Nawet niewielka grupa deweloperów może odnieść sukces na rynku gier, gdy dysponuje tak dużą fantazją i determinacją jak członkowie OhNoo Studio: twórcy nagradzanych Tsioque i Tormentum. I nie są potrzebne do tego ani setki pracowników, ani śmierć życia prywatnego. Nie po to uciekliśmy z dużych firm korporacyjnych, aby tworzyć sobie własne piekło – mówi Łukasz Rutkowski w obszernym wywiadzie dla Kulturalnych Mediów.
Piotr: Przede wszystkim chciałbym wam pogratulować sukcesu Tsioque – bo nie sposób inaczej mówić o tym tytule, jak nie w kategorii dużego sukcesu. Jesteście zadowoleni z osiągniętego rezultatu?
Łukasz: Tak. Nawet podwójnie. Już sukcesem dla nas było to, że produkcję w ogóle udało się ukończyć, bo to wcale nie było takie oczywiste. Gra miała o wiele wyższy budżet niż Tormentum i to sprawiało nam wiele problemów, a też nie chcieliśmy z niczego rezygnować. Wręcz przeciwnie, dokładaliśmy do gry nowe lokacje. Po premierze gra została bardzo dobrze przyjęta przez graczy i krytyków. To był dla nas ten drugi sukces, więc z osiągniętego rezultatu jesteśmy bardzo zadowoleni.
Na sukces finansowy jeszcze przyjdzie nam troszkę poczekać. Nie zaskoczyło nas to jakoś szczególnie. Gry przygodowe to trochę taka nisza. Wiele osób z sentymentem na nie spogląda, ale już niewiele po nie sięga. Nam to jednak nie przeszkadza. Kochamy gry przygodowe i nie zamierzamy z nich rezygnować.
Jeśli mówimy o sukcesie Tsioque, to warto wspomnieć o Alku Wasilewskim, bez którego ten projekt na pewno nie ujrzałby światła dziennego. Animator z ogromną pasją, który wymyślił większość świata przedstawionego w grze. Koordynował też pracę osób odpowiedzialnych za animację. Stoi również za opowiedzianą w grze historią.
Czy dla waszej ekipy praca jako indie dev jest tak stresująca, jak to się często o tej branży mówi? Zdarzał się crunch, czy może raczej deweloperski spokój zen?
U nas nigdy stresu nie było. Pracujemy bardzo dużo, ale crunch jest nam obcy. Nie po to uciekliśmy z dużych firm korporacyjnych, aby tworzyć sobie własne piekło. Bardzo często doświadczaliśmy tego, o co pytasz, właśnie pracując w dużej firmie. Staramy się nie nakręcać, pracujemy wszyscy swoim własnym tempem. Czasami zdarza się pracować ciut więcej, ale o wiele przyjemniej zostaje się po godzinach wiedząc, że pracujemy na własny rachunek i nikt nas do tego nie przymusza.
W wywiadzie przed kilkoma laty mówiliście, że marzy wam się własne studio. Czy udało wam się owe marzenie zrealizować?
Tak, ale jest to bardziej studyjko, aniżeli studio. Mieści ono tylko 2 osoby. Nasz ilustrator – Piotr – woli pracować w domu, gdzie odnajduje większy zen.
Częstym gościem w naszym biurze jest też strażnik porządku, wyjadacz okruszków podłogowych, czyli psiak Ringo.