Renata Przemyk w 2019 roku rozpoczęła świętowanie wyjątkowego jubileuszu – trzydziestolecia pracy artystycznej. Z okazji wydania albumu muzycznego Renata Przemyk i Mężczyźni został przeprowadzony wywiad.
Dzień dobry! W końcu nadarzyła się okazja do przeprowadzenia wywiadu. Pomimo przekładania daty premiery, od ponad dwóch tygodni możemy cieszyć się albumem Renata Przemyk i Mężczyźni. Jak się Pani czuje? Jest ulga, radość?
Oczywiście! Chociaż przytłumiona nieco przez ciągle trwającą sytuację epidemiczną i ograniczone pole działania. Premiera była przekładana ze względu na niemożność przeprowadzenia dużej promocji i grania koncertów, które były zaplanowane, z gośćmi, z rozmachem. Jednak w tej sytuacji, kiedy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak długo ten wirus będzie jeszcze paraliżował nam życie, zdecydowaliśmy oddać album w ręce słuchaczy. Niech świętują z nami jubileusz na razie w ten sposób. Wiem, że wiele osób na niego czekało. Mam nadzieję, że już niedługo będziemy mogli pokazać go na żywo na trasie. Póki co, jest kilka koncertów, na które serdecznie zapraszam.
Skąd pomysł na właśnie taką, jubileuszową płytę z męskimi duetami? Czy od razu był to „pewniak”, czy były jeszcze inne propozycje?
Chciałam, żeby ten jubileusz był wyjątkowy. W końcu 30-lecie nie zdarza się codziennie. Jest to połączenie podróży sentymentalnej z pewnym eksperymentem. Moje ukochane piosenki, które wiele już ze mną przeszły przez te lata, zyskały nowe brzmienie dzięki współpracy z Tomkiem „Harrym” Waldowskim i zamarzyło mi się zaprosić do nich mężczyzn, w których mogłabym się zakochać. Każdy z nich ma w sobie coś wyjątkowego, jest mocną osobowością, wybitnym artystą i wrażliwym człowiekiem. Każdy z nich przedstawia inny rodzaj męskości, inną ekspresję, dojrzałość i poczucie humoru. Te piosenki stały się dla nas polem do budowania relacji, tam powstały więzi, są wspólnie dźwigane emocje, wspólna zabawa. To jest dobry czas kobiety i mężczyzny, dialog i bycie razem. Dla mnie była to wielka przygoda. Z każdym z panów inna.
Zaśpiewała Pani z trzynastoma mężczyznami. Z którym panem pracowało się najkrócej, a z którym najdłużej?
Szczęśliwi czasu nie liczą. (śmiech) Nie wiem. Dobrze nam się pracowało, z zaangażowaniem i przyjemnością. Każdy był przejęty swoją rolą i potraktował mnie poważnie. Niektórzy zagrali również na swoich instrumentach. Włożyli w te piosenki swoją indywidualność. Chciałam, żebyśmy wszyscy mogli być sobą, bo dopiero wtedy jest szczera rozmowa. Z niektórymi było na pewno bardziej emocjonalnie.
Opowiadała Pani wielokrotnie o pewnych przygodach w trakcie nagrywania. Z Buslavem było ogromne wzruszenie, z Czesławem Mozilem zaśpiewała Pani na żywo w studiu od razu, Vienio dopisał swoją zwrotkę, John Porter przetłumaczył fragmenty tekstu… Były jeszcze inne tego typu wydarzenia?
Wojtka Waglewskiego podziwiałam jako młoda dziewczyna i 25 lat temu poprosiłam jego i innych muzyków z Voo Voo o napisanie kompozycji na moją płytę „Tylko kobieta”. I teraz śpiewamy razem po latach jedną z tych piosenek. Piękna klamra w wykonaniu dorosłych już bardzo ludzi. Johna poznałam jeszcze przed swoim debiutem, kiedy przyjechał do mojego klubu studenckiego Remedium, w Sosnowcu, z koncertem. Powiało światem, wolnością i luzem. Chcieliśmy być tacy jak on. Teraz jest moim kolegą. (śmiech) Artur Andrus zaskoczył mnie swoim rockowym wykonaniem. Uwielbiam jego poczucie humoru, jest wspaniałym pogodnym człowiekiem. Z Igorem [Herbutem – przyp. red.] zaśpiewaliśmy już wcześniej „Kochaną” na koncercie w Jarocinie i wcisnęło mnie w scenę z emocji. Wiedziałam, że muszę go mieć na tej płycie.
Tak naprawdę to czternastym mężczyzną jest wcześniej wspomniany Tomasz „Harry” Waldowski, który stworzył nowe aranżacje i nie tylko. Jak się z nim pracowało?
Harry to żywe srebro, człowiek szalenie utalentowany, pozytywny, multiinstrumentalista. Pomysłów ma więcej niż czasu, a pracuje naprawdę szybko. Łapał w lot, o co chodziło. Kilka rozmów wystarczyło, żeby ustalić kierunek. Było „aha” i pół godziny później utwór miałam na skrzynce. Pracował wspólnie z moimi muzykami, którzy też wzięli udział w nagraniach. Tych „moich” mężczyzn jest jak widać więcej. (śmiech)
Mamy dwa single – Kłamiesz z Vieniem i Nie mam żalu z Arturem Andrusem. Dlaczego wybór padł na te właśnie utwory? Oraz… czy będzie trzeci singiel?
Nie było łatwo wybrać jedną piosenkę, która ma promować cały album. Każda z nich jest mi bliska. Prosiliśmy różnych zaufanych ekspertów o radę. Będzie trzeci singiel już niedługo. I będzie trzeci klip.
Myślała Pani nad wydaniem albumu Renata Przemyk i Mężczyźni w wersji płyty winylowej?
Z tego co wiem, nasza firma fonograficzna ma takie plany, ale nie wiem, w jakim terminie. Cieszę się, że winyle wróciły do łask. Moje pierwsze trzy płyty były wydawane w trzech formatach. Winyl zawsze stanowił najbardziej odświętny z nich.
Sesja zdjęciowa, która promuje jubileuszową płytę i nowy etap w Pani muzycznym życiu, jest, moim zdaniem, w stylu gotyckim. Kto wpadł na taki pomysł i czy praca nad tą wyjątkową sesją była długa oraz wymagająca?
Sylwia Makris, autorka tych zdjęć, jest wielką artystką znaną ze swoich ekstrawaganckich przedsięwzięć artystycznych. Poznałam ją w czasie pierwszej sesji kilka miesięcy wcześniej, w Monachium. Kiedy okazało się, że może zrobić zdjęcia do tej płyty byłam zachwycona. Jak widać, ma wyraźny styl, jej zdjęcia są jak obrazy, zjawiskowe i z charakterem. Wiedziałam, że i ja będę wyglądać na nich niebanalnie. A o to chodziło.
Świętowanie rozpoczęła Pani już w zeszłym roku – koncert w Jarocinie, na Pol’and’Rocku, jeszcze była płyta – Złota Kolekcja, teraz wydanie krążka Renata Przemyk i Mężczyźnioraz zagranych już kilka koncertów… Co będzie następne?
Była przygotowana duża trasa z gośćmi w dwóch turach, szeroko zakrojona akcja promocyjna, festiwale. Świętowanie było zaplanowane na bogato, jak widać, ale przymusowa zmiana planów po prostu je przedłuży. Wystartowaliśmy z koncertami w ograniczonym zakresie na razie, tak jak pozwalają nam warunki epidemiczne, z obostrzeniami. Wszelkie informacje będą się pojawiać na bieżąco na naszych stronach internetowych [renataprzemyk.art.pl i facebook.com/renataprzemyk – przyp. red]. Nie poddajemy się i żyjemy nadzieją, że sytuacja już niedługo zmieni się na lepsze wraz z naszym bezpieczeństwem zdrowotnym.
A jak idą prace nad nowym, autorskim albumem?
W swoim tempie. Z nowymi refleksjami nad nieprzewidywalnością życia. (śmiech) Teraz skupiamy się na promocji „Mężczyzn”. Spędzam sporo czasu przed komputerem na Skype’ie i przy telefonie. Wpadam też czasem do Warszawy. Staramy się ogłosić światu, że taka płyta wyszła, żeby nasza publiczność mogła sama ocenić jak jej się podoba. Niedługo dotrzemy do widzów osobiście. Na pewno!