Podobno każdy człowiek nosi w sercu odrobinę zła, która nieustannie pragnie przejąć nad nim kontrolę. Jackie Estacado jak nikt zdaje sobie z tego sprawę. W każdej chwili od swoich 21 urodzin toczy on zaciekłą walkę ze swym wewnętrznym demonem. Walkę o duszę i ocalenie tego, co w życiu najważniejsze – miłości. Oto The Darkness – jedna z najlepszych i zarazem najsmutniejszych wirtualnych opowieści, jakie miałem przyjemność poznać.
Good times*
Kiedy w 2006 roku pojawiły się pierwsze zapowiedzi The Darkness gra wzbudziła duże zainteresowanie. Starbreeze dało się poznać jako utalentowane studio dzięki grze The Chronicles of Riddick: Escape From Butcher Bay, która w umiejętny sposób korzystała z filmowej licencji. Wieść o współpracy z Mikiem Pattonem, legendarnym wokalistą Faith No More dodatkowo podsycała ekscytację nadchodzącym FPS-em będącym adaptacją popularnej serii komiksów autorstwa Marca Silvestri, Gartha Ennisa i Davida Wohla zapoczątkowanej w 1996 roku.
Gdy tytuł wreszcie zadebiutował 25 czerwca 2007 roku na PlayStation 3 oraz Xboxie 360 spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem w mediach branżowych. Niestety pomimo tego premiera The Darkness przeszła bez większego echa. W 2007 roku ukazało się całe mnóstwo głośnych FPS-ów, że wspomnę tylko o Crysisie, Call of Duty 4: Modern Warfare, The Orange Box czy Bioshocku. Przy takim natłoku hitów dziełu Szwedów zabrakło po prostu siły przebicia. A szkoda, bowiem The Darkness nawet po kilkunastu latach zwraca uwagę znakomicie opowiedzianą historią oraz ciekawym modelem walki. A także klimatem przez duże K.
I remember the night of my 21st birthday, That was the first time I died
Te właśnie słowa witają nas po rozpoczęciu przygody z The Darkness, skutecznie nadając ton czekającej nas opowieści. Ich autorem i zarazem głównym bohaterem gry jest Jackie Estacado, chłopak o włoskich korzeniach, który nigdy nie miał w życiu łatwo. Osierocony w młodym wieku trafił do sierocińca, gdzie każdy dzień był niczym walka o przetrwanie. Mając 12 lat chłopak zwrócił uwagę Pauliego Franchetti, gangstera trzęsącego lokalnym światem podziemnym. Paulie adoptował Jackiego i po kilku latach uczynił go jednym ze swoich najlepszych płatnych zabójców. Od tamtej pory życie młodego gangstera skupiało się na wypełnianiu woli przybranego wujka i ukrywaniu swojej przestępczej działalności przed Jenny – miłością bohatera jeszcze z czasów sierocińca.
W dniu swoich 21 urodzin życie bohatera wywraca się do góry nogami. Jackie nagle traci zaufanie porywczego wuja, w wyniku czego musi walczyć o własne życie. Gdy sytuacja wydaje się beznadziejna z pomocą przychodzi mu tytułowa Ciemność: mroczna istota drzemiąca dotąd w duszy młodego gangstera. Przebudzenie tajemniczego bytu wyzwala w bohaterze szereg demonicznych mocy, które pozwalają mu stawić czoło ludziom Pauliego. Ale nie ma nic za darmo – ceną za potęgę jest stopniowa utrata kontroli nad własnym ciałem i duszą.
You are nothing but my puppet!
