W prostocie siła! Recenzja albumu Interpol – Marauder

0
1049
recenzja albumu Interpol

Kultowa, amerykańska grupa Interpol powraca po czterech latach z nowym materiałem. Czy powrót ten okazał się udany? Zdecydowanie tak! To najlepszy album zespołu od 14 lat. Po kilku przesłuchaniach całkowicie wybaczyłem im kilka ostatnich potknięć. 

Na wstępie muszę przyznać, że niespecjalnie oczekiwałem na premierę szóstego albumu zespołu. Większe zainteresowanie pojawiło się dopiero po usłyszeniu pierwszego singla, który przywrócił mi nadzieję na dobre wydawnictwo. Przed Wami recenzja albumu Interpol – Marauder.

Turn on the Bright Lights i Antics – świetny początek zespołu

Interpol to jeden z tych nielicznych zespołów, który nie musiał długo poszukiwać swojego stylu. Ich debiutancki album był wyjątkowo spójny i dojrzały, a stworzony wtedy styl na stałe wpisał się do kanonu muzyki rockowej. Od lat tworzą muzykę, która ewoluuje stopniowo, a zespół odważnie stawia na sprawdzone wcześniej patenty. Dla mnie pierwsze dwa albumy, to absolutne arcydzieło indie-rocka – krążki, do których wracam teraz i jestem przekonany, że będę to robił przez kolejne lata. Debiutancki Turn on the Bright Lights oczarował mnie mrocznym, gotyckim, niemal depresyjnym brzmieniem oraz świetnymi tekstami. Na dodatek na płycie nie uświadczyłem słabych momentów. W kolejnym albumie – Antics, do tego co zaprezentowali na debiucie, nowojorczycy dołożyli zapadające w pamięć, ponadczasowe single takie jak Slow Hands, Evil czy Next Exit.

Interpol fot. materiały prasowe
Czas posuchy, czyli Our Love to Admire, Interpol oraz El Pintor.

Niestety kolejne etapy kariery nie były już tak udane. Wydawane płyty były co najwyżej średnie, a i samo zainteresowanie zespołem wyraźnie wyhamowało. Mimo pojedynczych dobrych utworów, ciągle z nostalgią spoglądałem w przeszłość, wracając do albumów z początków kariery. Szczególnie mocno krytykowany był Our Love To Admire, który jest najbardziej chaotycznym albumem w dorobku kapeli. Sprawiał wrażenie nagrywanego na szybko, bez większej koncepcji.

Interpol – Marauder: Powrót zespołu w wielkim stylu!

Nie wiem, czym spowodowana była wcześniejsza niemoc twórcza, ale na szczęście zła passa zespołu skończyła się wraz z wydaniem albumu Marauder. Zawsze byłem zwolennikiem teorii, że dobra płyta musi posiadać niezły utwór otwierający. Oczywiście miało to miejsce w obu pierwszych albumach Interpolu, ale nie tylko. Podobna sytuacja jest widoczna w zdecydowanej większości kultowych wydawnictw. Pierwszą piosenką na płycie jest If You Really Love Nothing, która zresztą została wybrana na drugi singiel. Jest to świetny, energiczny kawałek z chwytliwą linią melodyczną. Utwór z marszu stał się jednym z moich faworytów. Jeszcze lepsze wrażenie robi opublikowany na długo przed premierą albumu – The Rover, który ma wszystko to za co Interpol pokochali fani na całym świecie, a dodatkowo słyszalny jest tutaj delikatne punkowy charakter. Perkusja brzmi świetnie, gitary są zadziorne, a całość została bardzo zgrabnie wyprodukowana.

Marauder nie ma słabych momentów

W zasadzie o każdej piosence możemy powiedzieć coś dobrego, bo cholernie ciężko znaleźć tutaj utwór słaby, czy znacząco odstający od reszty. I gdybym już na siłę miał wybrać najsłabszy fragment na płycie, to wybór padłby na nieco przydługi Surveillance. Chociaż to i tak lepszy utwór niż większość piosenek wydanych po 2004 roku i możliwe, że po kilkunastu kolejnych odsłuchach moja opinia na ten temat ulegnie zmianie. Zdecydowanie największe wrażenie wywar na mnie Mountain Child. Będę bardzo zdziwiony, jeśli nie będzie on stałym bywalcem w setlistach amerykanów. Utwór jest niemal idealnie skrojony pod zabawę pod sceną. Rozpoczyna się delikatnym, gitarowym riffem, do którego w późniejszym fragmencie dochodzi delikatna perkusja oraz nieco zachrypnięty wokal. Nie mogę się doczekać wykrzyczenia zdania won’t you come along with me! razem z wokalistą.

Recenzja albumu Interpol – Marauder: Werdykt

Marauder nie jest tak przebojowy jak Antics, ale jest przemyślany, dopracowany niemal pod każdym względem i zawiera naprawdę solidną dawkę dobrej muzyki. Album to kombinacja sennych, melancholijnych dźwięków i drapieżnych, mocno gitarowych riffów, dopełnionych nieco przytłumionym wokalem Paula Banksa. Tym razem wokalista śpiewa tak jak potrafi, nie wchodzi na rejestry nie do końca mu odpowiadające, jak miało to miejsce w przypadku singla Barricade z płyty Interpol. I za to mu chwała! Na słowa uznania zapracował sobie również producent – Dave Fridmann, bo to dzięki jego album brzmi tak dobrze.

Płyta bardzo przypomina legendarny debiut Interpolu i bardzo możliwe, iż końcowy efekt związany z świetnie przyjętą trasą koncertową z okazji 15. rocznicy wydania Turn on the Bright Lights. Album oczywiście nie jest przełomowy, nie zdefiniuje muzyki rockowej na nowo. Nie jestem też pewien czy przetrwa próbę czasu, jednak ja osobiście cieszę się, że zespół dał radę nagrać jeden z najlepszych rockowych krążków tego roku, do którego chętnie będę wracał przez kilkanaście najbliższych tygodni.

A jaka jest Wasza opinia o najnowszym albumie Interpolu? Cały album znajdziesz we wszystkich serwisach streamingowych. Śledźcie naszą stronę na bieżąco bo już wkrótce będziemy mieli dla Was niespodziankę związaną z zespołem.

Interpol – Marauder

 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments