Sylwester już jutro, a więc przyszedł czas podsumować rok. W polskiej muzyce działo się naprawdę dużo i działo się naprawdę dobrze. Na przykład Dawid Podsiadło i Taco Hemingway wyprzedali PGE Narodowy, ale… ile można o tym samym, prawda? Pora zająć się tymi, którzy dopiero będą trzymać rodzimą scenę w garści. Oto muzyczne perełki 2019 roku!
Moje postanowienie na 2019 rok w zasadzie nie różniło się od ubiegłorocznego – przesłuchiwać minimum trzy nowe dla mnie albumy tygodniowo i szukać dobrze prosperujących artystów. Z tym, że w tym roku dodatkowym załącznikiem było, żeby pierwszą jego część faktycznie spełnić (w ubiegłym roku się nie udało i skończyłam z 96/156 albumów). I, udało się! Nie jestem w stanie wymienić wszystkich moich tegorocznych odkryć, ale postanowiłam wybrać i przybliżyć tu 5, które uważam za najmocniejsze. Zapraszam do lektury!
Jan Serce
Jan Serce – polski, obyczajowy serial z lat 80., opowiadający o sercowych perypetiach kanalarza z warszawskiej Woli. Ale dziś nie o tym. Jan Serce to młody duet z Krakowa – młody, bo założony w drugiej połowie 2018 roku. Nie mamy jeszcze 2020 roku, a u nich tyle się wydarzyło! W skład Jana Serce o dziwo nie wchodzi żaden Jan. Więc kto? No, płeć się zgadza, bo są w nim Michał Zachariasz – kompozytor i producent oraz Aleksander Czerkawski odpowiedzialny w tym tworze za wokal i teksty. Panowie zaszyli się na jakiś czas w drewnianym domku w Kielcach i stworzyli pierwsze demo. Później poszło już z górki. W Internecie pojawił się pierwszy materiał i mamy bum, zainteresował się nimi Tytus z Asfalt Records i duet podpisał kontrakt. Jeszcze przed wydaniem debiutanckiego krążka, latem, w pięcioosobowym składzie pojawili się na takich wydarzeniach jak Męskie Granie czy H&M Loves Music. A premiera albumu Nie będę tańczył odbyła się kilka miesięcy później w październiku tego roku. Szeroko pojęta elektronika, chwytliwe melodie, fajny wokal, meandry uczuć i mamy hit! Nie będę tańczył? No nie wiem… na moje oko nie da się przy tych utworach nie tańczyć.
Holaki
Niby debiut, ale ze wszystkich debiutów w tym zestawieniu, najmniej debiutujący – każdy z Panów wchodzących w skład tego zespołu ma go już bowiem dawno za sobą. A mowa o rodzinnym trio – Holaki! Tata, Stanisław, zadebiutował oczywiście najwcześniej, bo w latach 80. z zespołem Malarze i Żołnierze. Później przyszła pora na synów, Mateusza i Jakuba, którzy w 2009 roku wydali pierwszy album z zespołem Kumka Olik. Później Mati działał (i działa!) głównie jako raper, ale też autor okładek i teledysków, a Kuba zajął się produkcją muzyki elektronicznej. W 2017 roku pojawiła się u nich chęć stworzenia czegoś wspólnie. Na szczęście zapału im nie zabrakło i dwa lata później zaprezentowali album Niewidzialna droga do domu. Jest to krążek, któremu kształtu nadały… seriale. I to kultowe, bo jako inspiracje trio podaje ścieżki dźwiękowe Twin Peaks, Archiwum X czy Stranger Things.
W ten sposób powstał twór jednolity nastrojem, ale nieco pogięty stylistycznie. Nie wystarczy tu posłuchać jednego utworu, by dowiedzieć się czym jest Niewidzialna droga do domu – trzeba tę drogę przebyć samemu, najlepiej w założonej przez zespół kolejności. Są na niej utwory chwytliwe, bardzo bujające, z tekstami pełnymi bon motów, ale są też senne, syntezatorowe numery przenoszące słuchacza do jakiegoś równoległego świata. Finalnie wyszła z tego naprawdę sympatyczna ścieżka muzyczna Holakowego serialu. I aż szkoda, że o projekcie opowiada się jako o czymś jednorazowym, bo ciekawi mnie co przyniosłyby kolejne odcinki… A tu tylko jedna płyta (z jednorazowym nakładem), tylko dwa koncerty (Spring Break, na którym udało mi się być <3 i Open’er), tylko jeden drop ciuchów i koniec. Dobrze, że jest ten streaming…
Enchanted Hunters
Enchanted Hunters zadebiutowały nie dziś, nawet nie wczoraj – Małgorzata Penkalla i Magdalena Gajdzica pierwszy album Peoria wydały w 2012 roku (wtedy jeszcze było to trio z Patrykiem Zieliniewiczem). Został on bardzo dobrze przyjęty i na fali tego sukcesu Enchanted Hunters dało wiele koncertów w Polsce i za granicą. Na kolejny album grupy trzeba było jednak poczekać aż 7 lat. Co robiły przez ten czas? Nie próżnowały! Mają na koncie między innymi grand prix na Festiwalu Muzyki Filmowej im. Krzysztofa Komedy za muzykę do Małych Stłuczek, koncerty z Laetitią Sadier ze Stereolab czy Etamskim. Małgorzata wraz z Jankiem Komarem stworzyła również muzykę do serialu Rojst. Drugi album, Dwunasty dom, ukazał się w listopadzie tego roku nakładem Latarnia Records. Dziewczyny trochę zmieniły kierunek obrany na Peorii – jest synth popowo, dream popowo i przede wszystkim po polsku. Słychać na nim mocne odwołania do lat 80. Duet postawił na nieoczywiste melodie i harmonie wokalne, które są pięknym przedłużeniem wykorzystanego instrumentarium (a może odwrotnie takie te wokale piękne!).
Stwierdziłam, że wypiszę sobie skojarzenia, które pojawiają się w mojej głowie podczas odsłuchu i wyszło tak: senność, kosmos, abstrakcja, marzenie, hipnoza, pełnia księżyca, baśniowość. Wszystko to składa się na to, że stał to się dla mnie idealny album do słuchania nocą. Pięknie te melodie wybrzmiewają, kiedy nie przeszkadzają im hałasy dnia. Dawno nie czytałam tak wielu (i tak bardzo) pochlebnych recenzji na temat jakiegoś albumu, ale to w pełni zasłużone pochwały. Dokładam do nich swój zachwyt i gorąco polecam sprawdzić ten czterdziestominutowy krążek.
Cudowne Lata
Czas na cudowne dziewczyny, Anię Włodarczyk i Aminę Dargham, tworzące zespół Cudowne Lata. A wszystko to z miłości, po prostu. Dziewczyny oprócz tego, że są razem na scenie, są też bowiem partnerkami prywatnie i bardzo słychać to w ich muzyce. Ania ma na koncie dream popowy zespół Wilcze Jagody, a Amina punkową Translolę. Jako Cudowne lata spotkały się gdzieś w latach 80./90., gdzie do perkusyjnego automatu przygrywają delikatne gitary. I tak właśnie brzmi ich debiut, Kółko i krzyżyk, który ukazał się w październiku za sprawą Trzech szóstek i Thin Man Records. Album ten to nic innego, jak zbiór listów miłosnych krążących między Anią, a Aminą.
Ciekawostką jest, że jeden z utworów – I Koniec końców – praktycznie w całości się Aminie przyśnił, a Zapach i Ty Ania napisała podczas podróży na pierwszą randkę dziewczyn. I mimo iż są to dość intymne historie udało się im w tych trzydziestu minutach trwania krążka zawrzeć uniwersalne wspomnienie dzieciństwa i przygód związanych z dojrzewaniem. W moim odczuciu jest to bardzo letni/wakacyjny album, ale jeśli chodzi o jego słuchanie nie zamykałabym się na tym okresie – odpalcie go po prostu wtedy, kiedy będziecie chcieli poczuć ciepło na sercu. Tak właśnie działają na mnie Cudowne Lata i ich Kółko i krzyżyk.
WaluśKraksaKryzys
Pisze się o nim, że „niespecjalnie dobrze śpiewa, niewiele lepiej gra” (…) – tak zaczyna się jego notka prasowa. Ja dodałabym, że mówią o nim w mieście: „Co z niego za typ?”. Bardzo zachęcające, prawda? Ale, chwila moment… typ z niego taki, że swoim debiutem uplasował się u mnie na pierwszym miejscu tegorocznych odkryć. (Spotify mówi, że od początku sierpnia do początku grudnia spędziłam z nim 72h.) WaluśKraksaKryzys, bo o nim mowa (jak w nagłówku ¯\_(ツ)_/¯), pochodzi z okolic Krakowa i w maju 2019 roku zaprezentował swój debiutancki krążek – MiłyMłodyCzłowiek. Czym jest ten album? Sam autor mówi, że to poezja śpiewana na petardzie i… to by nawet pasowało. Ogólnie jest bardzo mocno, ale zacznę od początku. Muzycznie słychać na nim odwołania do lat 80. i 90., dużo megafonowego efektu, no i gitary, gitary i jeszcze raz gitary. I wcale nie przeszkadza, że jest to dość brudna i nieidealnie wyprodukowana płyta. Ba! Powiedziałbym nawet, że to wartość dodana. Tekstowo dawno nic mnie tak nie chwyciło za gardło. Naprawdę! Z MiłegoMłodegoCzłowieka po prostu wylewają się emocje… przeważnie te negatywne. I nie skłamię, jeśli powiem, że jest to najbardziej niepokojący album jaki słyszałam. Wszystko jest na nim wykrzyczane w pierwszej osobie, co sprawia, że jeszcze bardziej czuje się ciężar sytuacji, o których Kraksa śpiewa i po prostu nie da się mu nie wierzyć.
Z jednej strony to dobrze, bo hej, przecież wszyscy szukamy autentycznych muzyków, ale z drugiej bardzo to wszystko przygniatające. Ciałem ci buja (momentami WKK naprawdę umie rozruszać) i jest spoko, ale po chwili orientujesz się, że tańczysz do nieszczęścia. Zgrzyt, ale w sumie fajnie w ten sposób wyrzuca się z siebie wszelką złość i frustracje. Na żywo tym bardziej! Miałam okazję być na czterech koncertach, w dwóch różnych składach – były to zupełnie różne doznania, ale oba składy bardzo dają radę! Polecam każdemu – czy to na Spotify, czy na żywo. Jeśli przesłuchacie i Wam się spodoba, wpadnijcie na Facebooka WaluśKraksaKryzys i dajcie lajka (niech chłopak miło zacznie rok – do tysiąca polubień niewiele brakuje.)
Muzyczne perełki 2019 roku – Polska
Starałam się wybrać różnych od siebie artystów, a chyba jednak trochę wpadłam. Finalnie okazuje się, że bazując tylko na tej piątce mocno siedziałam w uwspółcześnionych ejtisach. Ale patrząc na to co ile moda wraca, to by się nawet zgadzało… W każdym razie, tak wygląda top moich polskich odkryć. Dziękuję losowi, że zetknął mnie w tym roku akurat z nimi. A całej piątce (jeśli któreś z nich to czyta) życzę pełnego sukcesów 2020 roku! Mam nadzieje, że spotkamy się gdzieś na trasie!
P.S. Jeśli lubicie odkrywać mało znane polskie dźwięki zapraszam do śledzenia playlisty polskie perełki.