Zespół Setheist wkrótce wyda swoją najnowszą Epkę – Tre Colori. O niej, o inspiracjach, historii zespołu i o planach na kolejne miesiące opowiedział Tomek „Długi” Krawczyk. Zapraszam!
Skąd nazwa Setheist?
W początkach swojej działalności od roku 2007 zespół istniał pod nazwą Seth. Przewinęło się przez niego wielu muzyków, a miejsce wokalisty zajmował nawet przez chwilę Cezar z Christ Agony. Jednak dopiero w roku 2013 udało się sformować stabilny line-up i wytyczyć wspólną ścieżkę jako zespół metalowy z damskim wokalem. W tamtym momencie pojawiła się potrzeba nowej nazwy. Szukaliśmy słowa, które łączyłoby „stare” z „nowym”, ponieważ nie chcieliśmy całkowicie odcinać się od utworów powstałych za czasów Seth, szczególnie, że część z nich pojawiła się zarówno na debiutanckiej EP The Flash of Creation, jak i późniejszym pełnym albumie They. W ten sposób wybór padł na nazwę Setheist.
Jak zaczęła się Wasza przygoda z muzyką?
Każdy z nas miał inne początki, jedni uczyli się w szkołach muzycznych i trenowali technikę od małego, inni są samoukami, którzy zaczęli grać z pasji do metalu. Każdy z nas ma też inne upodobania stylistyczne. To oraz nasz sposób komponowania, polegający na współpracy wszystkich członków zespołu chyba sprawia, że w naszej muzyce można usłyszeć elementy różnych gatunków i stylów muzycznych.
Jakie zespoły Was inspirują?
Tu znowu każdy ma swoich ulubieńców od klasycznego black metalu przez oldschoolowy szwedzki death metal, zespoły z nowoczesnym brzmieniem jak na przykład Killswitch Engage czy In Flames, skończywszy na takich klasykach jak Slayer czy Metallica. Jednak artystami, których twórczość wszyscy lubimy są bez wątpienia zespół Death oraz Devin Townsend.
Pytanie do Wioletty: w jednym z wywiadów wspomniałaś o piosence The Agonist Business Suits And Combat Boots, jeszcze za czasów, kiedy Alissa White-Gluz była ich wokalistką. Mnie się osobiście Twój głos kojarzy właśnie z nią. Jakie wokalistki, poza nią, Cię inspirują?
W: Dziękuje bardzo za porównanie. Ostatnio bardzo zasłuchuję się w wokalu Melissy Bonny. Sonya Scarlet czy Taylor Momsen od lat są dla mnie wyznacznikiem idealnego rockowego, damskiego wokalu. Jakiś czas temu miałam okazję posłuchać na żywo Caroline Westendorp z zespołem The Charm the Fury. Również zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie: absolutny żywioł! Nie mogłabym tu też nie wspomnieć o Vicky Psarakis, czyli następczyni Alissy w The Agonist. Są w tym zespole różne, ale obie tak samo świetne. Vicky zarówno na płytach jak i na żywo potrafi zrobić z wokalem wszystko!
Czym dla Was jest metal?
Właściwie można by na to pytanie odpowiedzieć sloganem, że metal jest dla nas stylem życia 😉 Bo prawda jest taka, że wszyscy siedzimy w tej muzyce już od tylu lat – zarówno jako fani, jak i twórcy, że nawet pomimo tego, że od dawna mamy już rodziny, pracę zawodową i każdego dnia toczymy nierówny bój z rzeczywistością, to ciągle chce nam się grać próby i koncerty czy nagrywać płyty. A biorąc pod uwagę fakt, że, jak większość zespołów w Polsce, sami finansujemy wszystko powyższe, to jednak chyba coś jest w tym stwierdzeniu.
5 marca ukaże się Wasza nowa Epka – Trei Colori. Skąd ta inspiracja włoskim kinem grozy?
Inspiracja wynikła naturalnie z naszych zainteresowań – szeroko pojętego kina grozy, co często idzie w parze z muzyką ekstremalną. Sama tematyka nurtu giallo jest niezwykła pod wieloma względami. Suspens, tajemniczość, do tego duża „plastyczność” w obrazach, spora doza makabry – to atrybuty które często pobudzają wyobraźnię i owocują powstawaniem muzyki czy tekstów.
Z tego, co wiem, piosenka Argento jest hołdem dla reżysera Maestro Dario Argento. Dlaczego postanowiliście stworzyć utwór z myślą o tym konkretnym reżyserze?
Tak, utwór ten jest swoistego rodzaju ukłonem dla mistrza nurtu giallo – Dario Argento, reżysera takich klasyków jak Deep Red czy Phenomena. A dlaczego właśnie on? To prawda, że przedstawicieli nurtu było wielu, tym niemniej to Argento był prekursorem przeniesienia literatury „żółtych okładek” na duży ekran. Poza tym nie da się nie zauważyć jego kolosalnego wpływu na reżyserów kina współczesnego jak choćby na Tarantino czy Rodrigueza, którzy wręcz szczycą się inspiracjami, puszczając z ekranu oczko tu i ówdzie do widza.
Jak porównali byście utwory z Epki do Waszych wcześniejszych utworów?
Takie porównania najchętniej zostawilibyśmy słuchaczom oraz recenzentom tej płyty, jednak wydaje nam się, że już po pierwszym odsłuchu różnice są bardzo wyraźne. Przede wszystkim na Tre Colori dużo więcej uwagi poświęciliśmy brzmieniu. W przypadku gitar zależało nam na osiągnięciu wyraźnie słyszalnego sound’u naszych analogowych wzmacniaczy lampowych. Nie jest to łatwe, ale warte zachodu, bo, naszym zdaniem, odróżnia nas to od wielu zespołów brzmiących „plastikowo” z powodu skorzystania w studiu z rozwiązań cyfrowych – „bo tak jest łatwiej, szybciej i taniej”. Jeśli zaś chodzi o bębny, chcieliśmy. żeby zabrzmiały one jak najbardziej naturalnie – bez poddawania zarejestrowanego brzmienia nadmiernej obróbce. W obu przypadkach w osiągnięciu celu niebagatelną rolę odegrał Filip Hałucha, czyli właściciel Heinrich House Studio, który z niezwykłą dokładnością podszedł do tematu pomimo, że nagrywaliśmy jedynie 3 utwory, a nie cały longplay. Kolejną nowością na tym wydawnictwie jest zastosowanie sampli i orkiestracji uzupełniających w miksie żywe instrumenty. Tutaj również dużą inwencją twórczą i zaangażowaniem w proces aranżacji utworów w studiu wykazał się Filip, dlatego też wymieniony jest na okładce płyty jako współproducent.
Teraz wydacie Epkę, a co potem? Macie w planach jakieś koncerty?
Jeszcze przed wakacjami na pewno będzie nas można zobaczyć na żywo w Warszawie, gdzie pod koniec maja planujemy coś specjalnego w związku z premierą płyty. Zostaliśmy również zaproszeni przez zaprzyjaźniony zespół As Night Falls do wzięcia udziału w ich trasie i wsparcia ich na koncercie w Toruniu, 10.06.2022. Pozostałe występy są nadal na etapie planowania.