W sylwestrowy dzień na Netflixie swoją premierę miało nagranie koncertu Taylor Swift z trasy Reputation. Fani oszaleli. Jak wyszło?
Zagraniczne serwisy są zachwycone. Taylor Swift “Reputation” pokazuje dlaczego jest ponadczasową artystką czytamy w magazynie Rolling Stone. To szczyt jej kariery brzmi nagłówek na Billboard.com. Jak pokazują koncerty stadionowe – to coś w rodzaju triumfu pisze o Swift The Guardian.
Szokuje
Jak na osobę, która nigdy nie była na koncercie Taylor (i pewnie nie będzie, biorąc pod uwagę ilość dat europejskich na jej ostatniej trasie) byłam bardzo ciekawa nagrania. Biorąc pod uwagę wszystkie rekordy, które pobiła Reputation Tour, można było się po trasie dużo spodziewać. Dlatego z niecierpliwością wyczekiwałam premiery koncertu na Neflixie. Otwiera go animacja, zbiór nagrań z teledysków, poprzednich tras, i innych nagrań artystki. Wśród nich przewijają się informacje o Swift, jej krytyka w mediach. W końcu zamieniają się w postać z ‘ery’ płyty Reputation. Koncert trwa ponad dwie godziny.
Reputation Tour Netflix
Pierwszą piosenką jest …Ready for it? otwierająca również najnowszą płytę Swift. Od razu animacje, tancerze, scena i efekty wizualne robią niesamowite wrażenie. A co najważniejsze, wśród tego misz-maszu na scenie nie ginie sama wokalistka – ba, gra tutaj pierwsze skrzypce. Następnie przechodzimy do I Did Something Bad. Ogromnym plusem Reputation Tour jest inna aranżacja piosenek, niż na płycie. Z każdą piosenką, następuje lekka zmiana, nie nudzimy się. Podczas Gorgeous Taylor przedstawia każdą ze swoich tancerek. Widać, że artystka i tancerze na scenie tworzą dobry zespół. Jestem pewna, że gdyby nie to, występy wyglądałyby o wiele sztywniej. Zamiast tego mamy zgrabne show, podczas którego widać radość i pasję, z tego co robią. Następnie Style cofa nas w czasie do poprzedniego albumu – 1989. Potem cofamy się jeszcze bardziej, aż do Love Story. Po niej następuje krótka przerwa – artystka schodzi ze sceny, widzimy znów migające nagrania z przeszłości.
Królowa węży
Swift wraca odziana w wężowy materiał, aby wykonać Look What You Made Me Do. Razem z nią na scenie pojawia się tron oraz wielki złoty wąż. Te animacje, tańce rekwizyty… wszystko jest przemyślane ma swoje miejsce i cel. Naprawdę Taylor Swift, czapki z głów. Następnie artystka wykonała End Game niestety bez Eda Sheerana i Future. Na piosence King Of My Heart na scenie pojawiły się imponujące bębny, które wzbogaciły utwór. Potem artystka znów zniknęła ze sceny.
Podróż ponad publicznością
Po powrocie w innej kreacji Swift wykonała Delicate na powieszonej gondoli, która przeniosła jej z głównej sceny na inną. Tam dołączyła do niech Camilla Cabello oraz Charli XCX aby zaśpiewać ze Swift Shake It Off z wielkim podwieszanym wężem, wynurzającym się ze sceny. Potem artystka nieco zwolniła tempo, wykonując akustycznie Dancing With Our Hand Tied oraz All Too Well. Następnie wróciła na główną scenę, spacerując między barierkami pełnymi fanów.
Ciągły ruch
Po Blank Space Taylor specjalnie ubrała sukienkę aby wykonać utwór Dress, a jej tancerki otoczyły scenę w pięknych, białych przebraniach. Potem Swift znów pojawiła się na jednej z podwieszanych gondoli z Bad Blood. Po Should’ve Said No sceneria przybrała ciemne barwy i Swift zaśpiewała emocjonalne Don’t Blame Me. Następnie usiadła przy pianinie i wykonała mash-up Long Live i New Years Day. Po animacji o odrodzeniu artystka zaśpiewała Getaway Car i Call It What You Want a na scenie pojawiła się… fontanna. Utworami zamykającym koncert był mash-up We Are Never Getting Back Together, This Is Why We Can’t Have Nice Things z pięknymi fajerwerkami w tle.
Efekt końcowy?
Oglądanie nagrania koncertu z Dallas było czystą przyjemnością. I nie będzie wyolbrzymieniem, gdy nazwę Swift królową sceny, muzyki pop i nie tylko. Na Reputation Tour wszystko było podpięte pod ostatni guzik. Zaczynając od obuwia tancerzy, przez latające sceny, na wijących się wężach kończąc. Taylor zamieniła swoje negatywne przezwiska i krytykę w potężne atrybuty. Widać ogromną energię bijącą ze sceny, nie tylko od niej, ale również od tancerzy i zespołu. Do tego bardzo imponuje siła artystki – dwie godziny śpiewania i tańca bez przerwy… wow. Istny ogień. Do tego świetne przebrania, zmiany scenografii i ciągłe zabawianie publiki. Genialny koncert, na najwyższym poziomie. I nagrania szalejącego tłumu, składającego się z fanów w każdym wieku. Myślę, że ciężko będzie to przebić innemu artyście. Lepsze show będzie w stanie zrobić tylko sama Taylor. Ale na to będziemy musieli jeszcze pewnie trochę poczekać.
Na co idą pieniądze z biletów na Coachellę? Środowisko LGBT+ bojkotuje festiwal