8. Prześladowca (Dark Souls 2)
A co jeśli powiem Wam, że istnieje boss, który nie czeka potulnie aż po niego przyjdziecie, tylko sam poluje na gracza, przelatując nad krainą przyczepiony do szponów wielkiego orła i wypatrujący swoich ofiar? Takim właśnie bydlakiem jest Prześladowca. Boss ten to wielki, odziany w potężną zbroję i unoszący się nad ziemią rycerz, który według lore poszukuje i zabija wszelkich obdarzonych klątwą nieumarłych. Można go spotkać w kilku miejscach w świecie gry. Ma jednak także swoją własną arenę, gdzie walczymy z nim oficjalnie jako z bossem (w innych lokacjach występuje jako normalny przeciwnik). Po wejściu na arenę walki dostajemy taki oto przerywnik.
Jak widać po samym filmiku, boss jest niezwykle silny i masywny. Dodam do tego, że jest także szybki i agresywny. Jego ataki brzmią głośno ciężkimi uderzaniami tarczy i miecza, a on sam wzbudza w graczu respekt i strach swoim zachowaniem i tajemniczym mrokiem bijącym spod zbroi.
Sama walka nie należy do specjalnie trudnych, ale także nie jest zbyt łatwa. Boss jest opcjonalny i występuje w dość wczesnej fazie rozgrywki, dlatego niektórzy gracze mogli się go bardzo przerazić, podczas gdy z dobrym ekwipunkiem można się z nim rozprawić bez nieprzespanych nocy. Pod kątem stopnia trudności bossów plasuje się raczej gdzieś pośrodku, dostarczając satysfakcjonującego wyzwania.
Moje nemezis
Prześladowca trafił do tego zestawienia niejako ze względu na moją sympatię i osobiste odczucia. Moja przygoda z grami From Software zaczęła się własnie od drugiej części. Po licznych śmierciach poniesionych od pojedynczych przeciwników i pokonaniu Ostatniego Olbrzyma (pierwszego, dość prostego bossa z Dark Soulsa 2), nieco pewniejszy siebie udałem się na nową arenę walki. I wtedy zostałem wgnieciony w fotel, podłogę i kilka metrów pod nią.
Prześladowca był moim pierwszym bossem, przy którym zatrzymałem się na dłużej… dużo dłużej. Nie wiedziałem wówczas, że boss jest opcjonalny i nie podążyłem inną trasą. Zamiast tego męczyłem się z nim 3 długie dni. Poświęciłem temu bydlakowi jakieś 10-15 godzin swojego życia (doliczam czas potrzebny na farmienie medykamentów) i kilka razy czułem, że porzucę grę na dobre. Tak się jednak nie stało i kiedy w końcu udało mi się go pokonać, z mojego gardła wydobył się ryk satysfakcji. Prześladowca nauczył mnie systemu gier From Software. Pokazał, że przeciwnika należy obserwować, próbować różnych taktyk i przede wszystkim zachować spokój, uderzać nie do skutku, a tylko tyle, na ile pozwalają przerwy w atakach.
Do tego wszystkiego chyba nabawiłem się odruchu warunkowego, bowiem pisząc o każdym bossie słucham jego soundtracku, żeby bardziej się wczuć. Słuchając tego zaczęły mi się pocić dłonie. Dzięki, Prześladowco. Nauczyłeś mnie soulsów, ale zdychaj w piekle za stany przedzawałowe, do których mnie doprowadziłeś. Pochwalę się Wam jednak: każdego następnego Prześladowcę, jaki pojawił się w grze, wgniotłem w glebę przy pierwszym starciu. I jestem tak wyuczony tej jednej walki, że mógłbym śmiało zrobić poradnik.