Cukry i słodko-gorzkie życie Doroty Kotas po debiucie

0
829
kotas

Cukry, czyli druga po Pustostanach książka Doroty Kotas, jest swego rodzaju przedłużeniem jej debiutanckiej historii. Jak czuje się autorka po napisaniu swojej pierwszej, wielokrotnie nagradzanej książki? Jak się okazuje, nie tak słodko. A przynajmniej nie są to cukry proste, a bardzo złożone, nakładające się na siebie, różnorakie uczucia.

No właśnie, czyje?

Cukry, podobnie jak Pustostany, sprawiają trudności w ustaleniu kto w tej historii jest narratorem. Czy zwierza nam się sama autorka, czy wszystko zmyśla wykreowana bohaterka? Już sama wydawczyni pytała skonfundowana, czy Dorota pisze powieść, czy autobiografię. Kotas wielokrotnie w książce mruga do nas okiem, że nie chce wybierać. Chce otworzyć się przed czytelnikiem i opowiedzieć nam o swoim życiu. Jednocześnie jednak pragnie stworzyć książkę, która podobałaby się każdemu. Pyta więc przyjaciół, o czym chcieliby przeczytać i z mniejszym, lub większym powodzeniem stara się ten plan zrealizować. Wątpliwości o narratorkę Cukrów nie rozwiewa też akcja promocyjna. Spotkania wokół drugiej książki Kotas wydłużają się, lawirują mocno wokół prywatnego życia autorki. W końcu przeistaczają się w długie rozmowy na temat relacji rodzinnych, bycia lesbijką w Polsce w 2021 roku i otrzymania diagnozy o autyzmie jako dorosła osoba.

Opowiedziałabym wam o sobie, ALE

Gdybym była mężczyzną, mogłabym ciągle pisać o sobie i nikt nie miałby mi tego za złe. Nawet gdyby to było sześć tomów o moim życiu, z całym rozdziałem o robieniu kupy w lesie. Wszyscy byliby pod wrażeniem z powodu mojej szczerości. Mogłabym też pisać o tym, jak jeżdżę po Polsce samochodem z ekologicznym termosem na kawę. I to byłoby w porządku. Nie byłoby dylematu, czy mnie wydać, czy czytać i czy to się komuś opłaci. Ale jestem dziewczyną, a to podnosi oczekiwania. Więcej rzeczy jest dla mnie objętych zakazem, a jednocześnie muszę bardziej się starać, bo inaczej moja twórczość zostanie naznaczona jako literatura kobieca, czyli do niczego, bo literatura kobieca nie jest dla ludzi ani o nich.

Ten dłuższy cytat z Cukrów doskonale spaja wszystkie wątpliwości Kotas. Zrzucić każdą warstwę fikcji i stanąć naga przed czytelnikiem, krytykiem, jury? To mogłoby nie przejść. Wybiera więc rodzaj kreacji literackiej, który daje jej wiele – przestrzeń na dwa odważne coming outy oraz na opowieść o toksycznej rodzinie, znajdzie się tam również bezpieczne miejsce, kulisy, za których kurtyną można się schronić, zasłonić to, czego nie chce jeszcze przed nami odkrywać. Taki zabieg pozwolił Dorocie, wbrew jej wątpliwościom, opowiedzieć chyba wystarczająco dużo o swoim życiu i to w wystarczająco ciekawy sposób.

High life po debiucie

Na pierwszych stronach Cukrów wita nas sama pisarka. Opowiada nam o dniu ze swojego życia po debiucie. Pustostany posłużyły jej za przepustkę do literackiego świata, który nieco odmienił sposób spędzania przez nią czasu. Przede wszystkim tak mocny debiut pozwolił jej wreszcie utrzymać się z pisania. Na początku Cukrów możemy przeczytać na co wydała swoje pierwsze, zarobione w wymarzony sposób pieniądze. Przeznaczyła na kursy pisarskie i teraz liczy, że zwróci się przy kolejnej publikacji? Czy sprezentowała sobie wypoczynek podczas egzotycznych wakacji? A może po prostu dodała do koszyka na AliExpress kolejną, wnoszącą ciepło do domowego zacisza rzecz, bo jest to bardziej pandemiczna opcja? I taka niewymagająca wychodzenia z domu, co daje pewne poczucie kontroli? Czekając na kuriera, można odbyć jeszcze niezobowiązujące spacery do Carreffoura, bo zakupy w jakiś sposób uspokajają. Ale nie na długo – w końcu wypad do marketu w centrum Warszawy, to wyprawa przez prawdziwy labirynt złożony z przejść podziemnych, nadziemnych, z pędzących aut, zmieniających się świateł, szczekających psów i ludzi mówiących w różnych językach. Atakująca z wszystkich stron miejska dżungla rzeczywiście nie jest dobrym miejscem dla osób takich jak Dorota.

Dlatego czasem lepiej zaszyć się w domu

Albo w kilku, na chwilę, poszukując tego idealnego. Autorka odwiedziła ich w swoim życiu przecież tak wiele, że z podróży po tych barwnych miejscach zrobiła motyw przewodni swojej drugiej książki. Poszukiwanie bezpiecznej dla siebie przestrzeni spaja tę książkę. Z rodzinnego domu, czyli Garwolina, chciała wyprowadzić się odkąd nauczyła się pisać. Wówczas wierzyła, że ta umiejętność stanowić będzie przepustkę do dorosłości i związanej z nią niezależności, możliwości dokonywania wyborów. Tak jednak się nie stało, a Dorotę czekały jeszcze lata dojrzewania w domu pośród dorosłych, z którymi nie umiała się dogadać, pośród zasad, które na nią nakładali, a które wydawały jej się jeszcze bardziej niejasne. Towarzystwa dotrzymywały jej wówczas małe zwierzątka, najczęściej kotki, które jednak ginęły jeden za drugim w niewyjaśnionych okolicznościach. Najmocniejsze podejrzenia padają w książce na matkę, która zazdrosna o uczucia małej Doroty względem zwierząt, mogła ją ich potajemnie pozbawiać.

Co jest z tobą nie tak?

Nie można kochać zwierząt, bardziej niż ludzi. Jesteś taką paskudną, smutną dziewczynką. Siedzisz ciągle zamknięta w tym pokoju, nigdzie nie wychodzisz, nic nie mówisz. Nic nie jesz, taka chuda jesteś i w ogóle się nie uśmiechasz. Nigdy. Płaczesz. Znowu. Jak możesz. Jak zjesz wszystkie ziemniaki, to dam ci czekoladę.

Dzień jak co dzień. Rodzice podejmują kolejną, mniej lub bardziej wychowawczą próbę dotarcia do małego dziecka. Jednak w oczach kilkuletniej Doroty dorośli to monstra, rządzące się inną logiką, niekoniecznie powiązaną jakkolwiek z rozumem. Mają pieniądze i władzę, no i umieją pisać i tym trzymają przewagę nad dzieckiem. Kotas na oczach czytelników wymiata spod dywanu rodzinne trupy w coraz większym stadium rozkładu. Tragedia w małym Garwolinie, rozgrywa się między matką, ojcem, babką i sąsiadami, a małą, smutną dziewczynką, o której nikt, nawet ona sama, nie wie, że przeżywa świat nieco inaczej, co potwierdza późno zdiagnozowany Zespół Aspergera.

Mała Dorotka leci na niebieskim baloniku

Relacje rodzinne były dla niej traumatyczne, ale na tym nie koniec. Kolejne próby zbliżenia się do innego człowieka zaprowadzały ją coraz dalej do punktu diagnostycznego. Test, którym potwierdza się tą samą przypadłość u trzyletnich chłopców dał i w tym przypadku pozytywny wynik. Kotas odważnie mówi o swojej diagnozie, łamiąc przy tym wszystkie stereotypy dotyczące bycia osobą w spektrum autyzmu. Przede wszystkim jest dziewczyną, a to jest już cecha, która znacząco odchyla ją od normy. Przecież autyzm zazwyczaj diagnozuje się u chłopców i pod nich też skonstruowane są testy. Jest też dorosłą, ukształtowaną osobą, a autyści to przecież te krzyczące, niekomunikatywne dzieci. No właśnie nie. Ciekawe, że twardy schemat utarł się w przypadku zjawiska, które u każdego będzie objawiać się tak różnorodnie. Dorota korzysta ze swojego doświadczenia i w błyskotliwy sposób wprowadza nas w świat widziany jej oczami. Momentami wydaje nam się on całkiem znajomy, a tam, gdzie się gubimy, szczera i otwarta narracja dużo tłumaczy.

Teraz, kiedy już wiemy

Czytając Cukry da się podzielić tę podróż za domem na jakieś pokręcone “przed” i oczyszczające „po”. Być może Kotas musiała przede wszystkim dotrzeć do samej siebie, aby dalsza podróż nie była tylko kolejną zmianą przestrzeni? Po diagnozie coś się rozjaśnia. Oczywiście, świat się nie zmienia, ale bohaterka nabywa pewnych umiejętności, aby go obsłużyć. Teraz, kiedy wiadomo, że język otoczenia nie jest jej językiem ojczystym, paradoksalnie łatwiej przyjdzie jej się dogadać. Zawsze będzie mogła powiedzieć, że nic nie rozumie, a ktoś cierpliwy usiądzie i wytłumaczy. Niech nikt jednak nie myśli, że od teraz będzie kolorowo. Kotas nie pozostawia w tej kwestii żadnych złudzeń. Nadal nic nie przychodzi jej łatwo, a po diagnozie trzeba czerpać tylko coraz więcej korepetycji z życia. Droga wciąż się supła, a ona jest nomadą w centrum rozwrzeszczanego miasta, w którym każdorazowo musi pytać o kierunek jazdy. Ale warto! Na końcu jest domek na działce, kwiatki, kotki, roślinki, świeczki, dziewczyna. Są też trupy w Garwolinie!

Zawracajmy! A może jednak nie?

Warto spróbować w końcu się z tym zmierzyć. Wsiąść do PKS-u jadącego prosto do piekła i liczyć, że zanim się spłonie z żalu, to jeszcze coś da się naprawić. Zawsze można udać, że jedzie się w zupełnie innym celu, wcale nie do domu. Że wcale nie jest się stąd. Że w ogóle jest się obcą osobą, przejezdnym, zabłąkanym, obcokrajowcem. Wchodzenie w role, ciągłe maskowanie, że coś nie gra, jest dla Doroty czymś powszednim, więc i próba spojrzenia na to miejsce z innej perspektywy nie powinna być taka trudna. Nie udało się? To nic. Próbować można zawsze. Może do tego czasu odezwie się do niej tata, żeby naprawić kran? Albo mama, która jak zwykle będzie utyskiwać na brud pod okapem, nieszczelną lodówkę i inne mankamenty, które jeszcze nie skłoniły Doroty do powrotu do czystego, zadbanego mieszkania rodziców? Cukry zdają się nie zamykać tej historii. Podróż bohaterki trwa. Fanów opowieści rozpoczętej w Pustostanach odsyłam do wywiadów z autorką – tam odbywa się równie ciekawa dyskusja na odważnie podejmowane przez Kotas tematy.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments