John Ronald Reuel Tolkien. Lingwista, pisarz, myśliciel. Człowiek, którego twórczość promieniuje na kolejne generacje artystów wielu dziedzin. Skąd pochodził ten skromny, oksfordzki profesor?
Tolkien
Film to opowieść o młodości i dojrzewaniu jednego z najsłynniejszych pisarzy XX wieku. Jego początki nie należały do łatwych. Tylko dzięki pomocy Kościoła, matce Tolkiena udało się znaleźć dach nad głową dla niej i dwójki dzieci. Swojego ojca stracił, kiedy był jeszcze malcem, matka osierociła go, gdy miał dwanaście lat. Wtedy schronienie znajduje na stancji, co daje mu możliwość edukacji w King Edward’s w Birmingham. W nowym środowisku znajduje nieco szczęścia. Poznaje kilku przyjaciół, którzy przez kolejne lata będą wspierać go w dążeniu do naukowego i artystycznego spełnienia. Tu spotyka również inną sierotę, nieco starszą od niego Edith Bratt.
Wielka Wojna
Historia dorastania Johna Ronalda Reuela Tolkiena w filmie Karukoskiego przedstawiona jest jako seria retrospekcji, powracających w pamięci młodego oficera, biorącego udział w Bitwie nad Sommą. Razem ze swoim ordynansem Samem (wybór imienia jest oczywistym zabiegiem artystycznym), wyruszają w podróż, której celem jest odnalezienie jednego z przyjaciół Tolkiena, G. B. Smitha. Wszystko wydaje się alegorią podróży, jaką przebyli Frodo i Sam. A ponieważ Tolkien zaczyna doznawać halucynacje, w ogniu i dymie widzi smoki i upiory.
Chrześcijaństwo i miłość
Sugestie, że Wielka Wojna wpłynęła na Tolkiena, stoją w sprzeczności z jego własnymi przekonaniami. Pisał o tym w swoich listach i wstępie do Władcy Pierścieni. Jego zdaniem, okopowe doświadczenia nie miały większego wpływu na twórczość literacką. Z jednej strony artysta ma pełne prawo do ogłaszania takich zapewnień, z drugiej strony, pytanie brzmi, czy jest w pełni świadom wszystkich źródeł inspiracji. Zresztą tego typu zapewnienia, będąc szczerym, wydają mi się naiwnymi.
Tolkien i wiara
Już przed premierą filmu pojawiło się w sieci nieco zarzutów dotyczących innego ważnego, ale pominiętego wątku w filmie. Oczywiście mowa o katolicyzmie Tolkienów. To opowieść o czasach, kiedy bycie papistą stanowiło skazanie na ostracyzm i blokadę drogi do sukcesu. Tymczasem trudów związanych z wyznaniem nie zobaczymy w filmie. W istocie postać Tolkiena pozbawiona jego katolickich rysów jest niepełna. Tak samo, jak zaprzeczał, że wojna wpłynęła na jego twórczość, tak, a nawet mocniej, zapewniał o chrześcijańskim ugruntowaniu kolejnych dzieł.
Bitwa nad Sommą
W tym miejscu pragnę zwrócić uwagę na pewien, wydaje mi się przemyślany zabieg twórców filmu. W scenie Bitwy nad Sommą, na zdruzgotanym przez wojnę krajobrazie, na moment pojawia się duży, wiejski krzyż, spod którego Tolkien wyrusza w drogę. To chyba jedyny chrześcijański, oprócz postaci ojca Morgana, akcent w filmie. Jeśli miał to być w istocie wierny obraz biograficzny, to zdecydowanie za mało. Zadowalająco zostały zaprezentowane wątki przyjaźni i miłości. To one stanowią główne filary opowieści o pisarzu. To historia trudów, jakie napotkały uczucia młodych Edith i Johna oraz radzenia sobie z różnicami klasowymi.
Tolkien od strony wizualnej jest zrealizowany na naprawdę bardzo dobrym poziomie. Kostiumy, muzyka, scenografia — doskonale oddają klimat i realia początków XX stulecia, a całość jest czytelna dla współczesnych widzów. Pozytywnie oceniam również grę aktorską. Duet Hault-Collins świetnie współgra w roli młodej, zakochanej pary. Podobnie w wypadku odtwórców ról drugoplanowych, którzy świetnie sobie poradzili, oczywiście nie mowa wyłącznie o doświadczonych aktorach – takich jak Jacobi, Meaney czy Teale. Całość jest spójnym, romantycznym kinem o poszukiwaniu przyjaźni i miłości w czasach rzucających kłody pod nogi.
Ocena: 7/10
Wszystkich miłośników Tolkiena zapraszam na pierwsze spotkanie z serii Kultura Fenomenalna.