zrób ma stanowić kompendium wiedzy i poradnik dla osób, które dopiero planują swój pierwszy tatuaż. Paradoksalnie dowiecie się z niej, dlaczego cztery litery są najgorszym miejscem na taką „dziarkę”.

I o czym Ty tam pisać będziesz?! Zapytał mnie dziadek, gdy oświadczyłam że rozpoczynam współpracę z Tattoofest Magazine. Nie mieściło mu się w głowie, że o tatuażu można napisać coś więcej niż jeden artykuł. A można! Nawet książkę. Kilka już powstało. Większość znajdziecie w bibliotece  pod hasłem: patologia, przestępczość lub resocjalizacja. Jak pogrzebiecie trochę w Internecie, to parę ciekawszych pozycji też znajdziecie. Coś o historii, socjologii, psychologii czy samej sztuce. Nikt nie pomyślał, żeby napisać o absolutnych podstawach. Zrobić sobie tatuaż, to nie jest wcale taka prosta sprawa.  Zwłaszcza, jeśli chce się to zrobić mądrze. Jest wtedy wiele kwestii, o których należy wiedzieć. Jako pierwsza opisała je tatuatorka Konstancja Żuk. Jej Poradnik o Tatuażu traktuje temat naprawdę kompleksowo. Jeśli jednak wciąż czujecie niedosyt, z pomocą przychodzi Andrzej Mazuruk, znany jako OSOM.

Nic śmiesznego

Zepsuję Wam teraz dowcip. Na Du**e Se Zrób wcale nie zachęca do wytatuowania sobie czterech liter.  Żarcików, śmiesznych historii czy ciekawostek, szukać należy jedynie na kanale YT. Książka natomiast jest typowym poradnikiem i zawiera same konkretne informacje. Przydatne one będą osobom, dopiero planującym pierwszy tatuaż.

Niestety tylko takim. Każdy, kto ma już jakieś pojęcie na ten temat, raczej szybko przewertuje 300 stron.  A książka jest nietania. Kosztuje 59.90zł. Dlatego, wszystkim już wydziaranym, polecam raczej wydać tę kwotę na jakiś dobry kosmetyk do pielęgnacji. No, chyba że to dziarka robiona przez kolegę za flaszkę. W takim wypadku, kupujcie i czytajcie, żeby już więcej nie popełnić tego błędu. Jeśli tatuażu żadnego jeszcze nie macie, też czytajcie, zanim zrobicie coś głupiego. Na przykład zrobicie „se na du**e”.

Rozdział pierwszy…

Tanio, dobrze i szybko jest tylko w pewnej sieci komórkowej. Tatuaże są drogie, na termin trzeba długo czekać, a efekt bywa różny. Dlaczego tak jest, dowiecie się z kilku rozdziałów książki Mazuruka. Dokładnie to z trzech. Bo czwarty, to nie wiadomo w sumie co tam w ogóle robi. Chciałabym napisać, że otwierający książkę rozdział HISTORIA, jest właśnie tą ciekawostką, która może zainteresować czytelników posiadających już tatuaże. Ale nie napiszę. Trzydzieści stron, na historię tatuażu. To się musiało skończyć tekstem o wszystkim i o niczym. Zwykłe lanie wody, sprawiające wrażenie zapchaj dziury. Potrzeba jeszcze kilku stron? Dajmy coś o Ötzi czy Yakuzie. Wciskanie treści nadającej się do kilku tomów na kilka stron, robi kiepskie pierwsze wrażenie. Ani nic to nie wnosi, ani się tego dobrze nie czyta. No, ale to w końcu poradnik ma być. Są jeszcze trzy kluczowe działy. Ważne, żeby one trzymały poziom.

Jak się tatuować, żeby nie żałować

Decyzja, wykonanie, pielęgnacja. Te trzy rozdziały mają mają za zadanie, przeprowadzić czytelnika przez cały proces związany ze zrobieniem tatuażu. Dowiedzieć się z nich można jak wybrać tatuatora, jak umówić się do niego na sesję i jak się na nią odpowiednio przygotować (również finansowo), jakie są style tatuażu, gdzie boli najbardziej i kiedy tatuażu robić nie należy. Poświęcając książkę grubości powieści, tym trzem zagadnieniom można o nich napisać na prawdę duuuużo. Aż za dużo. Konstancji Żuk udało się poruszyć w Poradniku o Tatuażu więcej tematów, zajmując przy tym o wiele mniej stron, jednocześnie przekazując wszystkie najistotniejsze informacje. Bo nie zawsze ilość równa się jakość.

fot. materiały prasowe

Co za dużo, to niezdrowo

Mam z tą książką kilka problemów. Jednym z nich jest właśnie jest rozwlekłość. Przez całą lekturę, miałam wrażenie, że tekst jest rozciągany na siłę. Rozdział o historii, jak już wspomniałam, sprawia wrażenie jakby cały był wciśnięty jako zapchajdziura. Dalsza część, mogłaby być na prawdę dobra, gdyby skupić się na konkretach. Osoby początkujące w świecie tatuażu mogłyby tu znaleźć sporo istotnych informacji. Niestety wodolejstwo zniechęca do czytania. Przynajmniej mnie. A poświęcanie 20 stron na opis chorób stanowiących przeciwwskazanie do wykonania tatuażu, czy całego działu na omówienie środków do pielęgnacji, to już zwykła przesada. Serio, nie chce mi się czytać o łuszczycy, czy o właściwościach pantenolu. Do tego kończący książkę, nic nie wnoszący FAQ, zawierający pytania, na które odpowiedzi już poznaliśmy i nawet odsyłający do konkretnych stron, to już zwyczajnie nie wiem jak skomentować.

Co tu się….?!

Nie chciałam narzekać na tę książkę. Serio. Jest dość ładna, a Andrzej jest fajnym gościem. No, ale… Nie mogę przemilczeć wielkiego WTF, które miałam czytając o stylach. Nie do końca jest tak, jak twierdzi autor, że to są jego osobiste refleksje a każdy może przyporządkować danego artystę czy pracę do innego stylu. No nie. Szymon Gdowisz to Trash Polka?! Styl o nazwie „słowa”? Albo od kiedy UV to jest styl? Takich kwiatków jest tu cała masa. I te zdjęcia… Jak już omawiamy konkretne style, to warto by było je zobrazować pracami mistrzów. Kilku się faktycznie pojawiło, ale tak jak Szymon, nawet nie w swoim stylu. Większość jednak, to zdjęcia dość przeciętnych prac. Po książce za tą cenę i wykonanej w dobrej jakości, spodziewałabym się jednak bardziej dopracowanej zawartości. A wręcz bym jej oczekiwała!

Koniec końców…

No, wiem. Przylazła baba z Tattoofesta i się mądrzy. Ale, to nie tak. Wcale nie mam kija, tam gdzie Pan Mazuruk poleca się wytatuować. Ja się bardzo cieszę, że takie książki zaczęły się w końcu ukazywać, bo z rozmów z tatuatorami wiem jak wiele jest jeszcze do zrobienia w temacie edukacji. Gdyby z 300, zrobić 150, mogłaby wyjść naprawdę fajna książka. Ok, i po sporej korekcie tekstu o stylach. Ale jeśli myślicie o tatuażu, a nie wiecie o nim kompletnie NIC, to może właśnie tej lektury Wam potrzeba. A, co najważniejsze, jeśli Na Du**e Se Zrób miałoby Was powstrzymać przed zrobieniem sobie tego ładnego motylka z Pinteresu u kolesia przyjmującego w garażu za 50zł to kupujcie! Nie patrzcie na nic, co tutaj namarudziłam, tylko zakładajcie maseczkę i biegnijcie do księgarni!

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments