Patrycja Kosiarkiewicz to polska piosenkarka, kompozytorka i autorka tekstów. Przez ostatnie lata zajmowała się pisaniem dla kogoś… a teraz powróciła ze swoją nową płytą muzyczną – Ogólnie chodzi o to.
Spotykamy się z okazji premiery albumu – Ogólnie chodzi o to. No właśnie. Według pani – ogólnie chodzi o…?
O to, żeby odnaleźć się w chaosie, znaleźć punkt balansu w sobie i stanąć jak stoi linoskoczek na linie – w spokoju, równowadze, oglądając świat pod stopami. Tak to mniej więcej widzę. Nie jest to łatwe, ale da się zrobić. Są takie momenty, gdy podłączasz się pod zbiorową energię, i czasami to konieczne, jak choćby w czasie ostatnich protestów Strajku Kobiet. Jednak ogólnie lubię ten tekst z Wściekłych Pięści Węża; „mistrz polecił mi unikać niepotrzebnych walek”. (śmiech)
Ogólnie chodzi o to to siódma płyta wydana po siedmiu latach. Dlaczego tak długo słuchacze musieli czekać?
Sztuka w bólach się rodzi, mówią. Potwierdzam. (śmiech) Natomiast teraz, by nadrobić stracony czas, zamierzam wydawać płytę raz w roku. Wcześniej pracowałam w większych składach, z dużym rozmachem, do płyty zbierałam się latami, bo było to duże przedsięwzięcie logistyczno–marketingowo–finansowe. Ale ostatnio pod wpływem różnych życiowych okoliczności zmieniłam podejście. Obecnie pracuję nad nowymi rzeczami w domu i w minimalnym składzie osobowym; ja, mój partner Macias X oraz maszyny – grooveboxy, samplery, syntezatory i automaty perkusyjne. Potem jest nasz mikser, Patryk Tylza, któremu przesyłamy pliki. Technologia pozwala na niezależność. To co było kiedyś dostępne nielicznym, dziś poszło pod strzechy. Mam na myśli programy DAW, świetnie brzmiące instrumenty wirtualne, analogowe syntezatory i tak dalej. Można robić muzykę w domu, a potem wpuszczać ją do sieci korzystając z serwisów streamingowch. To wielka rewolucja. Ma to swoje plusy i minusy, ale jest nową jakością.
Mamy pięć singli z pięcioma teledyskami. Czy było to spore wyzwanie? Nie obyło się to bez problemów? Mam na myśli zwłaszcza pandemię koronawirusa.
Mamy jeden klip animowany. Trzy, w których zagrali aktorzy. I tylko jeden, w którym wystąpiłam. Pandemia nie pokrzyżowała mi więc, w tym akurat aspekcie, planów. Natomiast, tak jak wszystkim artystom, odebrała trochę przestrzeni do wypowiadania się. Nie koncertujemy, nawet wywiady przeprowadzane są online lub przez telefon. Obserwuję, że ludzie dają mniej uwagi kulturze. Jest to oczywiste, najpierw zaspakaja się potrzeby podstawowe. Gdy ludzie tracą biznesy, martwią się o bliskich, boją się o jutro, nie mają głowy do subtelności. Kogo obchodzą róże, gdy lasy płoną?
Powiedziała pani, że nowy krążek to przełom w twórczości. Może pani powiedzieć coś więcej o tym?
Trochę jest to związane z tym, o czym mówiłam wcześniej, gatunkiem, w którym się obecnie poruszam – elektronice, trochę z tym, że dojrzałam, przepracowałam wiele tematów w sobie, więc mój przekaz się zmienił. Weszłam na inny poziom języka. Lubię, gdy jest dosadnie i konkretnie. Eksploruję też storytelling w piosence. Opowiadam historie. Takie z bohaterem, miejscem, czasem akcji. Ale też nie chodzi o odcinanie się od tego co było wcześniej. Po prostu nie jestem już Patrycją śpiewającą głosem aniołka o ptaszkach i motylkach.
Jak wyglądała współpraca z Maciasem X?
Jesteśmy bardzo kompatybilni, mamy podobne dusze, a może tę samą, nie wiem. Na etapie procesu twórczego to zawsze był rezonans, potem, gdy przyszło do pracy nad formą, nagrań, miksów, dyskutowaliśmy, ścieraliśmy się. Z perspektywy czasu, wypracowaliśmy coś wspólnego, nie kompromis – w kompromisie chodzi o to, że ktoś coś musi odpuścić. My w naturalny sposób zaczęliśmy widzieć rzeczy podobnie. Zresztą przy pisaniu zawsze jest tak, że wszystko musi osiąść – tak jak fundament. Nie możesz budować zbyt szybko, bo pękają ściany i konstrukcja nie jest stabilna.
Ostatnie lata spędziła pani tak naprawdę w cieniu, bo tworzyła pani dla innych artystów. Teraz, wreszcie, możemy usłyszeć w stu procentach panią. Czy to oznacza, że chce pani teraz zająć się swoją karierą? A może chciałaby pani połączyć pracę i dla siebie, i dla innych?
Robię i to, i to. Nie przepadam za słowem „kariera”. Wiem, że to droga rozwoju, ale kojarzy mi się z korporacją, wdrapywaniem się na kolejne piętra jakiegoś wieżowca do coraz bardziej przestronnych gabinetów. Pisanie dla innych to oczywiście inne zadanie, niż pisanie dla siebie. Obie rzeczy jednak uczą wytrwałości, warsztatu i dystansu. A dystans w tym zawodzie to rzecz bardzo istotna.
Myślała pani o wydaniu jeszcze jednego singla?
Teraz, gdy album jest już dostępny, słuchacze mogą sobie dowolnie wybierać single, udostępniać je znajomym. Każdy szuka czegoś innego, a ta płyta, mimo że jest pewnym konceptem, ma wiele nastrojów, czasem szepcze, czasem mówi podniesionym głosem. To jest ten moment, gdy resztę należy pozostawić odbiorcy.
Jakie jeszcze niespodzianki szykuje pani swoim fanom w najbliższym czasie?
Będę pracować nad tym, żeby album dotarł do wszystkich, którzy szukają takiego przekazu jak mój. Mamy też w planach koncert online w listopadzie, kończę książkę, szykuje się też parę premier z moim autorskim udziałem, napisałam na przykład teksty dla zespołu Kombi. No i… oczywiście piszemy już z Maciasem X nowe piosenki.