Fabuła jest największą zaletą gry. Krwawa, ponura opowieść o poszukiwaniu zemsty i walce o zachowanie resztek człowieczeństwa przykuwa do ekranu od pierwszych chwil i nie pozwala odejść od konsoli. Duża w tym zasługa sposobu narracji i genialnego klimatu. Historia, snuta melancholijnym głosem Jackiego, który pełni rolę narratora kojarzy się z filmami nurtu noir i ma w sobie magnetyczny wręcz urok. Od samego początku towarzyszy nam silne przeczucie, że nie ma co liczyć na happy end, ale mimo wszystko kibicujemy Jackiemu, przejmujemy się losem jego bliskich i nienawidzimy jego wrogów. Nie będę wchodził w fabularne szczegóły, wspomnę tylko, że kilka momentów, takich jak wizyta w sierocińcu czy finał zapamiętam do końca życia. Dzięki mistrzowskiej kompozycji poszczególnych scen i umiejętnym operowaniu środkami wyrazu jak np. muzyką, The Darkness zalicza się do absolutnej czołówki wirtualnego storytellingu.
Ogromna w tym też rola rewelacyjnie zagranych i wiarygodnych postaci. Wujek Paulie świetnie sprawdza się w roli bezwzględnego, głodnego władzy gangstera, którego paranoiczny strach o własną skórę popchnął do zdrady swojego wychowanka. Na drugim biegunie mamy Jenny – sympatyczną dziewczynę o złotym sercu, której przywiązanie i uczucie, jakim darzy Jackiego widoczne jest w każdej scenie z jej udziałem. Sam główny bohater dobrze wpisuje się w rolę małomównego i charyzmatycznego herosa, za którym przemawiają czyny, nie słowa. Pomimo wątpliwych moralnie uczynków trudno go nie polubić.
Wszystkie te kreacje bledną jednak na tle Ciemności. Istota obdarzona głosem Mike’a Pattona jest w moim odczuciu najlepszą kreacją wokalną w historii gier wideo i zarazem jednym z najciekawszych wirtualnych antagonistów. To, czego dokonał muzyk trudno oddać słowami. Ciemność w jednej chwili przemawia do Jackiego głosem głębokim niczym dno samego piekła, by zaraz nęcić piskliwym, podszytym drwiną szeptem. Te nagłe zmiany tonów połączone z nieludzką, wręcz oślizgłą barwą głosu wywołują ciarki ilekroć Ciemność do nas przemawia.
Jej charakter i motywacje są osnute tajemnicą, co tylko potęguje ciekawość i respekt przed tym demonicznym pasożytem. W trakcie rozgrywki kolejne pytania mnożyły się w mojej głowie: Czym właściwie jest Ciemność? Skąd się wzięła i dlaczego akurat wybrała Jackiego? Czy oprócz przejęcia kontroli nad nosicielem ma jeszcze jakiś cel? Na niektóre z nich uzyskałem odpowiedź, innych musiałem domyślić się sam. I właśnie owo pole do własnej interpretacji było w tym wszystkim najlepsze.
There’s always a little light in the darkness
Niewiele jest gier, które urzekły mnie równie sugestywnym klimatem co The Darkness. Gra przepełniona jest mniejszymi i większymi smaczkami, które skutecznie potęgują immersję, a co za tym idzie – niepokój towarzyszący rozgrywce. Wyobraźcie sobie, że wędrujecie w środku nocy opuszczonym, zaśmieconym zaułkiem. Po obu stronach waszej twarzy wiją się oślizgłe, zębate paszcze o pustym, złowieszczym spojrzeniu. Jedynymi dźwiękami, jakie słyszycie są ciche syki, pomruki i porykiwania głodnych bestii, czekających na kolejne serce, które wyrwą z piersi martwego wroga. Takie detale jak choćby obłoki pary wydobywające się z paszcz Ciemności, czy zaciekłe walki macek o wyrwane serce sprawiają, że chwilami można niemal zapomnieć, że mamy do czynienia jedynie z fikcyjną postacią.
W grze nie brakuje też scen o lżejszej wymowie, które nieco rozładowują przytłaczającą atmosferę. Szczególnie urzekł mnie moment, w którym Jackie odwiedza Jenny w jej mieszkaniu. Zakochana para rozsiada się wygodnie na kanapie i przytulona ogląda razem telewizję, na krótką chwilę zapominając o reszcie świata. Całą tę scenę (jak niemal wszystkie inne wydarzenia w grze) oglądamy oczami bohatera i od nas zależy, kiedy postanowimy wyjść z mieszkania. Jeśli zostaniemy dłużej Jenny wreszcie zaśnie z głową na naszym ramieniu. Był to piękny, subtelny moment, w którym widać pasję i zaangażowanie twórców w stworzenie poruszającej historii. Na marginesie warto wspomnieć, że w wirtualnym telewizorze można obejrzeć różne programy w tym cały, trwający ponad 2 godziny film Zabić Drozda!
Genialnym uzupełnieniem atmosfery jest nastrojowa oprawa muzyczna. Podczas walk przygrywają nam dynamiczne, zagrzewające do boju melodie, natomiast istotnym fabularnym momentom towarzyszą piękne, melancholijne nuty. Posłuchajcie choćby ślicznego utworu Jenny’s Theme.
It’s a good place to die
Klimat świetnie potęgują też znakomicie zaprojektowane lokacje. Starbreeze udowodniło, że nawet tak pozornie nieciekawe miejsca jak wspomniane wcześniej zaułki, opuszczone magazyny czy stacje metra można przedstawić w interesujący sposób. A jednak – każda lokacja zachwyca liczbą detali takimi jak graffiti nabazgrane na murach, czy sterty śmieci zalegające na ulicach, co idealnie podkreśla przygnębiającą, brudną atmosferę opowieści.
Prawdziwa jazda bez trzymanki zaczyna się jednak w późniejszej części fabuły, kiedy Jackie z przyziemnych nowojorskich ulic trafia prosto do szalenie ciekawej interpretacji piekła. Wyobraźcie sobie, że w zaświatach potępione dusze zmuszone są do wiecznego przeżywania koszmarów, z jakimi mierzyły się za życia. Nie zdradzę wam do czyjej wizji piekła trafi Jackie ale jeśli jesteście fanami twórczości Clive’a Barkera i/lub H.P Lovecrafta będziecie zachwyceni. Właśnie wtedy The Darkness z gry akcji na kilka godzin przeistacza się w rasowy horror z klimatem godnym najlepszych przedstawicieli gatunku.
Co ważne, lokacje jak i reszta oprawy wizualnej nawet dzisiaj mogą się podobać, ponieważ The Darkness dobrze przetrwało próbę czasu. Jasne, animacje i mimika trącą myszką, a tekstury zestarzały się wyraźnie. Jednak świetny projekt artystyczny wspomagany znakomitym oświetleniem z nawiązką nadrabiają te niedostatki.
Stay in the shadows, Jackie
Wiemy już, że The Darkness zachwyca fabułą i atmosferą, ale jak się w to gra? Znakomicie, nawet po kilkunastu latach. Sam model strzelania wykonany został co najwyżej poprawnie, ale to korzystanie z nadprzyrodzonych mocy Jackiego daje prawdziwą frajdę i uczucie potęgi, zwłaszcza w późniejszych godzinach. Możemy choćby przejąć chwilową kontrolę nad jedną z macek by niczym ksenomorf skradać się i zagryzać niczego niespodziewających się gangsterów. Jeśli wolimy bardziej bezpośrednie podejście z pomocą przyjdą nam darklingi – przypominające gobliny istoty, które rzucą się na naszych wrogów z piłą do drewna, ostrzelają ich z działka obrotowego czy wysadzą w powietrze ładunkami wybuchowymi. Wisienką na torcie jest możliwość stworzenia miniaturowej czarnej dziury, która zasysa wszystkich przeciwników w zasięgu swej mocy.
Wszystkie te piekielne zabawki posłużą nam w starciach z gangsterami wujka Pauliego i skorumpowanymi policjantami siedzącymi mu w kieszeni. W The Darkness przez jakieś 3/4 czasu walczymy ze zwykłymi ludźmi, ale gra nie staje się przez to nudna. Wręcz przeciwnie – przewaga, jaką czujemy nad naszymi przeciwnikami rosnąca wraz z kolejnymi pozyskanymi zdolnościami czyni rozgrywkę satysfakcjonującą aż do samego końca. Na późniejszych etapach pojawiają się również paranormalni przeciwnicy a nawet kilku bossów, którzy skutecznie przełamują monotonię. Nie napiszę o nich nic więcej, ponieważ ich design jest ściśle powiązany ze wspomnianym wcześniej piekłem, do którego zawędrujemy.
Abyśmy nie poczuli się wszechmocni nasze zdolności mają swoje ograniczenia. Ciemność, jak sama nazwa wskazuje nie przepada za oświetlonymi miejscami. Jeżeli więc znajdziemy się w zasięgu np. jarzeniówek nasze zdolności staną się bezużyteczne. Wprowadza to ciekawy element taktyczny – przed każdą walką lub nawet w jej trakcie trzeba lokalizować i niszczyć pobliskie źródła światła by efektywnie korzystać z demonicznych mocy i leczyć odniesione rany. Ta mechanika spotkała się z mieszanym odbiorem wśród graczy. Rzeczywiście, pod koniec gry konieczność mozolnego rozbijania żarówek w każdym nowo odwiedzonym miejscu trochę mnie zmęczyła. Nie na tyle jednak, by można było poczytać to za wielką wadę. Dzięki mocom Ciemności wymiany ognia nigdy się nie nudzą, a wyrywanie kolejnych serc z piersi martwych wrogów (co stopniowo zwiększa siłę naszych zdolności) każdorazowo przynosi nieprzyzwoicie sadystyczną frajdę.
Aw…What did they do, Jackie?
Cztery lata po premierze The Darkness doczekało się sequela, o którym z dziennikarskiego obowiązku muszę wspomnieć, choć najchętniej pominąłbym go milczeniem. The Darkness II, stworzone przez innego dewelopera czyli kanadyjskie Digital Extremes kompletnie zatraciło ducha oryginału. Utrzymanie oprawy graficznej w technologii cell-shading na modłę serii Borderlands całkowicie obdarło grę z tajemniczości i mroku, za które fani pokochali pierwowzór. Jakby tego było mało, wzruszającą historię z pogranicza kina gangsterskiego i gotyckiego horroru zastąpiła bezduszna, naiwna opowiastka pełna żartów niskich lotów i z karykaturalnymi antagonistami. W efekcie otrzymaliśmy zupełnie niepotrzebną, krótką, obdartą z klimatu strzelaninę, którą traktuję jako nieudane fan-fiction, a nie oficjalną kontynuację (której de facto historia przedstawiona w The Darkness wcale nie potrzebowała).
And that… was the end of the line
Puśćmy już w niepamięć ten nieszczęsny, nieudolny sequel i wróćmy jeszcze na chwilę do głównego bohatera tego artykułu. The Darkness to nie tylko brutalny, wciągający FPS z nadprzyrodzonymi mocami, soczystymi wymianami ognia i brutalnym klimatem, choć wszystkie te elementy wykonane zostały na najwyższym poziomie. To przede wszystkim piękna, trwająca około 12 godzin historia, która zostanie w waszych sercach na długo po wzruszającym finale. Niestety niełatwo ją dzisiaj poznać. Gra nigdy nie pojawiła się na PC, nie została też wznowiona na konsolach obecnej generacji. Aby więc w nią zagrać konieczne jest posiadanie kopii na Xboxa 360 lub PlayStation 3. Zdecydowanie jednak opłaca się zadać sobie ten trud. Dla takich tytułów jak The Darkness warto być graczem.
*Wszystkie cytaty z śródtytułów zostały zaczerpnięte z gry.