O krok od szaleństwa | Metoda aktorska Stanisławskiego i Strasberga

0
8803

Aktorstwo to specyficzny zawód. Jedni mówią, że niepoważny, inni, że prestiżowy. Co jednak, gdy zamiast pasji czy sposobu na życie staje się czymś więcej? Jak się okazuje, granica między graniem danej postaci a byciem nią naprawdę nie jest tak cienka, jak mogłoby się wydawać. 

By dobrze wcielić się w rolę, stosuje się różne zabiegi.  Wachlarz możliwości jest naprawdę szeroki: można godzinami stać przed lustrem i ćwiczyć odpowiednie pozy, można też rozpisać sobie z jakim natężeniem emocjonalnym wypowiadamy dane kwestie. Stosujemy maski i kunsztowne stroje, gubiąc niekiedy osobowość pod fałdami obfitego materiału. Choć nie ma sposobów dobrych i złych, jeden z nich zrewolucjonizował świat teatru, a potem także i kina. Jest to metoda aktorska Stanisławskiego, która zmieniła podejście do roli o 180 stopni.

Metoda aktorska Stanisławskiego

Konstantin Siergiejewicz Aleksejew, znany nam dziś jako Konstanty Stanisławski urodził się w 1863r. w Moskwie. Pochodził z bogatej rodziny kupieckiej, która nie patrzyła pochlebnie na jego aktorskie “wybryki”. Ojciec uważał, że to zawód niepoważny i niegodny, dlatego też Konstany zmienił nazwisko, nie chcąc narażać bliskich na zniewagi. Stanisławski związał z teatrem całe życie: był reżyserem, etykiem teatralnym, wykładowcą, aktorem. Mimo tak intensywnego uczestnictwa w świecie teatralnym, nadal czuł niedosyt, zarówno jako aktor, jak i widz. Postanowił więc opracować własną, unikalną metodę.

Metoda aktorska Stanisławskiego
Konstanty Stanisławowski

Życie to nie teatr, lecz może teatr to życie?

Stanisławski utrzymywał, że Nie ma małych ról, są tylko mali aktorzy. Oznaczało to, że z każdej, nawet najmniejszej roli, można stworzyć niezapomnianą kreację. Konstanty kładł nacisk na to, by poznać swoją postać i jak najlepiej ją zrozumieć. Dokładnie odtworzyć jej życiorys i zbadać, co wpłynęło na podejmowane przez nią decyzje. Brak tej wiedzy sprawiał, iż gra aktorska była niekompletna i nie pokazywała prawdy totalnej.  Należy kochać Teatr w sobie, a nie siebie w Teatrze – mówił.

Praca nad rolą polegała na odnalezieniu granej postaci w sobie. Wedle pewnego artykułu (klik) aktorzy powracali pamięcią do swojej przeszłości i odnajdowali w niej momenty, w których czuli się podobnie, jak grani przez nich bohaterowie. Miało to nie tylko oddać realizm psychologiczny bohaterów, ale pomóc się z nimi zidentyfikować. To wydobywanie wspomnień i odwoływanie się do pamięci emocjonalnej czerpie z Freuda, który zmieniał wówczas oblicze psychologii. Stanisławski, inspirowany niemieckim badaczem, również docenia rolę podświadomości w konstruowaniu postaci. Stara się ją rozwijać poprzez udoskonalenie samoświadomości aktorów i ich kreatywności, a za cel obiera realizm sceniczny. Przeznaczony dla widza spektakl miał  nie tylko być wiernym odwzorowaniem rzeczywistości, miał tworzyć nową.

Grać bez grania

Metoda aktorska Stanisławskiego stworzyła podwaliny, z których czerpali kolejni reżyserowie i aktorzy. Jeszcze dalej niż Rosjanin, poszedł Amerykanin, Lee Strasberg.  Jaki był według niego idealny aktor? Nie taki, który gra swoją rolę, tylko taki, który nią żyje. Nie wystarczy już odnaleźć siebie w danej postaci, trzeba stać się nią. Metoda ta wzbudza do teraz wiele kontrowersji – przyjęcie zwyczajów i zachowań postaci, nie rzadko prowadzi bowiem do depresji czy fizycznego wykończenia.

Metoda aktorska Strasberga
Lee Strasberg

 

O krok od szaleństwa

Praca nad rolą, w której wykorzystuje się metodę Stanisławskiego czy Strasberga, nie zawsze musi mieć charakter ekstremalny. Właściwie jest czymś, co sprawia, że zawód aktora to coś aż tak ciekawego – w końcu w jednym życiu można wcielić się w najróżniejsze osoby.

Jak wyglądały poświęcenia aktorskie, by wcielić się w role? Weźmy np. Roberta De Niro, który przed podjęciem roli w Taksówkarzu, na 3 miesiące został kierowcą czy Joaquin’a Phoenix’a wcielającego się w Johnny’ego Casha. Żeby lepiej zrozumieć Casha, rzecz jasna, zaczął nadużywać alkoholu i nauczył się gry na gitarze.

Jednym z najbardziej zaskakujących aktorów jest jednak Christian Bale. Ten przeszedł dla filmu niejedną metamorfozę. W Batmanie widzimy go jako mięśniaka, natomiast, by wcielić się w rolę cierpiącego na bezsenność Trevora w Mechaniku, schudł do 55kg, narażając tym swoje zdrowie, a nawet życie. Na Boga, czy ludzie nie rozumieją, jaka to trauma? Myślą sobie: “O, ten to na pewno chudnie bez problemu, bo robił to już kilka razy”. Stanowczo podkreślam, że nie jest to ani łatwe, ani przyjemne. To okropne. – mówi Bale. Czy zatem warto?

Metoda aktorska Stanisławskiego, metoda Strasberga
Kadr z filmu “Mechanik” reżyserii Brada Andersona

Motyw aktora, który dla roli zrobi wszystko, wykorzystano też w kinie. Pamiętacie NinęCzarnego Łabędzia? Baletnica, robiła wszystko, by grana przez nią postać była jak najbardziej autentyczna. Chęć bycia najlepszą przerodziła się wręcz w obsesję. Ostatnia scena kończy się przecież tragicznie, Nina zamiast zagrać śmierć swej postaci, faktycznie popełnia samobójstwo na scenie. Cóż, było prawdziwie, było… perfekcyjnie.

Gdzie zaczyna, a gdzie kończy się talent?

Metoda aktorska Stanisławskiego czy jeszcze bardziej skrajna metoda Strasberga sprawia, że poddaje się czasem wątpliwości kunszt aktorski. Na czym w końcu polega talent? Na tym, by wcielić się w postać tak, jakby się nią było, pozostając wiarygodnym, czy na tym, by stać się nią faktycznie? W końcu wiele wielkich sztuk i filmów powstało bez tak ogromnych poświęceń, jak to Bale’a. Co więc jest większą sztuką, zagrać swą postać czy stać się nią faktycznie?

 

3 2 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments