Ciałoakceptacja, kultura diety, fatfobia – „Ciałokochanie” Martyny Kaczmarek [recenzja]

0
214
Ciałokochanie

Martyna Kaczmarek – feministka, aktywistka, marketerka oraz uczestniczka Top Model – wydała nową książkę pt. Ciałokochanie!

Na stronie Martyny możemy przeczytać, że:

Wszyscy potrzebujemy korepetycji z ciałoakceptacji. Dlaczego? Bo jedną z niewielu pewnych rzeczy w życiu jest to, że nasze ciało zawsze będzie z nami i będzie się zmieniać. A zmiany te nie zawsze będą dla nas łatwe do zaakceptowania. Kultura diety i branża beauty sprawiły, że staliśmy się nieuważni w odrabianiu lekcji z bezwarunkowej akceptacji naszego ciała, które jest naszym domem. Zamiast wsłuchać się w jego potrzeby, w to, co próbuje nam zakomunikować – słuchamy kolejnych reklam zachęcających nas do „wzięcia się za siebie”. Zamiast odrobić lekcje z ciałokochania, szukamy kolejnych „problemów”, za które karzemy nasze ciało. Mam 28 lat i przez ponad połowę swojego życia żyłam w konflikcie ze swoim ciałem. Zamiast zmieniać swoje ciało na lato, do sylwestra, wesela, chrzcin kuzynki… chcę pokazać ci, jak akceptować je na lata i odnaleźć spokój we własnym domu.

Rusz w tę podróż razem ze mną. Obiecuję, że pomogę Ci pokochać swoje ciało.

Na początku książki znajduje się słowniczek wyjaśniający, czym jest ciałopozytywność, fatfobia czy kultura diety. Z kolei na końcu każdego rozdziału znajdują się ćwiczenia, mające na celu nauczenie się samoakceptacji przez czytelników. Książka jest również wzbogacona o ilustracje, a na samym jej końcu jest miejsce na notatki. Dodatkowo, jest napisana przystępnym językiem – nie jest pozycją naukową czy popularnonaukową, ale nie jest też napisana jak typowy poradnik. 

O relacji z ciałem

Ciałokochanie pełne jest historii obserwatorek Martyny. Mamy zatem z jednej strony problem udokumentowany badaniami, a z drugiej – wyznaniami wielu kobiet i dziewczyn. 

I tutaj trzeba zaznaczyć jedną istotną rzecz – wyznania te mogą być triggerujące. Szczególnie wtedy, gdy na pytanie o to, kiedy po raz pierwszy pomyślały źle o swoim ciele, obserwatorki Martyny mówiły, że było to, gdy miały nawet nie naście, a 10 lat… Kiedy któraś z nich usłyszała od bliskiej osoby, że „nażarła się jak świnia” lub wygląda jak świnia. W dzieciństwie, gdy obserwowały matkę, która wiecznie się odchudzała. Kiedy ktoś z otoczenia określił daną dziewczynę jako „grubiutką”. Podczas bilansu w szkole. 

Sama Martyna również opowiedziała o swojej relacji z jedzeniem. O treningach sportowych, o niezdrowym odchudzaniu, przemocowego myślenia i traktowania swojego ciała… Czytając każdą z tych historii, utożsamiałam się z niektórymi fragmentami tych opowieści. A szczególnie z tym, że – tak jak te wszystkie kobiety i dziewczyny – nie zawsze traktowałam swoje ciało w dobry sposób. Nie zawsze myślałam o nim w pozytywny sposób.

Badania i statystyki

A na to, jakie wytrwałe i niesamowite jest ludzkie ciało, Martyna podaje liczne dowody. Czasami są to przypadki ekstremalnych sytuacji – na przykład o nastolatce, która spędziła 15 dni pod gruzami zawalonej w wyniku trzęsienia ziemi szkoły i przeżyła. Ale niekiedy są to fakty dotyczące tego, jak funkcjonuje nasze ciało i co potrafi. Książka zawiera sporo przypisów – można zatem łatwo sprawdzić, że Martyna nie wymyśliła żadnego z tych przypadków.

Przypisy dotyczą także danych statystycznych oraz badań, na które powołuje się autorka. Przyznam szczerze, że czytając o nich, czułam z jednej strony zaciekawienie, a z drugiej byłam w szoku, jakimi wynikami poskutkowały dane badania. Niektóre statystyki były mi znane, ale większość z nich była dla mnie nowa.

Wartość merytoryczna książki Ciałokochanie

Jestem obserwatorką Martyny od już 2 lat. Obserwuję również inne konta dotyczące ciałopozytywności. I nawet dla mnie wiele faktów, o których pisze Kaczmarek w Ciałokochaniu, były dla mnie kompletną nowością. Oznacza to, że ta książka może otwierać oczy zarówno osobom, które są w pewnym stopniu zapoznane z tematem ciałopozytywności, jak i tym, dla których jest to obcobrzmiące słowo. 

Ciałokochanie tłumaczy, dlaczego diety nie działają. Dlaczego komentowanie czyjegoś wyglądu jest słabym, delikatnie mówiąc, pomysłem. Że ocena czyjejś wagi powinna opierać się na wiedzy medycznej i badaniu przez specjalistę, a nie przestarzałym BMI czy subiektywnej opinii kogoś z otoczenia. Że ciałopozytywność nie jest „promocją otyłości”. 

Martyna nawiązuje również do czasu, kiedy była uczestniczką programu Top Model. Opowiada o tym, że dziennikarze gratulowali jej odwagi, iż wyszła na ściankę bez makijażu. To oraz historie jej i jej obserwatorek pokazują, że ciałopozytywność (rozumiana jako pozytywne podejście do ciała i tego, że każde ciało jest różne i tak samo wartościowe) jest potrzebna.

Czy warto po nią sięgnąć?

Oczywiście, w przypadku zaburzeń odżywiania pierwszym etapem powinna być wizyta u specjalisty i rozpoczęcie terapii. Zresztą, sama Martyna mówi o terapii w tej książce. Myślę więc, że dla osób z nie do końca zdrową relacją z ciałem, które chcą poprawić tę relację, ale nie wymagają pomocy specjalisty, będzie dobrą pozycją. Uświadamia wiele rzeczy, wyjaśnia sporo pojęć i na pewno uwrażliwia na konkretne zjawiska społeczne. Natomiast, jeśli w grę wchodzą zaburzenia odżywiania lub inne jednostki chorobowe, które wymagają leczenia, to w pierwszej kolejności należy udać się do lekarza lub terapeuty. Przy czym nie oznacza to, że nie warto w takiej sytuacji sięgnąć po tę książkę. Może być ona uzupełnieniem lub początkiem naprawy relacji z jedzeniem i ze swoim ciałem, ale na pewno nie zastąpi specjalistycznej opieki. 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments