Smutek i melancholia. Mumford & Sons – Delta [recenzja]

0
650
Dominacja smutnych kawałków

Szkoda, że po tak dobrym utworze, zespół znów “zamula”. The Wild to bardziej recytacja niż śpiewanie, a na dodatek niespecjalnie ciekawym instrumentarium. Akustyczna gitara pojawia się bardzo nieśmiały sposób i nie wyróżnia się w żaden sposób. Nie tworzy klimatu utworu. Cały utwór jest dla mnie bardzo chaotyczny i niespójny, gdyż po powolnym wstępie gitarowym połączonym z recytacją Marcusa, ni stąd, ni zowąd otrzymujemy rozbudowaną sekcję instrumentów smyczkowych, które w tym przypadku zupełnie nie pasują. Jest to zdecydowany przerost formy nad treścią.

Smutne piosenki to znak rozpoznawczy czwartego albumu Mumford & Sons. Jedną z lepszych kompozycji wpisujących się w tą estetykę jest October Skies. Udowadnia, że można nagrać smutną piosenkę tak, żeby miała melodię i wpadała w ucho mimo skromnego akompaniamentu. W tym przypadku wystarczyło na pierwszy plan wystawić sekcję basową i połączyć ją z dominującym głosem wokalisty. Efekt jest piorunujący.

Kolejne ballady na albumie Mumford & Sons – Delta.

Slip Away (będący na półmetku setlisty) to jeden z mniej unikatowych momentów. Nie ma w sobie zbyt wiele elementów, dzięki którym będę chciał wracać do tego utworu. Mam wrażenie, że został on umieszczony na siłę. Zupełnie odmienne wrażenie sprawia kolejny utwór na albumie. Rose Of Sharon to spokojna ballada, garściami czerpiąca ze stylistyki irlandzkiego folku. Aranżacyjnie, jest to jeden z ciekawszych wytworów w dyskografii zespołu. Słychać tutaj kontrolowany chaos, mnogość melodii i charakterystyczny, powtarzający się wciąż gitarowy riff, który pozostaje w głowie. Jest to najkrótsza piosenka na albumie, ale dzieje się w niej wiele.

Mumford & Sons czy Coldplay?

Picture You to swoisty eksperyment ekipy Marcusa Mumforda. Mocno wyczuwalny jest w niej popowy charakter, a kompozycja w jakimś stopniu przypomina mi współczesny styl zespołu Coldplay. Zresztą wielokrotnie słuchając Delty, na myśl przychodził mi właśnie Coldplay. Mimo, że niespecjalnie przepadam za kierunkiem, w którym powędrowała kapela Chrisa Martina, to w przypadku brzmienia Mumfordów zapożyczenia od bardziej doświadczonych kolegów po fachu wypadają wiarygodnie i pasują do kompozycji stworzonych przez zespół.

Gitara, melancholia i depresja.

Darkness Visible to ponad trzyminutowy, gitarowy przerywnik, którego obecności nie rozumiem. Według mnie nie pasuje on do klimatu, który konsekwentnie budowany jest we wcześniejszych numerach. Następnie pojawiają się dwie bliźniaczo podobne piosenki If I Say oraz Wild Heart. Posiadają one wszystko to co już znamy z twórczości zespołu. Po raz kolejny na tym albumie dostajemy przyjemne gitarowe „plumkanie” i melancholijny, momentami nawet depresyjny nastrój. Odnoszę wrażenie, że tego typu utworów jest stanowczo zbyt wiele na najnowszym albumie Mumford & Sons.

Mumford & Sons – Delta. Udana końcówka

Album Delta kończą dwie bardzo udane kompozycje. Pierwsza – Forever częściowo rezygnuje z gitar, a w ich miejsce pojawiają się instrumenty klawiszowe i smyczkowe. W tym konkretnym utworze pasuje to idealnie. Przez ten zabieg romantyczna ballada zyskuje zmysłowość, duszę i element magii. I choć zaliczam się do tej grupy fanów, którzy wielbią zespół za granie na gitarach, to jestem zdania, że w tym konkretnym przypadku eksperyment należy uznać za udany. Zamykający, trwający ponad sześć minut utwór Delta, to takie podsumowanie albumu oraz całej kariery zespołu. W tej jednej piosence pojawiają się patenty, które zespół wykorzystywał na przestrzeni ostatnich kilku lat. Czuć w nim zarówno kameralny, oddalony i spokojny klimat, który dominuje na najnowszej płycie, ale są tu również elementy nośnego, stadionowego rocka znanego z albumu Wilder Mind.

Ciężko określić ten materiał stylistyczną odmianą czy rewolucją, bo wszystko co usłyszymy na Delcie, pojawiało się we wcześniej wydanych krążkach Mumford & Sons.

Jeżeli wszystko już było, to czy warto w ogóle poświęcić czas na przesłuchanie nowego dzieła zespołu? Jestem przekonany, że warto. Bo pomimo odrobiny wtórności, piosenki dalej spełniają swoje zadanie. Marcus Mumford posiada dar komponowania chwytliwych melodii i pisania dobrych, dojrzałych tekstów. Mam nawet wrażenie, że z każdym kolejnym albumem, jego umiejętności rosną. Pojawia się tutaj drobny romans z syntezatorami i muzyką klasyczną, ale te elementy nigdy nie wychodzą na pierwszy plan i nie przykrywają charakteru Mumford & Sons. Obecność Paula Epwortha słychać w niemal każdym fragmencie płyty, a ja zaryzykował bym tezą, że Delta to najlepiej wyprodukowany album w karierze zespołu. Trzeba przyznać, że ten człowiek doskonale wie co robi i prawie każde dzieło spod jego ręki okazuje się sukcesem.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments