Pokazaliśmy Wam już relację oraz fotorelację z koncertu wieńczącego pierwszą trasę Ralpha Kaminskiego. Teraz, by dopełnić nasze i Wasze spotkanie z M o r z e m, przedstawiamy Wam krótką rozmowę, którą udało nam się przeprowadzić przed warszawskim koncertem. Miłej lektury.
Joanna Babiel: W jednym z artykułów na Twój temat przeczytałam, że to Mama odkryła twój talent i pchnęła Cię w stronę muzyki. Myślisz, że wybrałbyś to co robisz, gdyby nie ten impuls?
Ralph Kaminski: Ciężko mi na to odpowiedzieć. Myślę, że nie wiedziałbym tak do końca jak się ukierunkować. Może później bym do tego doszedł… Od dziecka lubiłem takie zatapianie się we własnym świecie i kreowanie własnej rzeczywistości, więc na pewno poszedłbym w kierunku artystycznym, ale nie wiedziałbym może czy to jest muzyka…
Na szczęście udało się, zostałeś muzykiem, odnosisz sukcesy. Miałeś jakiś plan B?
Nie, ponieważ ja uznaję, że leżeli coś się robi to powinno się robić to na 100%. Tym bardziej, jeżeli chcesz robić coś w muzyce czy czymś innym, również artystycznym. To jest bardzo ciężkie, nie wolno się poddawać i trzeba cały czas dążyć do tego co się zaplanowało i o czym się marzy. Na przykład, dlatego tak długo trwało tworzenie tej płyty, bo aż pięć lat, ponieważ miałem wiele różnych sytuacji i wiele takich momentów, że gdybym miał plan B to pewnie już bym go realizował i nie wydałbym tego albumu. Najważniejsze jest dla mnie żeby robić to co się kocha.
Brałeś udział w wielu konkursach, jesteś absolwentem Akademii Muzycznej. Czy te różne doświadczenia w pewnym stopniu pomogły Ci zorientować się lepiej, być może szybciej w tym świecie, w którym jesteś teraz, wśród muzyki, muzyków?
Może same konkursy i Akademia nie do końca, bo ciężko nauczyć się tego co tu się dzieje… Na pewno bardzo przygotowały mnie od strony teoretycznej, też technicznej i pod względem obycia scenicznego. Samo wejście w ten biznes i walka o siebie to już co innego. Tym bardziej jak jest się z takiej normalnej rodziny, gdzie nie ma się rodziny muzyków czy ludzi, którzy działają w showbiznesie. Muszę uczyć się sam na własnych błędach i to nie jest łatwe. Mówiono mi, że jest ciężko. Mówiłem ,,Okej, okej”, ale naprawdę jest ciężko. Bardzo trudno jest nauczyć się walczyć o siebie, a jeżeli ja o siebie nie zawalczę to nikt o mnie nie zawalczy.
Czyli takie różnego rodzaju doświadczenia dają jakąś choćby minimalną przewagę?
Na pewno tak. Takie sytuacje po prostu z roku na rok dają doświadczenie.
,,Morze”, Twój debiut… Jaka była praca nad nim? Nie było chyba łatwo…
Było ciężko tę płytę wydać, sam materiał nie był też łatwy do nagrania. Musiałem trochę pomyśleć, trochę to trwało… Na szczęście udało się zamknąć go koncepcyjnie i udało mi się zawrzeć tam moją myśl. Chciałem stworzyć płytę przede wszystkim do słuchania, coś ponadczasowego, gdzie ta historia ciągnie się od początku do końca i jak już się w nią wchodzi to trzeba dotrwać do końca.
Na płycie i koncertach wspomagają Cię muzycy z My Best Band In The Word. Jak duży był ich wkład w płytę? Pomagają Ci w aranżach?
Ja wszystko przygotowuję i czasem to opracowujemy, rzeźbimy, zmieniamy, ale ja zawsze wychodzę z pomysłem. Produkując ten album wszystko pierwotnie wychodziło ode mnie, a w nagraniach brało udział wielu wspaniałych muzyków, którzy dali mi się namówić do realizowania mojej wizji.
Masz może ulubiony z tych morskich utworów?
Ciężko mi wybrać. Jest na pewno wiele kompozycji, z których jestem dumny, na przykład Meybick Song. Bardzo czuję piosenkę Los, ponieważ mówi o moich emocjach, o tym co przeżywam i jest cały czas aktualna. Zresztą wszystkie są dla mnie aktualne.
Jesteśmy już kilka miesięcy po premierze. ,,Morze” zdobyło dużą popularność, zebrało wiele pozytywnych opinii. Czy w jakimś stopniu to na Ciebie wpłynęło jak na osobę, może też na otoczenie?
Na pewno mi nie odwaliło, to muszę powiedzieć. To było bardzo wypracowane. Wiem, że muszę cały czas ciężko pracować żeby utrzymać ten poziom i żeby to nie podupadło. Nie rozmyślam bez końca nad tym co się udało, ogromnie się z tego cieszę, ale ważne jest to co mnie czeka i co muszę jeszcze zrobić z tym projektem. Nie wolno osiadać na laurach, trzeba cały czas ciężko pracować.
A w życiu lubisz zmiany czy raczej jesteś z tych, którzy będąc przyzwyczajeni do danego stanu wolą w nim trwać?
Z jednej strony nie lubię nudy i bardzo lubię zmiany, w moim życiu ma miejsce wiele zmian, ale jestem też ogromnie sentymentalną osobą. Bardzo to wszystko w sobie mielę, całą tę przeszłość, zarówno w piosenkach jak i w życiu. Czasem wrzucam się w takie niezbyt wygodne przestrzenie, ale lubię to co było i biorę to nieraz jako lekcję.
Wszedłeś w ten muzyczny świat, żyjesz w nim, poznałeś już różne jego zakamarki. Było coś co Cię w nim zdziwiło, czego dotąd nie wiedziałeś?
Hmm… To co się tutaj dzieje… Gdyby ktoś cztery czy pięć lat temu powiedział mi, że to wszystko się wydarzy to pewnie zemdlałbym z euforii. To co mi się teraz przytrafia jest cudowne, ale to jest kolejny etap, kolejny krok. To nie dzieje się z dnia na dzień, i bardzo dobrze, bo może gdyby od razu udało mi się wydać tę płytę czy wyprzedać Stodołę to bym zwariował.
Nawiązując do szaleństwa… Wiele osób zastanawia się, skąd pomysł na brokat jako element sceniczny? Jest to zabieg konkretnie do tej trasy?
Myślę, że tak, specjalnie do tej trasy. Nawet na płycie są takie elementy brokatowe. Po prostu strasznie lubię brokat i wydaje mi się, że jest to taki element show, czegoś gwiezdnego. Chcę sobie to łączyć z czymś kosmicznym i czymś z innego świata.
Czyli można liczyć, że wpisze się to w ogólny wizerunek Twój i zespołu…
Możliwe, że tak. W przypadku tego albumu na pewno.
Jesteśmy przed koncertem wieńczącym twoją pierwszą trasę. Denerwujesz się?
To jest prawie jak premiera, denerwuję się chyba nawet bardziej niż wtedy. Koncert wielkością jest porównywalny, ale jest jednak trochę inny. Jesteśmy w Warszawie, jest dużo ludzi z biznesu, dużo moich przyjaciół, też rodzina. Ci ważni dla mnie ludzie sprawiają, że jestem jeszcze bardziej rozemocjonowany i to strasznie przeżywam.
Masz bardzo dobry kontakt z fanami, słuchaczami. Twoim zdaniem ma to duży wpływ na to jak jesteś odbierany, nie tylko jako muzyk, ale też osoba?
Dla mnie jest to podstawa, bo wydaje mi się, że spełniam się w tym co robię. Tworzę to przede wszystkim dla ludzi, dla moich odbiorców. Chcę znać moich słuchaczy i chcę mieć z nimi kontakt na tyle ile jest to możliwe. Lubię z nimi rozmawiać i słuchać opinii. Niektórzy naprawdę pięknie mówią o tym wszystkim i jest to dla mnie trochę abstrakcyjne, ale jestem ogromnie szczęśliwy z takiego odbioru i, że dla niektórych moja muzyka znaczy bardzo dużo. To daje mi większy power, większą siłę, dzięki której cały czas chcę robić więcej i zaskakiwać swoich odbiorców. Chcę dawać rozrywkę i pobudzać emocje w ludziach.
Czyli te wszystkie po koncertowe spotkania, odpowiadanie na zaczepki na social mediach są Twoją formą podziękowania…
Myślę, że tak. To jest ogromna wdzięczność i docenienie, że ci ludzie dali mi się zaprosić do mojego świata, dali się porwać w historię, którą opowiadam i wpadli popływać w moim morzu.
Skradłeś już wiele serc. Czego Ci jeszcze życzyć?
Siły, żebym się nie poddawał w tym biznesie i dużo zdrowia.
Tego Ci więc życzę. Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Z Ralphem rozmawiała Joanna Babiel