2. Król Burz/Bezimienny Król (Dark Souls 3)
A teraz porzućmy już mroczne i nieprzyjazne areny walk oraz ich oszalałych w walce bez celu wojowników i wnieśmy się wysoko wysoko w świat, do którego można się udać jedynie śniąc. Bezimienny Król wraz z jego kompanem Królem Burz to opcjonalny boss z ukrytej areny w Dark Souls 3. Według lore tak naprawdę nie można powiedzieć o nim zbyt wiele. Wiadomo tylko, że Bezimienny Król został wymazany z kart historii za swoje przymierze ze smokami (z których to jednego dosiada walcząc z nami). Są pewne przypuszczenia dotyczące jego połączenia z Gwynem i rzeczywiście jest prawdopodobnym, że jest to jego wyklęty syn.
Znajdujemy go na Szczycie Arcysmoków, do którego udać możemy się jedynie znając specjalny gest smoczej medytacji, który używamy w pewnym miejscu. Po przemierzeniu krainy i rozprawieniu się z Wiwerną, docieramy do wielkiego dzwonu. Po zabiciu w niego w słonecznej krainie zaczyna się sztorm, a my możemy przejść po chmurce na specjalną arenę z bossem. Tam, pośród wielkich posągów i szalejącej siły wiatru odnajdujemy jego: tajemniczego monarchę dosiadającego nietypowego stworzenia – obleczonego w pióra smoka. A wszystkiemu przygrywa utwór inny niż wszystkie z serii Dark Souls. Sprawdźcie sami.
Czy to ptak? Czy to samolot? Nie… to śmierć w przestworzach!
W pierwszej fazie walki będziemy ścierać się z Królem Burz (smokiem). Lata on po arenie pokrywając ją ogniem, a z jego grzbietu rzuca w nas błyskawicami sam Bezimienny Król. Faza jest dość niejednoznaczna, bowiem wszystko zależy od tego, jak szybko dostaniemy się do łba gada (ptaka?). Im szybciej ten wyląduje, tym łatwiej będzie nam wygrać. Przeciwnik nie jest specjalnie wytrzymały, za to jego ataki są częste, przerwy na nasz kontry krótkie, a we wszystkim przeszkadza sam jeździec, którego często po prostu nie widać pośród piór swojego pupila.
Kiedy już jednak uda nam się zatłuc ogniomiota, rozpoczyna się druga faza w której przekonujemy się, że lepiej było nie wkurzać kogoś, komu odebrano imię. W krótkiej, acz emocjonalnej cutscence, widzimy jak Bezimienny Król skraca cierpienia swojego towarzysza i przejmuje jego siłę. I wtedy rozpoczyna się prawdziwa zabawa.
Druga faza tej walki to powód, dla którego Bezimienny Król stał się dla wielu (w tym i dla mnie) najtrudniejszym bossem z podstawowego Dark Souls 3. W pierwszej chwili jesteśmy od przeciwnika oddaleni, a on sam zbliża się do nas powoli z niemym jak zawsze wyrazem. Przywołuje podmuchy sztormu w naszą stronę i nieprzerwanie skraca dystans. Kiedy już znajdzie się przy nas pokazuje coś, czego w zasadzie w grze wcześniej nie widzieliśmy. Ten boss ma tak bardzo zwodniczy wachlarz ruchów, że niejeden gracz prawdopodobnie nie wygra z nim bez czyjejś pomocy. Jego ataki czasami celowo są zwalniane, czasami przyspieszane. Niekiedy uderza w ziemię, z której po kilku sekundach rozchodzą się iskry, innym razem wznosi swoją lancę ku górze, by po chwili z nieba spadł na nas piorun. Może nie brzmi to bardzo wymagająco, ale wszystkie te ataki wymagają po prostu wyuczenia, bowiem same z siebie są bardzo nieintuicyjne.
Coraz bliżej ideału
Walka z Bezimiennym Królem to test na uniki i przewroty. Obrażenia od błyskawic i siła ciosów praktycznie wykluczają korzystanie z tarczy, będziemy się więc turlać. Dodatkowo pozostawia on bardzo krótkie przerwy na ataki, dlatego rzadko uda nam się go uderzyć więcej niż raz na każdą serię uników. Choć potrafi on napsuć sporo krwi, to chwila, w której udaje nam się go wyczuć i zaczynamy idealnie wykonywać uniki pod naporem jego ciosów jest niezapomniana.
Walka zaczyna przypominać taniec, a doznania estetyczne, jakie do nas płyną, sprawiają że czujemy się po prostu wielcy. Mamy świadomość tego, jak trudnym przeciwnikiem jest Bezimienny Król, a jednocześnie widok tej finezji dostarcza nam po prostu satysfakcji. Większej, niż wszelkie inne walki podstawowej zawartości Dark Souls 3. Warto to było przeżyć. Pierwsze pokonanie tego bossa było dla mnie pamiętną chwilą i nie żałuję ani sekundy, którą poświęciłem, by go “wyczuć”.