Perełka na polskiej scenie metalowej – Vane [Wywiad z Mateuszem Gajdzikiem]

0
686
Perełka na polskiej scenie metalowej
fot. Robert Zembrzycki

Grupa Vane powstała pod koniec 2016 roku, kiedy gitarzyści Mateusz Gajdzik i Robert Zembrzycki postanowili założyć zespół. Tak też powstała perełka na polskiej scenie metalowej.

Kapela dała się poznać publiczności dzięki charakterystycznemu brzmieniu i stylistyce grupy. Zagrali m.in. na Wacken, gdzie w Wacken Metal Battle zajęli 5. miejsce oraz na Pol’And’Rocku, który był sporym sukcesem Vane. Przez te kilka lat zmienił się skład grupy, którą obecnie tworzą: Mateusz Gajdzik i Robert Zembrzycki (gitary), Marcin Parandyk (wokal), Kamil Bagiński (perkusja) oraz Szymon Tumilewicz (bas). Specjalnie dla KM postanowiłam przepytać Mateusza o nową EPkę – The Nightmare, o inspiracje zespołu, o jesienną trasę… Ale nie tylko. Zapraszam!

Vane: Perełka na polskiej scenie metalowej
fot. Robert Zembrzycki

Cześć. Jak samopoczucie?

Fantastycznie! Przemęczony, jak zwykle, bo mnóstwo roboty na każdym froncie, ale zadowolony, bo robię rzeczy, które chcę robić.

Jak się odnajdujecie w tych dziwnych czasach? Pandemia, brak koncertów?

Początek był trudny dla zespołu, duża niepewność i tak dalej. Ale się wylizaliśmy z marazmu i już jesteśmy w naszym zwykłym trybie wzmożonej pracy. Koncertów brak, to prawda, ale wielkimi krokami idzie jesień i coś pogramy. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać w świecie maseczek i zbierania danych osobowych na bramkach.

Jak opisałbyś twórczość Vane, gdybyś miał przedstawić ją komuś, kto nie wie, z jakim zespołem ma do czynienia?

Hmm, melodyjny, nowoczesny metal, czasem przebojowy, czasem wchodzący w klimaty death metalu. Wszystko umoczone w klimacie morsko-pirackim, ale raczej lyricznie i wizualnie, a nie muzycznie. Trochę taki miks Machine Head, DevilDriver i Lamb Of God. Chyba (śmiech)

Skąd Twoje zainteresowanie Złotą Erą Piractwa?

W zasadzie wzięło się to z trzech rzeczy. Po pierwsze, gry komputerowe, a w zasadzie jedna – Monkey Island. Zakochałem się w klimacie tej gry i jakoś tak mi zostało. Lata 90 to były czasy, gdzie gry się kopiowało na dyskietkach i nie tak łatwo było zdobyć nową, więc jak się już coś miało, to się męczyło to miesiącami (śmiech). Po drugie, rejsy jachtami po różnych morzach i jeziorach – klimat tawern, śpiewania szant, zwijania żagli w czasie sztormu, spanie w kajutach. Polubiłem to bardzo. Szkoda tylko, że teraz tak strasznie mi brakuje czasu na takie wyprawy. Po trzecie zaś, całe liceum spędziłem w knajpie, która nazywała się Tawerna i tam były naprawdę dobre imprezy!

Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką? Zawsze chciałeś być w zespole?

Pochodzę z muzycznej rodziny – mama gra zawodowo w Filharmonii Krakowskiej, ojciec i brat są lutnikami – robią gitary klasyczne. Podstawówka muzyczna była więc obowiązkowa (śmiech). Jednak granie na skrzypcach mnie nie ciągnęło – zawsze chciałem grać na elektryku i w końcu się przesiadłem.

Vane: Perełka na polskiej scenie metalowej
fot. Robert Zembrzycki

Macie na swoim koncie już jedną EPkę – The Prologue i jeden longplay – Black Vengeance. Teraz wydajecie nowe wydawnictwo – Epkę The Nightmare. Ja już miałam przyjemność jej posłuchać i mega mi się podoba. Opowiedz, proszę, o procesie powstawania tych nowych utworów.

Dzięki! Numery powstają z reguły podczas mojego “plumkania” w domu – nagrywam riffy, dopisuje bas i perke, aranżuję wstępną wersję kawałka bez wokalu. Taki materiał dostaje nasz wokalista, Marcin Parandyk, który dośpiewuje swoje partie. Biorę to potem na tapetę i przearanżowuję w różnym stopniu, inni muzycy dokładają swoje trzy grosze, dopinam numer do końca. Ten ostatni krok jest z reguły najtrudniejszy. Dopiero potem próbujemy to wszyscy zagrać. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby zagrać nowy numer na próbie przed nagraniem go w studiu.

A jakie zespoły Was inspirują?

Wspomniany Machine Head, Lamb of God, DevilDriver, ale też Queensryche, King 810, Gojira, Bleed From Within, Skrillex, Behemoth, Poppy, Pantera, Zeal & Ardor, Decapitated, Skynd… Mógłbym tak długo chyba (śmiech)

Masz swojego faworyta pośród Waszych piosenek? Taki utwór, który szczególnie lubisz, na przykład podczas grania na żywo?

Walk the Plank! Jeszcze go na żywo nie graliśmy, ale ten numer mi naprawdę dobrze robi!

Jeżeli chodzi o teksty, kładziecie nacisk na historię i to, co czują bohaterowie wydarzeń sprzed lat. Utwory z Black Vengeance i singiel The Ritual łączyły się ze sobą. Czy tak też będzie na The Nightmare?

The Nightmare to koncept, opowiadający genezę legendy o Latającym Holendrze. Opowiedziane po naszemu oczywiście. Nie łączą się te płyty ze sobą, ale dosłownie wczoraj rozmawiałem z Robertem (Zembrzyckim – gitara) o kolejnym koncepcie i może uda się jakoś połączyć te wątki. Generalnie chciałbym, żeby te historie się ze sobą łączyły, przeplatały, jak w dobrym serialu.

Za okładkę odpowiada Michał XAAY Lorenc. Jak zaczęła się Wasza współpraca?

20 lat temu zaproponowałem mu granie w true heavy metalowym zespole (śmiech). To jest dobra historia, którą wspominamy od czasu do czasu. Znamy się od lat, ja go znam jak łysego konia, bo chłop prawie nie ma włosów (śmiech). Xaay jest świetnym grafikiem i gwarancją zajebistej okładki. Jak tylko jest możliwość, to współpracujemy.

W piątek (21.08.) ukazał się teledysk do Walk The Plank. Skąd bierzecie pomysły na swoje klipy?  

Zadajemy sobie pytanie – co wydaje się niemożliwe lub trudne do zrobienia? W przypadku The Cannibal to było zrealizowanie klipu w 2 dni – przed kręceniem nie było zupełnie nic dogadane i zorganizowane (śmiech). W Walk the Plank – latające liny wszędzie. Rise to Power – granie z instrumentami w morzu. Mamy jeszcze parę odjechanych pomysłów (śmiech). A konkrety biorą się z powietrza tak naprawdę – myślimy, gadamy, inspirujemy się i tak powstają koncepty.

Niewątpliwie 2020 rok jest szalony dla wielu z nas. Również dla Was – musieliście przełożyć połowę Waszej trasy – Storm Of Fate Tour, a co więcej, zmienił Wam się skład. Z zespołu odszedł basista Łukasz Łukasik, a pojawił się Szymon Tumilewicz. W jakich okolicznościach Szymon dołączył do Vane?

Szymon wpadł do nas z ogłoszenia. Co ciekawe, już po przyjęciu go do składu przypomniał nam, że przecież grał z Moyrą. Świat jest mały. Spotkaliśmy się, żeby pogadać jak ludzie przy piwku stosunkowo niedawno, bo przez pandemię byliśmy trochę ograniczeni.

Kilka miesięcy temu nagraliście swoją wersję #hot16challenge. Marcin wtedy śpiewał po polsku. Myśleliście o tym, żeby nagrać coś po polsku? Na przykład na 2 płytę?

Trochę nam się nie będzie spinać wizja zespołu z takim eksperymentem. Jesteśmy nastawieni na międzynarodowy rynek, nie chcemy się ograniczać do Polski. Łatwiej o promocję za granicą, kiedy śpiewa się po angielsku. Ale fakt, rapujący polski metal przyjął się świetnie. Jak będę miał więcej czasu, to może zrobię osobny projekt wycelowany w tą stylistykę (śmiech)

Dla kogo zagralibyście tribute?

Tenacious D (śmiech)

Nie da się nie zauważyć, że macie wyjątkową relację z fanami. Powstała grupa na Facebooku, na której jesteście aktywni, fani też. Skąd wziął się pomysł na założenie jej?

A to rodzi się w mojej chorej głowie. Generalnie zależy mi na tym, żeby być jak najbliżej odbiorców. Jesteśmy na etapie, gdzie to jest do ogarnięcia, więc ogarniamy. Fani to lubią, my lubimy, więc ciśniemy. (śmiech)

We wrześniu zagracie 4 koncerty w ramach Storm Of Fate Tour, którą gracie m.in. z zespołem Moyra. Jak się poznaliście i jak to się stało, że postanowiliście razem zagrać trasę?

Poznaliśmy się przy okazji eliminacji na Pol’and’Rock i samego występu na scenie Lecha, gdzie graliśmy jedni po drugich. Tam usłyszałem, że Margo wymieniła dwóch członków zespołu w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Stwierdziłem wtedy – o, to jest osoba, która wie, czego chce, muszę ją lepiej poznać (śmiech). Spotkaliśmy się później we Wrocławiu i uknuliśmy ten szatański plan trasy.

A z jakim zespołem chcielibyście wyruszyć w trasę?

Chyba Lamb of God – muzycznie są nam najbliżsi, uwielbiam ich granie. Z polskich to najbardziej siedzi mi Behemoth.

Ta trasa różni się od Waszych poprzednich koncertów. Teraz macie scenografię – koło okrętowe, kufry ze skarbami. Skąd ta zmiana?

Ewolucja – od początku mieliśmy wizję, że band nie ma tylko grać, ale dawać show. Nie od razu jednak Rzym zbudowano i musieliśmy trochę na to popracować. I gdzie jak nie na headlinerskiej trasie takie rzeczy wprowadzać? Teraz na przykład mamy 150 metrów liny, której użyliśmy to teledysku – chcemy też to jakoś wkomponować w naszą scenę.

Gdybyś miał zachęcić kogoś do przyjścia na Wasz koncert, co byś powiedział?

Zapraszam. Wyjdziesz z poczuciem winy, że tak mało zapłaciłeś (-łaś) za wejściówkę (śmiech)

Teraz wyjdzie EPka, zaraz będzie trasa. Co dalej? Dla Was – dla Vane?

Jak tylko opadnie kurz po EP i koncertach, zabieramy się za pisanie kolejnej pełnej płyty. W czasach dużej pandemicznej niepewności chyba to jedyne sensowne posunięcie, które zresztą i tak planowaliśmy dawno temu.

Jest coś, co chciałbyś powiedzieć czytelnikom na zakończenie?

Arrrr! (śmiech)

Bardzo dziękuję za Twój czas 🙂

Ja również! Ahoj!

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments