Relacja z koncertu Ralpha Kamińskiego – Zachwycające morze pełne nostalgii

0
550

Lubię wiedzieć, że idę na dobry koncert i spodziewam się, że będę po nim mówić, że był wspaniały, a i tak mnie zaskakuje, pozwala dostrzec coś, czego nie widziałam wcześniej i przerasta wysokie oczekiwania. Tak było w tym przypadku.

12 Kwietnia 2017 roku na Open Stage warszawskiej „Stodoły” odbył się koncert finałowy trasy promującej debiutancką płytę Ralpha Kamińskiego „m o r z e”. Album został wydany w listopadzie zeszłego roku i zebrał wiele pozytywnych recenzji.

Muzyka Ralpha spodobała mi się, odkąd po raz pierwszy ją usłyszałam, ale nie byłam nią od początku aż tak zachwycona. Stopniowo zanurzałam się w morzu, wciągając się w jego głębię coraz bardziej, by ostatecznie, na koncercie, zupełnie się w nim zatopić i zachwycić.

Wokalista występuje razem z zespołem o wiele mówiącej nazwie „My Best Band In The World”. Wszyscy wzbogacają muzykę swoimi wokalami, tworzą całość, a jednocześnie każdy z osobna jest ważnym i charakterystycznym elementem. W jego skład wchodzi: Agnieszka Bigaj (piano), Piotr Lewańczyk (gitara basowa, moog), Katarzyna Sylla (skrzypce), Magdalena Laskowska (skrzypce), Kuba Jakubowski (wiolonczela), Michał Piotrowski (perkusja), a także Paweł Izdebski (gitary), którego solową twórczość kojarzyłam już wcześniej i czekam na jego debiutancką EP-kę, nad którą obecnie pracuje.

W muzyce Ralpha dużą rolę odgrywają smyczki i pianino, ma trochę filmowy charakter. Piosenki zdają się układać w jedną historię. W historię Ralpha Kamińskiego, który zaprasza nas, byśmy zobaczyli jego świat. Swego rodzaju myślą przewodnią jest nostalgia. Autor w tekstach wraca do tego, co już było. Mówi o miłości i rozstaniu, dzieciństwie i wyruszeniu w „wielki świat”, o czasie, który niepowstrzymanie płynie.

 

Na koncercie usłyszeliśmy wszystkie utwory z „m o r z a”. Między innymi „Zawsze”, „Podobno” i „Meybick Song”, do których powstały ciekawe i stylowe teledyski czy „Apple Air”, który sprawił, że przez chwilę mogliśmy pooddychać jabłkowym powietrzem. Wokalista wyjaśnił, że utwór ten opowiada o jego rodzinnym miasteczku, w którym mieści się fabryka przetworów z jabłek i o określonej porze unosi się tam słodka woń tych owoców. Zadedykował go swojej mamie, z którą miał w zwyczaju upajać się tym zapachem. Przed zagraniem utworu „Jan” wspominał również swojego dziadka, we wzruszający sposób mówiąc jak wyjątkową i ważną był dla niego osobą. Jednak najbardziej wzruszającym dla mnie momentem było wykonanie piosenki „Los”, podczas którego można było zaobserwować jak oczy Ralpha zaszkliły się od łez. Słuchanie i oglądanie takich prawdziwych emocji jest naprawdę niesamowite.

W Warszawie gościnnie zaśpiewały dwie wspaniałe wokalistki. Justyna Święs z The Dumplings wykonała razem z Ralphem prze aranżowany utwór „Nie gotujemy”, a Mela Koteluk „Fastrygi”. Artystki pojawiły się też na scenie na koniec koncertu, kiedy wszyscy podczas jednego z dwóch bisów śpiewali „Zawsze”. Nie były to jednak jedyne duety tego wieczora. Ralph zaśpiewał również z pianistką Agą Bigaj jeden z moich ulubionych utworów na płycie – „I Znów”.

Usłyszeliśmy również „Lights”, który jest wynikiem współpracy Ralpha i MaJLo. Jego pierwsza wersja odbiega klimatem od tego, co słyszymy na „m o r z u”. Na żywo więc wykonywana jest druga, która powstała z zespołem „My Best Band In The World”. Tekst mówi o walce o swoje marzenia i zdaję się nawiązywać do samej drogi Ralpha jaką przebył by wydać płytę, która jak podkreśla była długa i niełatwa.

Frontman jest bardzo miłą, otwartą i zabawną osobą, co sprawiło, że fani, którzy wykupili wszystkie dostępne bilety, mogli czuć się jak u siebie. Muzyk żartował i dziękował każdemu za przybycie. Panowała przyjemna atmosfera, publiczność głośno śpiewała znane na pamięć teksty.

Każdy element tego świata zdaje się być dopracowany i dopasowany. Warstwa muzyczna i tekstowa, stroje, charakteryzacja, światła, osobowość sceniczna leadera, ekspresyjny sposób, w jaki śpiewa i przestrzeń w jego głosie. Niezwykła spójność tego wszystkiego robi ogromne wrażenie. To dopracowanie, a równocześnie szczerość, wydają się tworzyć idealne połączenie.

Ta prawda, którą możemy odnaleźć w muzyce, jest według mnie czymś co sprawia, że może nas poruszyć. Oczywiście nie można zupełnie bagatelizować aspektów technicznych, ale jeśli nie kryje się za nimi nic więcej, możemy jedynie cieszyć się dobrze dobranymi dźwiękami. W „m o r z u” Ralpha kryją się prawdziwe emocje, które z niego wypływają i jest to do głębi serca przejmujące i zachwycające.

 

Zobacz galerię zdjęć z koncertu!

 

Tekst Julia Starachowska
Fot Joanna Babiel
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments