Bestseller na 3 miesiące przed premierą. Ponad 800 sztuk zamówionych w przedsprzedaży. Czy pozycja bestsellera oznacza dobrą książkę? [Uwaga! Spoilery!].
Amsterdam, czasy współczesne. Alex jest tajnym agentem, wykonującym na zlecenia różne nielegalne aktywności. Mercy jest psychiatrą. On ma za sobą trudną przeszłość, pełną bólu i cierpienia. Ona obwinia się o śmierć matki. Kiedy obydwoje staną w obliczu końca świata, okaże się, że wcale nie różnią się tak bardzo, jak im się zdawało. Poza przyjaźnią, między nimi pojawi się coś więcej…
Czy trzęsienia ziemi, zatopiona Australia i erupcje dotąd uśpionych wulkanów naprawdę zwiastują apokalipsę? Kim jest Knox? A Gilles? Dlaczego miał bilet na autobus z nazwiskiem Mercy? Jaką rolę w tej historii odegrają anioły i demony? Jaki naprawdę jest „boski plan”?
Na początku lektury Ostatniej godziny, miałam problem z wgryzieniem się w tę historię. Przede wszystkim z powodu języka, jakim posługują się bohaterowie. Odnosiłam wrażenie, że sposób ich mówienia jest nieco sztuczny, i, że mało kto w realnym życiu mówi tak poprawną polszczyzną. Jednak w miarę przewracania kolejnych stron, przywykłam i nie wydawało mi się to już aż tak niezwykłe. Tym bardziej, że wątki, które pojawiają się w OG bardzo mnie wciągnęły.
Kreatywność debiutantek
Warto zaznaczyć, że pomysły w Ostatniej godzinie są bardzo świeże. Przykładowo – motyw opętania. Mimo stałej obecności tego wątku w kulturze, nie zauważyłam jak do tej pory, żeby został poprowadzony tak jak w tej książce. Zamiast panoszącego się demona i wzywania egzorcysty, mamy ludzi , którzy mimo przejęcia ich ciał przez obce istoty, mogą normalnie funkcjonować i podejmować mniej lub bardziej samodzielne decyzje. Było to interesujące, bo było kreatywne i ograne w nietypowy sposób. Widać też, że autorki zrobiły solidny research. Czytając fragmenty z opętaniem i demonami, nie miałam poczucia, że coś tu nie gra. Wszystko tworzyło dopracowaną całość, za co duży plus dla Marty i Anny.
Podobał mi się też sam motyw zbliżającego się końca świata. Został przedstawiony realistycznie i niemal czuło się niepokój towarzyszący anomaliom i katastrofom, pogrążającym planetę w chaosie. Podobnie, jak w przypadku wyżej wspomnianego nadnaturalnego wątku, tak ta część powieści była zaplanowana i dopracowana. Nie było tu jakichś dziwnych dziur i dobrze się to czytało.
Dodatkowe punkty ode mnie należą się za wplecenie do fabuły wiedzy z dziedziny psychiatrii. Interesuję się psychologią (i psychiatrią) i dlatego bardzo mi się spodobało, że główna bohaterka zajmuje się tą dziedziną nauki. Polubiłam Mercy od razu – nie obraziłabym się, gdybyśmy spotkały się w prawdziwym życiu!
Kreacje bohaterów
Z innymi bohaterami już nie było tak miło. Gilles był mi w zasadzie obojętny, Knoxa nie znosiłam, a do Alexa przekonałam się dopiero po odłożeniu książki i przeanalizowaniu jego postaci jeszcze raz. Miałam problem z tym, że czasami nie zgadzało mi się jego zachowanie z tym, co zrobił ileś tam stron wcześniej. Być może taki był zamysł, jednak dla mnie nie do końca trafiony. Tak jak pozostałe postacie były jasne i dało się łatwo określić swoje zdanie na ich temat, tak tu było to utrudnione. Przez co w moich oczach ta powieść straciła.
Warsztat debiutujących pisarek
Kolejną rzeczą, która niezbyt mi pasowała, a o której już wspomniałam, jest język. Wolałabym, żeby Ostatnią godzinę czytało się lżej i, żeby pióro autorek sprawiało, iż będzie się płynąć przez tę powieść. Możliwe, że kiedyś spod ich rąk wyjdzie książka, którą pochłonę, a nie będzie się rozwlekać w nieskończoność – w końcu to debiut… Ale jak na razie, styl dziewczyn nie podoba mi się jakoś szczególnie. Pomysły super, postacie okej, nieoczekiwane zwroty akcji – jak najbardziej na tak, ale warsztatowo – nie bardzo…
Podsumowując…
Nie jest to moja ulubiona książka. Nie jest to też książka roku. Autorki są kreatywne i mają ciekawe oraz świeże pomysły – wiele motywów zostało tu ogranych w nietuzinkowy sposób. Postacie albo się lubi, albo się ich nienawidzi – nie licząc przypadku Alexa. Jedyne, do czego bym się mocno czepiała, to warsztat. Bo mimo wielu zalet OG, przez to, w jaki sposób została ona napisana, męczyłam się z nią. I gdyby nie ciekawość, co będzie dalej, być może odłożyłabym tę powieść na półkę…
Mimo wszystko jednak nie skreślam twórczości dziewczyn i jestem ciekawa, jak ich dalsza kariera się rozwinie… Możliwe, że jeszcze mnie kiedyś zaskoczą…