„Jestem takim samym człowiekiem, jakich miliony na świecie” – wywiad z Anną H. Niemczynow

0
1298
wywiad z Anną H. Niemczynow
Anna H. Niemczynow

Fantastyczna pisarka, zdolna kucharka, a do tego wspaniała żona i matka. Podobno ideały nie istnieją, a jednak ona jest prawdziwa! Przedstawiam wam Annę H. Niemczynow – jedyną w swoim rodzaju optymistkę, która przenosi entuzjazm na innych za pomocą swoich wyjątkowych książek.

Diana Łętocha: W lipcu była premiera twojej książki Życie Cię kocha, Lili. Tytułowa bohaterka, Lilianna Berg, jest sympatyczną i optymistyczną kobietą. Czy utożsamiasz się z jej postacią?

Anna H. Niemczynow: Pogoda ducha, wdzięczność i pozytywne afirmowanie rzeczywistości to z pewnością moje cechy, dlatego też obdarowałam nimi tytułową bohaterkę tejże książki. Utożsamiam się z Lili w wielu kwestiach. Można powiedzieć, że za jej pośrednictwem, podzieliłam się z czytelnikami swoim sposobem na życie.

Lili zawsze może liczyć na swoją babcię – Rózię. A kto jest twoim aniołem stróżem?

– W moim życiu jest całe mnóstwo aniołów. One są wszędzie! Każdy człowiek w jakimś sensie może się nim dla nas stać. Głęboko wierzę, że ludzie, których spotykamy na swojej drodze, nie pojawiają się tam przez przypadek, wręcz przeciwnie. Pojawiają się w naszym życiu w najwłaściwszym momencie po to, aby coś nam ofiarować, czegoś nas nauczyć, czy zmusić nas do refleksji. Wierzę, że człowiek jest z natury dobry.

Każdy ma za sobą gorszy czas w życiu. Również nie miałaś łatwo, o czym wspominasz na swoim blogu. Kiedy nastąpił przełom w twoim życiu i co go spowodowało?

– W moim życiu nastąpiło wiele przełomów i jeśli miałabym podać jedno konkretne zdarzenie, to chyba miałabym z tym kłopot. Moje ścieżki wielokrotnie poplątały się ze sobą, ale tak musiało być i nie zastanawiam się już nad tym, dlaczego doświadczyłam pewnych sytuacji. Jestem takim samym człowiekiem, jakich miliony na świecie. Przeżyłam rozwód, borykałam się z wieloma chorobami, byłam na skraju załamania, ale… czy podobnych przeżyć nie doświadczają inni ludzie? Nie czuję się z tego powodu wyjątkowo (śmiech). Co było, to było. Przepracowałam to w sobie na tysiące sposobów i dziś już potrafię opowiadać o tym bez zbędnego dramatyzowania.

Przeszłaś przez wiele zawodów, zanim zostałaś pisarką. Na blogu pisałaś także, że gdy wyszłaś za mąż, rzuciłaś wszystko i zaczęłaś pisać. Czy mąż był powodem tej pozytywnej zmiany?

– To bardzo fajne pytanie, bo wreszcie mogę powiedzieć, że to nie mąż był powodem tych zmian. To nie jest tak, że spotykamy kogoś na swojej drodze i nagle nasze życie zmienia się w bajkę. Tak po prostu nie jest. Mój mąż jest moim życiowym partnerem, a nie nianią, która posprzątała cały bałagan mojego życia. Przemek nie pokolorował mojej codzienności jakimiś czarodziejskimi farbami. Ja sama zakasałam rękawy i zabrałam się za uzdrawianie siebie. Przez wiele lat miotałam się, nie bardzo wiedząc, kim naprawdę jestem. Myślę, że większość tak zwanych życiowych dramatów ściągnęłam na siebie poprzez narzekanie, rozbuchane ego i ogromne oczekiwania względem świata.

Ta postawa wpłynęła na moje zdrowie fizyczne i zrujnowała wewnętrzny spokój. Co ja mówię, nie można przecież zrujnować czegoś, czego nie ma. Kiedyś byłam zupełnie innym człowiekiem. Bardzo znerwicowanym i wypełnionym gigantycznymi pokładami lęku, aż wreszcie postanowiłam się sobie przyjrzeć, ośmieliłam się zadać sobie, być może niewygodne pytania, i udzielić na nie uczciwych odpowiedzi. Powodem pozytywnej zmiany nie był mój mąż, lecz moja silna potrzeba bycia spokojnym, spełnionym człowiekiem. Nie ma takiej osoby, która mogłaby nas zmienić, jeśli sami nie odnajdziemy w sobie takiego pragnienia i nie zabierzemy się za pracę nad samym sobą.

Piszesz pamiętniki. Czy one nadają ci kierunek pisania; przelewasz własne doświadczenia na kartki książek?

– Właśnie pisanie pamiętników stało się dla mnie ogromną formą terapii. Piszę je praktycznie od dziecka. Nie wiem, czy pamiętasz coś takiego jak Kalendarze szalonego małolata. Moja mama mi je kupowała, zupełnie nie będąc świadomą, że pomaga mi w ten sposób odnaleźć swoją drogę życia (śmiech).

Julia Cameron, w swojej pozycji Droga Artysty, mówi o czymś takim, jak „poranne strony”. To nic innego, jak codzienne, systematyczne zapisywanie w pamiętniku swoich myśli. Bez oceniania i bez zastanawiania się nad tym, czy są one właściwe czy nie. Wszystko, co jest w nas, jest na właściwym miejscu i kiedy to sobie uświadomimy, wkraczamy na piękną drogę poznania i zaakceptowania tego, czym w istocie jesteśmy. Moje pamiętniki są tylko moje i służą do tego, bym miała ze sobą kontakt i codziennie odkrywała siebie na nowo. A książki? Cóż… książki to co innego, ale nie ukrywam, że często ubieram prawdę w bezpieczne słowo fikcja.

Jak wygląda twoje pisanie – masz stałą porę dnia przeznaczoną na tę aktywność?

– Uwielbiam pracować rano. To najlepsza pora dnia. Wszystko jest świeże, nowe, czyste, a ja jestem wypoczęta i w moim domu panuje cisza, bo dzieci są w szkole, a mąż w pracy (śmiech).

Jak wygląda typowy dzień Anny H. Niemczynow?

– Zawsze wstaję około piątej, aby w spokoju móc przywitać się z nowym dniem. Zanim moja rodzina się obudzi, ja już jestem po porannej medytacji, po pisaniu pamiętnika, a czasami nawet po bieganiu. Później robię to, co większość kobiet na całym świecie. Zawożę dzieci do szkoły, a w drodze powrotnej zahaczam o spożywczak. Wracam do domu, czasami wstawiam zupę, a czasami nie i siadam do pisania. No i wtedy to już nie ma mnie dla nikogo. Wyciszam telefon i zanurzam się w świecie swojej wyobraźni. Jedyną istotą, jaka mi towarzyszy, jest mój pies.

Godzisz życie prywatne z zawodowym – jesteś mamą i żoną, piszesz książki, a także rozwijasz swoje pasje… Aż ciężko uwierzyć, że znajdujesz na to wszystko czas! Jaki jest twój przepis na pogodzenie tych wszystkich aktywności?

– Jestem daleka od tworzenia uniwersalnych dogmatów. Mogę powiedzieć o tym, co mi pomaga, ale czy sprawdzi się u każdego? Tego nie wiem. Poznałam siebie na tyle, że wiem, że najlepiej funkcjonuję wtedy, kiedy siebie nie poganiam. W pierwszej kolejności muszę mieć kontakt z własną duszą i na to codziennie poświęcam dużo czasu poprzez medytacje, jogę, pisanie długopisem w swoim dzienniku (komputer to nie to samo).

Codziennie wyprowadzam siebie na spacer. Te czynności mnie karmią i sprawiają, że na innych płaszczyznach staję się bardzo wydajna. O tym, jakie to ważne przekonałam się, kiedy zamieszkałam w innym kraju i zapisałam się na intensywny kurs językowy. Siedem godzin z dnia poświęcałam nauce i usiłując wszystko „upchać” w napięty grafik… na jakiś czas zaprzestałam praktyki. Bardzo szybko w moim sercu pojawił się lęk i stres, aż wreszcie zadałam sobie pytania: po co ja to robię? Co to zmieni? Czy naprawdę muszę nauczyć się tego języka w rok?

Zrezygnowałam z kursu i odkryłam na nowo starą prawdę, która mówi, że mniej, często znaczy więcej. Teraz nauka niemieckiego stała się dla mnie jeszcze większą frajdą, a ja sama poczułam niesamowitą ulgę. Myślę, że my, ludzie, często wpadamy w pułapki oczekiwań względem siebie. Wydaje nam się, że damy radę ze wszystkim, a to nieprawda. Czasami trzeba nauczyć się rezygnować.

Kiedyś byłaś trenerką fitness, a na twoim blogu znajdują się fantastyczne przepisy. Nie chciałaś pójść w tę stronę i być drugą Chodakowską?

– Tak, oczywiście, że tak. Kto by nie chciał takiego ciała ? (śmiech). Na pewnym etapie swojego życia miałam takie „ambicje”. Chciałam być wieloma różnymi ludźmi, ponieważ wydawali mi się tacy idealni i pozbawieni trosk. Ale to nie jest prawda. Każdy medal ma dwie strony i dobrze wiem, że Ewie Chodakowskiej nic nie spadło z nieba. Mogę sobie tylko wyobrazić, ile kosztowało ją to potu, łez i czasami nawet rozczarowań.

Widzisz…Ewa jest jedna i nie ma drugiej takiej jak Ona. Droga, którą wybrała, jest jej drogą, A NIE MOJĄ. Potrzebowałam mnóstwa czasu, by to w sobie odkryć. Po dwudziestu latach w fitnessie zadałam sobie pytanie, czy kocham tę pracę na tyle mocno, by tak się poświęcić…Padła odpowiedź, że nie… A pisanie kocham całym sercem i to jest ta „subtelna” różnica. I o to właśnie chodzi.

Aniu, czy jesteś szczęśliwa?

– Jestem szczęśliwa. Codziennie buduję swoje szczęście między innymi poprzez praktykę wdzięczności. Koncentruję się na tym, co dobre. Myślę, że w czasie, gdy zostanie opublikowany ten wywiad, na rynku będzie już dostępny dziennik Sto dni wdzięczności, który napisałam dla moich cudownych czytelników. Dzielę się w nim kawałkiem swojego serca, zresztą, jak zawsze. Lubię dawać dobro.

Wróćmy jeszcze na chwilę do książki Życie Cię kocha, Lili. Zdradzisz, kiedy nastąpi premiera drugiej części?

– Premiera powieści Powiedz życiu Tak, Lili, już w październiku tego roku. Jestem z tego powodu bardzo wdzięczna. Dzięki wsparciu, jakie otrzymuję od wydawcy, moje książki trafiają do czytelników najszybciej, jak to możliwe.

Czym tym razem zaskoczy nas Lili?

– Tego nie da się opowiedzieć w kilku zdaniach. To po prostu trzeba przeczytać. Gwarantuję, że będzie wesoło, inspirująco i oczywiście wzruszająco. Jak to u Lili.

Dziękuję Ci za rozmowę.

– To ja dziękuję za poświęcony czas. Jestem wdzięczna. Po stokroć dziękuję. ____________________________________________

Warto przeczytać również wywiad z Agnieszką Jeż – Jak się czegoś chce – nie ma rzeczy niemożliwych!

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments