PGE Stadion Narodowy zapłonął – dosłownie i w przenośni. 21 sierpnia wystąpiła tam Metallica, której koncerty są klasą samą w sobie.
O mocy Metalliki fani na całym świecie są już przekonani od 38 lat. Ten zespół nie wychodzi tylko odegrać swoich starych hitów, pokazać kilku nowych kawałków i przepleść wszystkiego utworami, które każdy chciałby usłyszeć. Ich koncerty, to pełnowymiarowe show. Zobaczymy w ich trakcie wielkie ekrany, na których wyświetlani są członkowie zespołu; wielką scenę z wybiegiem, z którego często korzystali artyści; fajerwerki i miotacze ognia. W trakcie koncertu w Warszawie nie można było oderwać oczu od tego genialnego kwartetu, który już niczego i nikomu nie musi udowadniać. Robią to, co kochają i zdecydowanie wychodzi im to od lat fantastycznie.
W Warszawie zespół zagrał ponaddwugodzinny set, w którym nie zabrakło One, The Unforgiven, Master of Puppets, For Whom the Bell Tolls, Seek & Destroy czy Enter Sandman, który zagrali na sam koniec w trakcie bisów. Usłyszeliśmy też nowsze utwory, takie jak Hardwired, od którego zaczął się koncert, ale i Moth to the Flame. Niczego w secie nie zabrakło. Nie obyło się i tym razem bez polskiego akcentu, który związany był z Warszawą. Metallica wykonała Sen o Warszawie Czesława Niemena, który zaśpiewał Robert Trujillo. Ciężko jednak stwierdzić, jak wyszło mu to trudne zadanie, ponieważ razem z nim chórem śpiewał cały stadion.
Metallica w Warszawie – fotorelacja
Goście Metalliki – Ghost i Bokassa
Pierwszym zespołem, który supportował gwiazdę wieczoru, był zespół Bokassa. Panowie z Norwegii dobrze odnaleźli się wśród polskiej publiczności. Zagrali bardzo energicznie, chociaż dość krótko. Nie czuli się gorzej występując jako pierwsi i pokazali, że warto czekać na ich samodzielny występ w Polsce, który już niedługo odbędzie się w Warszawie.
Ghost ma już rzeszę fanów w Polsce, więc fakt, że zrobili wielkie show nikogo nie zaskoczył. Są kontrowersyjni i bluźnierczy. Ich występ był po prostu spektakularny. Na scenie pokazały się bezimienne upiory zwane The Nameless Ghouls grające na instrumentach, a dowodził wszystkim ubrany wczerwony frak frontman – Cardinal Copia. Nie obyło się bez ognia i prywatnej kaplicy rozstawionej na scenie.