8 marca zespół Shadohm wydał debiutancki album – Through Darkness Towards Enlightenment. W wywiadzie dla KM Paweł „Pavulon” Jaroszewicz, perkusista oraz założyciel Shadohmu opowiedział m.in.: o tworzeniu nowego projektu, wizji zespołu, refleksji na temat rzeczywistości oraz o muzycznych marzeniach i celach. Zapraszamy!
W jakich okolicznościach powstał Shadohm?
Zawsze chodziło mi po głowie, aby nauczyć się grać na gitarze, ale nigdy nie miałem na to czasu. Byłem przekonany, że już za późno na uczenie się gry na nowym instrumencie. Ale później przyszła pandemia i nagle okazało się, że mam ten czas. To był też taki moment, kiedy odstawiłem bębny na 9 miesięcy i w ogóle na nich nie grałem. Wziąłem się więc za gitarę – podpytałem znajomych, pooglądałem jakieś filmiki w Internecie i zacząłem się uczyć. Pewne rzeczy na każdym instrumencie są takie same, jak rytm czy wyczucie time’u, ale manualnie musiałem się nauczyć obsługi gitary. Nie nazwałbym się gitarzystą – powoli się uczę, ale nie mogę porównywać się z ludźmi, którzy grają na gitarze całe życie. Pod koniec 2021 roku zacząłem dłubać coś na kształt pierwszych numerów, które później ewoluowały w to, co znalazło się na płycie.
W Shadohmie za warstwę muzyczną odpowiadasz Ty, a Klama za teksty?
Tak. Ja robię muzykę, a Klama – linie wokalne i teksty. Oczywiście, konsultujemy to ze sobą – on mi czasami pisze, żebym coś zmienił, bo mu nie pasuje, albo wychodzi ze swoją propozycją. Czasami ja proponowałem, żebyśmy coś zmienili w danym numerze. To jest trochę jak gra w ping-ponga.
A jaką macie wizję zespołu?
Sama idea tego, jak zespół miałby wyglądać, chodziła mi po głowie od lat. Wiedziałem, że chcę nisko się stroić oraz grać rzeczy rytmiczne i nieoparte o blasty. W swoim życiu zagrałem bardzo dużo blastów i dalej lubię je grać, ale szukałem czegoś innego. Natomiast nikt nie chciał grać w taki sposób i nikt nie traktował moich pomysłów poważnie. Postanowiłem więc sam spróbować. Na początku nie wiedziałem, jak to będzie wyglądać i nie miałem sprecyzowanego konceptu. Był to proces – wizja muzyczna i wizerunkowa zespołu powoli dojrzewała w miarę rozwoju sytuacji. My długo nie mieliśmy nazwy – stworzyłem na dysku folder X i po prostu zacząłem tam ładować mniej lub bardziej udane pomysły, które później ewoluowały i nabrały ostatecznego kształtu.
Sam singiel Blurred powstał bardzo spontanicznie, w ciągu godziny. Byliśmy w studiu i pracowaliśmy nad czymś całkiem innym. Wziąłem gitarę do ręki i zacząłem coś tam dłubać. Nagrałem riffy i powiedziałem do Kuby [gitarzysty Shadohmu – przyp. red.]: „Weź, nagraj mi to. Mam pomysł, nagram do tego jakieś bębny i zobaczymy, jak to działa”. To, co nagrałem, zostało już w niemal niezmienionej formie i leżało na dysku. Parę miesięcy później skontaktowałem się z Klamą, którego poznałem w zespole Psychotype. Powiedziałem, że szukam wokalisty, że będę zbierał nowy skład i zapytałem, co on myśli o takich numerach. Bardzo mu one podpasowały.
W styczniu 2022 roku byłem na kwarantannie przez kilka tygodni i zacząłem pisać numery. Powstał wtedy cały materiał plus dwa inne utwory, które finalnie odpadły. Wysłałem to Klamie, w międzyczasie dogadywałem się z resztą składu – Kubą, Błażejem i Rafałem. Podchwycili ten pomysł i zaczęliśmy działać. Następnie odezwałem się do Filipa Hałuchy z Heinrich House Studio w kwestii realizacji. Sebastian Has [który zmiksował i zmasterował płytę Through Darkness Towards Enlightenment – przyp. red.] sam się do mnie odezwał. Wrzuciłem rolkę na Instagrama z krótkim fragmentem basu, który znalazł się na demie do jednego z numerów. Sebastian do mnie napisał: „Ty, fajne! Co to jest?” i, że w razie czego chętnie podjąłby się miksu i masteringu takich numerów. Zebraliśmy ekipę realizacyjną, pojawiła się nazwa i dokończyliśmy demo. W wakacje 2022 roku nagraliśmy bębny, ale ze względu na koncertowe wyjazdy proces nagrywania rozwlókł się w czasie. W styczniu 2023 roku nagraliśmy gitary i bas, w maju i czerwcu – wokale i mieliśmy gotowy miks, a później zaczęło się szukanie wydawcy. Jesienią dogadaliśmy się z Selfmadegod i nagraliśmy klip [do numeru Blurred – przyp. red.]. I tak to wszystko czekało na odpalenie, które nastąpiło 8 marca.
Taki prezent na Dzień Kobiet. 🙂 A powiedz mi… Ta Epka jest Twoją refleksją na temat rzeczywistości, w której żyjemy. Co to za refleksja? Poza tym, że jest ona negatywna…
Ze strony muzycznej jest to odreagowanie różnych sytuacji, które przechodziłem – zawodów i niepowodzeń. Tak jak w tytule – Through Darkness Towards Enlightenment, czyli przez ciemność do oświecenia – zawsze jest światełko w tunelu. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że przechodziłem bardzo trudny czas w życiu, ale udało mi się z niego wyjść. Nie szukałem żadnych wydumanych konceptów – jest to granie o życiu, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało. Wiem, że każdy tak mówi, ale to życie jest inspiracją.
Życie jest inspiracją, a muzyka – lekarstwem. 🙂 A jaki Wy macie cel jako zespół?
Chcielibyśmy dotrzeć z tym materiałem do ludzi. Na razie jestem zaskoczony ich reakcją, bo jest bardzo pozytywna – w Polsce spodziewałem się raczej linczu, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, z czym ludzie mnie kojarzą…
Natomiast stwierdziłem, że, na tyle, na ile potrafię, zrobię taką płytę, jaką sam chciałbym usłyszeć. Bez zastanawiania się, jak to wyjdzie – wyszło takie, jakie jest.
Celem jest to, żeby jak najbardziej przycisnąć z promocją tego materiału. Założenie jest takie, żeby Shadohm był regularnie jeżdżącym w koncerty zespołem, a nie projektem „do szuflady”. Na razie gramy trasę z Batushką, trwają też rozmowy nad kolejnymi koncertami. Może z czasem będziemy grać na festiwalach i pojedziemy w trasy z innymi zespołami… Wiadomo, że na razie nie możemy jechać w trasę jako samodzielny zespół – chociażby dlatego, że mamy przygotowany materiał na 30 minut grania, a to trochę mało. Będziemy nad tym pracować – na razie mam przygotowane 10-11 numerów na drugą płytę… Nie ma też co się oszukiwać – jako początkujący zespół potrzebujemy grać jako support. Chcemy robić fajne, zapamiętywalne koncerty – oczywiście, na miarę naszych możliwości 🙂
A nowe wydawnictwo ukaże się w tym roku, czy dopiero w przyszłym?
Myślę, że zaczniemy nagrania na początku przyszłego roku. Nowe kawałki mają na razie formę dema i wymagają sporo pracy – póki co, tylko do jednego z numerów mamy zrobione wokale. Ten materiał musi dojrzeć. Nie spieszymy się z tym – chcemy to zrobić jak najlepiej.
A co Twoim zdaniem jest najtrudniejsze w tworzeniu muzyki?
Złapanie momentu. Dla mnie pisanie muzyki jest nowością, bo ja nigdy wcześniej tego nie robiłem. Mimo że miałem swoje pomysły, to się z nimi nie wychylałem – wiadomo, że miejsce bębniarza jest za garami. W każdym zespole za pisanie muzyki odpowiadał ktoś inny. W Shadohmie cały czas uczę się tego procesu. Na początku robiłem to po omacku – nie wiedziałem, co mi z tego pisania wyjdzie. Bardziej sugerowałem się emocjami i szukałem dźwięku. Grę na gitarze miałem opanowaną w bardzo podstawowym stopniu – pewnych rzeczy, które gitarzysta z krwi i kości zna i wie o nich, ja dopiero uczyłem się metodą prób i błędów. Teraz to się trochę pozmieniało – zmieniła się moja higiena pracy. Ale zawsze zaczyna się od pomysłu – wychodzę od jednego motywu i później to obudowuję. Często jest tak, że pomysł, od którego wyszedłem, wylatuje, bo pojawia się lepszy. Oczywiście, zdarzają się dni kompletnie jałowe, kiedy siadam z gitarą na 2-3 godziny i nic się nie klei. Trzeba wtedy odłożyć instrument i dać sobie spokój. Zdarza się, że przez miesiąc-dwa w ogóle nie dotykam gitary, bo na przykład jestem w trasie. Ale kiedy już wejdę w tryb pisania, mam multum pomysłów i wtedy ten proces przypomina lawinę. Następnie to paliwo się kończy, ale za jakiś czas pomysły wracają.
A masz jakieś swoje muzyczne marzenie, którego jeszcze nie spełniłeś?
Chciałbym wywindować Shadohm na duże sceny. Zobaczymy, czy to się uda. Nadzieje są – na razie idzie to lepiej, niż się spodziewałem. Jest bardzo dobra frekwencja na tej części trasy z Batushką – w Gdańsku mieliśmy sold out [we Wrocławiu koncert również był wyprzedany – przyp. red.], a w innych miastach przychodzi nawet po kilkaset osób. Wiadomo, że tam ludzie nie przychodzą na nas, bo jesteśmy supportem, ale nadal uważam, że jest to świetny debiut. Na drugą część trasy [która odbędzie się jesienią – przyp. red.] mamy w planach grać dłuższego seta, bo w międzyczasie chcemy zrobić jeszcze dwa nowe numery.
Masz jakąś swoją rutynę koncertową?
Przede wszystkim, muszę odpocząć odpowiednio wcześniej. Jeżeli są na to warunki, staram się zrobić sobie krótką drzemkę – 15-30 minut na 1,5-2 godziny przed koncertem. Później następuje rozgrzewka na padzie. Staram się przygotować mentalnie na koncert. Robię sobie kawę. I na scenę 🙂