Wojtek Marcinek – Resident Evil 2
Pojawienie się tego tytułu na liście nikogo nie powinno zaskoczyć. Resident Evil 2, oryginalnie wydany w 1998 roku, jest drugą (jak wskazuje sam numerek) odsłoną kultowej serii gier od studia Capcom. Niedawno twórcy gry uraczyli fanów serii „rimejkiem” tego klasyka. Jak straszy nowy Resident okiem osoby, która na świat przyszła już po premierze oryginału?
Lepsze wrogiem dobrego?
W kwestii geniuszu oryginalnego RE2 nie trzeba się z nikim spierać. Pomimo upływu ponad 20 lat, gra ciągle utrzymuje swój niepowtarzalny klimat, do tego broni się zarówno fabułą oraz gameplayem. Remake od studia Capcom jest jednak dumną kontynuacją tej spuścizny – odświeżona grafika oraz mechaniki tylko pogłębiają charakter rozgrywki.
W nowej odsłonie graficznej, cała plejada przeciwników straszy jeszcze lepiej, dzięki niesamowitym detalom nadanym ich modelom jak i „sposobie bycia”. Zombiaki reagują oczywiście na wszelkie dźwięki, swoje akcje wspomagając głośnym zawodzeniem oraz przyprawiającymi o gęsią skórkę animacjami poruszania. Dbałość o szczegóły uderza zewsząd – powłóczanie uszkodzonymi kończynami, czy chociażby głośniejsze jęki podczas otrzymywania obrażeń to tylko niektóre ze smaczków od twórców. Swoje drugie życie Resident zawdzięcza również zmianie trybu pracy kamery – ta teraz ukazana jest zza pleców, sprawiając, że spotkania z umralakami potrafią być jeszcze bardziej wstrząsające.
Co straszy w Resident Evil 2?
Jak i w reszcie odsłon serii, naszym głównym wrogiem są wszechobecni trupsze, szwędający się pod naszymi nogami. Tutaj twórcy mieli ogromne pole do popisu i nie zawiedli. Wyżej wspomniane szczegóły naniesione na modele zombiaków są niesamowicie realistyczne, a każdy kolejny strzał w ich ciało doskonale oddaje zadane obrażenia. W tym miejscu nie możemy także zapomnieć o innych przeciwnikach – nieumarłe psy, gigantyczne mutany, roślinne zombie czy też Lizacze – każde z nich ma w sobie masę szczegółów, które tylko zwiększają grozę którą mają wzbudzać.
Na dłużej warto zatrzymać się przy tych ostatnich z mojej listy – Lizacze, czyli angielskie „Lickery”, to bardziej „zaawansowani” nieumarli, którzy poprzez ingerencję wirusa, stracili swój wzrok na rzecz doskonałego słuchu. Mechanika poruszania się przy nich „na palcach” oraz przerażający wygląd tych przeciwników tylko podkreśla napięcie które towarzyszy naszej głównej postaci podczas perypetii w Raccoon.
“Mr. X Gon’ Give It To Ya”
Przeciwnikiem o którym jeszcze nie wspomniałem, a zarazem jednym z najważniejszych aspektów gry, jest Mr. X. Pan „Iks”, a właściwie Tyrant, bo tak brzmi jego właściwa nazwa, to nieśmiertelna broń biologiczna, mająca na celu utrudniać graczom życie. Tak też, już po pierwszym spotkaniu z owym kapelusznikiem, przemierzając korytarze posterunku policji, będziemy nieustannie słyszeć za sobą kroki. Tworzy to stały element stresu – podczas wszystkich naszych poczynań fabularnych, jak i utarczek z umarlakami, musimy mieć na uwadze, iż zaraz może za nami pojawić się ta bestia. Jedyną strategią którą jesteśmy w stanie obrać przeciwko Mr. X, jest wpakowanie w niego kilku pocisków lub granatu, co chwilowo opuźni jego pościg. Inną z ewentualności, jest udanie się do jednego z kilku pomieszczeń na mapie, gdzie nie ma on wstępu.
Idealna propozycja dla „Boidudków”
Jako osoba nie przepadająca za grami z gatunku „horror”, zawsze sceptycznie podchodzę do owych tytułów. W przypadku RE2 sprawa ma się jednak inaczej – gra nie należy do tych „najstraszniejszych”, jednak ciągle trzyma nas w napięciu i niepewności, a sama fabuła wciąga i nie pozwala oderwać się od rozgrywki. Nawet więc jeśli nie przepadacie za typową rozgrywką „straszaków”, takiemu klasykowi jak Resident Evil 2 wypada dać szansę.